GRACE
Miałam dość. Naprawdę miałam dość tego gówna, które na stałe zagościło w moim życiu. Popadałam w skrajne emocje, totalnie nad sobą nie panując. Wiedziałam, że nadejdzie dzień, w którym rodzice Mika dowiedzą się, że znów jestem częścią jego życia i na pewno nie spodziewałam się, że wpadniemy sobie stęsknieni w ramiona. Spychałam te myśli w odmęty swojej zepsutej głowy, bo najzwyczajniej w świecie się bałam. Choć bardzo pragnęłam wspólnej przyszłości z Michaelem, to nie mogłam pozwolić, aby moja osoba poróżniła go z rodzicami.
Po sobotniej rozmowie telefonicznej, kiedy Mike wracał od rodziców, nie kontaktowaliśmy się ze soba. W głowie ułożyłam już milion rozmów, jakie chciałabym z nim przeprowadzić. Miał rację - takich spraw nie należy załatwiać przez telefon. Nie byłam już nastolatką i powinnam stawiać czoła problemom, a nie uciekać.
Wyszłam z windy i od razu skierowałam swoje kroki do jego gabinetu. Chciałam wejść do środka, ale drzwi były zamknięte na klucz. To było bardzo dziwne, bo to zazwyczaj on przychodził pierwszy. Teraz uczucie niepokoju, które towarzyszyło mi całą niedzielę, przybrało na sile. Odwróciłam się, by odszukać Emmę, ale zanim dążyłam zrobić krok, odbiłam się od czyjejś klatki piersiowej. Mark przytrzymał mnie w pasie, żebym nie upadła na podłogę.
- Tu jesteś! Właśnie miałem do Ciebie dzwonić. - strach miał wymalowany na twarzy, przez co mój żołądek jeszcze bardziej się zacisnął. - Mike miał wypadek. Wracał od rodziców w sobotę i uderzył w drzewo.
Mark mówił dalej, ale już go nie słyszałam. Przerażenie przejęło kontrolę nad moim ciałem. Zaczęłam się trząść i ciężko oddychać. Nie wiem, jak długo trwał ten stan, ale kiedy zaczął docierać do mnie spokojny, damski głos wiedziałam, że muszę wrócić na ziemię. Po chwili dostrzegłam kleszczącą przede mą Emmę, która próbowała wyciągnąć na powierzchnię.
- Mike... Czy on żyje? Co się stało? Muszę do niego jechać. Gdzie on jest? - wyrzucałam z siebie słowa czując poczucie winy. Gdybym nie zdenerwowała go przez telefon, do niczego by nie doszło.
- Grace, spokojnie. Żyje. Jest poobijany, ma złamane kilka żeber i wstrząs mózgu. Dopiero dzisiaj odzyskał świadomość i od razu o Ciebie zapytał, dlatego przyjechałem tutaj. Chodź. Zabiorę Cię do niego.
Miałam wrażenie, że Mark jedzie dziesięć mil na godzinę. Co chwilę nerwowo poprawiałam się na fotelu pasażera i sprawdzałam godzinę. Nie mogłam usiedzieć w miejscu. Nawet przez chwilę pomyślałam, że jak zatrzymamy się na czerwonym świetle, to wyskoczę z samochodu i resztę drogi do szpitala przebiegnę sprintem.
- Spokojnie. Za chwilę będziemy na miejscu. - położył dłoń na moim kolanie i lekko je uścisnął.
- Wiem, kurwa, wiem! - zakryłam twarz dłońmi. - Przepraszam. Wiem, że jedziesz najszybciej, jak możesz i naprawdę bardzo jestem wdzięczna, że mnie ze sobą zabrałeś. Jestem zdenerwowana i trudno mi nad sobą zapanować, ale nie powinnam na Ciebie krzyczeć.
- Już dobrze. Nic się nie stało. Czułem to samo, jak dowiedziałem się, że miał wypadek.
Dziesięć minut później weszliśmy do sali, w której leżał Mike. Wiedziałam, że jest poobijany, ale takiego widoku się nie spodziewałam. Miał podbite oczy, rozcięty łuk brwiowy i wargę. Głowę miał zawiniętą bandażem i zauważyłam, że lewą rękę miał w gipsie. Liczne siniaki na jego twarzy i torsie pokazywały, jak bardzo był poobijany. Na drżących nogach podeszłam do łóżka i delikatnie dotknęłam jego dłoni. Miałam wrażenie, że nawet najmniejszy dotyk sprawi mu ból.
CZYTASZ
Wszyscy skłamali...
Mystery / ThrillerBędąc już dorosłym mężczyzną, Michael nadal miał problem z zaakceptowaniem tego, co wydarzyło się w ostatniej klasie liceum. I kiedy wydawało mu się, że wychodzi na prostą, w jego firmie pojawiła ONA. Dziewczyna, przez którą przeszedł największy kos...