ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY 2/2

16 7 0
                                    


Łukasz Winnicki wyszedł z gabinetu lekarskiego wspierając się dłonią o wszystko, co znajdowało się w zasięgu jego wzroku. Dziękował Bogu za to, że w poczekalni stoi tak dużo stolików z ulotkami i gablot z eksponatami przypominającymi szkielet człowieka i organy wewnętrzne. Takie rzeczy wcześniej wzbudzały w nim jedynie obrzydzenia a teraz okazały się niemal ostatnią deską ratunku. – No i co? – zapytał Adam Niewiadomski, kiedy Winnicki z trudem wtoczył się do samochodu i opadł na miejscu pasażera głośno dysząc.

– Będę żyć – odpowiedział z grymasem bólu na twarzy.

– No tyle to się domyślam, ale co ci powiedział?

– Dał mi skierował na rentgen, wypisał proszki przeciwbólowe, coś na zmniejszenie opuchlizny i wypisał zwolnienie z pracy na dwa tygodnie – powiedział machając Niewiadomskiemu kartką przed oczami. – Możesz mnie jeszcze podrzucić do apteki po te proszki?

– Jasne – odpowiedział Niewiadomski i uruchomił silnik samochodu. – Wydaje mi się, że najbliższa apteka, która będzie o tej porze otwarta... – Zerknął na cyfrowy zegar na panelu obok kierownicy. Dochodziła 17:40. – Znajduje się na rogu Różanej i Malwowej...

– Nic mi to nie mówi. – Winnicki wzruszył ramionami. – Nie znam jeszcze tak dobrze tego miasta.

– Ta apteka jest obok cukierni i...słuchaj... – Odwrócił twarz do Winnickiego. – Wolałbym się tam nie pokazywać. Moi rodzice i właściciel tej cukierni nie są w najlepszych stosunkach. Nie do końca wiem, dlaczego, ale to jest jakaś gruba sprawa i jak nie masz nic przeciwko, to po prostu poczekam na ciebie w samochodzie.

– Jasne, jakoś się doczołgam do drzwi. Nie musisz mnie nosić na rękach.

– Jeszcze tego by brakowało – odciął się Niewiadomski.

Winnicki zaśmiał się głośno. Polubił tego człowieka, wydawał mu się być wyjątkowo szczery i dobry. Nie miał pojęcia, jaka tajemnica ciążyła nad jego rodziną i dlaczego na samo wspomnienie o matce spinał mięśnie, ale nie zamierzał dopytywać. On też miał przecież swoją tajemnicę, o której nikomu nie zamierzał nikomu pisnąć ani słowem.

– Za tym sklepem jest niewielki parking. – Niewiadomski wskazał dłonią na pokaźnych rozmiarów sklep osiedlowy. – Zazwyczaj jest pusty, chociaż w sumie od dawna nie byłem w tych okolicach, więc nie jestem pewien, czy coś się nie zmieniło. Będziesz musiał wyjść na główną ulicę, przejść wzdłuż cukierni i w budynku obok znajdziesz aptekę.

– Serio? – zaśmiał się Winnicki. – To chyba nie warto nawet zaglądać do tej cukierni?

– Czemu? – Niewiadomski zmarszczył brwi.

– No proszę cię, Adam. To przecież brzmi, jak pierwsza pomoc dla klientów – w razie zatrucia, apteka jest pod ręką.

Niewiadomski roześmiał się i pokręcił głową. Po chwili wjeżdżał już na mały, bezpłatny parking i z ulgą stwierdził, że jest kilka wolnych miejsc. Zatrzymał samochód i odwrócił się do Winnickiego:

– Muszę cię zmartwić przyjacielu, ale apteka stała tu dużo wcześniej.

– A...no to, chyba że tak. – Winnicki uniósł dłonie w przepraszającym geście. – W takim razie, kto wie, może kiedyś wybiorę się do tej cukierni na ciastko? Do ciast mam akurat cholernie dużą słabość. A już te domowej roboty, to mogę pochłaniać codziennie.

– No to żona pewnie cały czas coś piecze?

– Co...? A... tak... często piecze. – Winnicki podrapał się nerwowo za uchem po czym nacisnął klamkę samochodu i ruszył w stronę apteki. Mijając cukiernię wolnym krokiem zauważył, że w środku, za dużym, szklanym oknem stoi dziewczyna. Piękna, wysoka, szczupła brunetka. Uśmiechnął się lekko do niej i pomachał dłonią a ona po chwili odpowiedziała tym samym. Ten uśmiech... Ta twarz... Była taka podobna do...niej.

Mroczna Prawda - zakończona (2018 rok)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz