Rozdział 4

36 9 2
                                    

GRACE

Od dziesięciu lat próbowałam go znaleźć. Bezskutecznie. Przez tak długi czas w mojej głowie powstało milion różnych wersji, co mu powiem, kiedy w końcu się spotkamy. A teraz siedział przede mną, a ja zapomniałam, jak się mówi. Tak wiele miałam mu do wyjaśnienia. Nie liczyłam na wybaczenie. Chciałam, żeby poznał prawdę. Nie mogłam uwierzyć, że go nie poznałam. Teraz, kiedy lustrowałam go wzrokiem dostrzegłam kilka wspólnych cech wizualnych z Michaelem, którego ostatni raz widziałam trzynaście lat temu. Był zdecydownie wyższy i tęższy. Kiedyś miał wątłe ciało i nie był wyższy, niż 160cm. Jego szerokie ramiona opinała koszulka polo w czarnym kolorze. Zdawało mi się, że nieco pociemniały mu włosy albo po prostu inaczej go zapamiętałam. I te oczy. Jak mogłam nie rozpoznać go po tym spojrzeniu? Miał niemal czarne tęczówki, które teraz przeszywały mnie na wylot. Niegdyś tajemniczy i ciepły wzrok zmienił się w beznamiętny i zimny. Doskonale wiedziałam, że byłam tego przyczyną. Ja i paczka naszych znajomych, która doprowadziła do jego upadku. Nigdy nie wybaczę sobie krzywdy, jaką mu wyrządziłam. Było mi wstyd za siebie i za nich. Sarah od początku znała prawdę. Tak naprawdę oni wszyscy ją znali, oprócz mnie i Mika. Ale to ona była moją najlepszą przyjaciółką i to ona powinna to wszystko powstrzymać. Los tego człowieka, szesnastoletniego chłopaka, leżał w jej rękach. A ona kłamała przede mną, przed policją, a później przed sądem. Gdy po trzech latach nie wytrzymała zżerających ją wyrzutów sumienia, zdecydowała się wyznać mi, co tak naprawdę zaszło tamtej nocy. I tego dnia nasza przyjaźń się skończyła. Nie mogłam mieć żadnej relacji z osobą, która była zakłamana i zepsuta do szpiku kości. Nasza przyjaźń tak naprawdę nie istaniała. Nic, co przez tak wiele lat budowałyśmy, nie było prawdziwe. Nie mogłabym jej na nowo zaufać. Nawet nie chciałam. To był za duży kaliber, żebym była w stanie pracować nad tą relacją. To wszystko mnie złamało. Nienawidziłam siebie, że dałam się tak zmanipulować, że w żadnym momencie nie wyłapałam tych steku kłamstw. Potrzebowałam kilku lat, żeby móc ze względnym spokojem spojrzeć sobie w lustrze w twarz.

Z zamyślenia wyrwało mnie chrząknięcie Michaela. Odważyłam się kolejny raz spojrzeć mu w oczy. Chciałam coś powiedzieć, ale strach przed jego reakcją paraliżował mój język.

- Po co się tu zjawiłaś? To nie przypadek, że akurat chciałaś pracować w Scott&Evans Advertising Spot. Jeszcze Ci mało? Za mało mi dojebałaś? Najpierw zniszczyłaś mnie, a teraz wróciłaś zniszczyć moją firmę? - wyrzucał z siebie pytania surowym tonem.

- Nie, Mike, to nie tak. - próbowałam wytłumaczyć, ale mi przerwał.

- Dla Ciebie Pan Scott.

- Dobrze, przepraszam. Nie chcę nic zniszczyć. Nie miałam pojęcia, że agencja jest Twoja. To czysty przypadek.

- I sądzisz, że w to uwierzę? Naprawdę myślisz, że nadal jestem szesnastoletnim kretynem, który da się wyrolować? - był wściekły, słyszałam to w jego głosie, ale zarazem byl opanowany.

- Przysięgam, Mike! To znaczy Panie Scott. Nie jestem tu po to, żeby Panu zaszkodzić. Naprawdę nie wiedziałam, że Scott&Evans należy do Pana.

- I może jeszcze będziesz próbować mi wmówić, że nie poznałaś mnie, kiedy zobaczyłaś mnie na rozmowie kwalifikacyjnej?

- Mike... To znaczy... Jezus, nie. Nie będę do Ciebie mówić na Pan, to niedorzeczne! I nie, nie poznałam Cię. Zmieniłeś się przez te lata. Szukałam Cię od dziesięciu lat. Na wszystkie możliwe sposoby. Chciałam Cię przeprosić i wyjaśnić, co zaszło tamtej nocy i że też zostałam oszukana.

Wszyscy skłamali...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz