MICHAEL
Nie mogło być dobrze. Doszedłem do momentu, w którym zastanawiałem się, czy to wszystko ma sens. Choć jeszcze nie tak dawno przekonywałem Grace, że nie ma rzeczy niemożliwych i że razem pokonamy każdą przeszkodę, teraz sam miałem wątpliwości. Może wszechświat dawał nam znaki, że nasza wspólna przyszłość nie ma prawa bytu, bo będziemy się ranić? Może to wszystko nie działo się bez powodu?
To, co zobaczyła Grace pod moim domem, nic nie znaczyło. Kobieta, która mnie pocałowała, to Monica, moja była pracownica. Kiedyś coś między nami się zrodziło, ale finalnie Monica wybrała swojego byłego. Zrozumiałem to. Nie było to na tyle silne uczucie, żeby podjąć próbę walki. Złożyła wypowiedzenie i wyjechała do Szkocji razem z tym facetem.
Teraz wróciła i poprosiła o chwilę rozmowy. Myślałem, że coś się stało, bo brzmiała na bardzo przybitą przez telefon. Jednak z jakiegoś powodu, nawet ona go nie znała, postanowiła powiedzieć mi, że wychodzi za mąż i ten ostatni raz chciała się ze mną zobaczyć i pożegnać na zawsze.
- Nie potrafiłam się powstrzymać, żeby nie zobaczyć Cię ten ostatni raz. Chcę, żebyś wiedział, że kochałam Cię i część mnie zawsze będzie Cię kochać. Wybrałam Johna, bo wiedziałam, że nigdy nie zdobędę Twojego serca, a nie chciałam być tą drugą. Byłeś ze mną, ale myślami wciąż byłeś z nią. Każdego dnia drżałam, że Grace wróci i moje prowizoryczne szczęście pryśnie, jak bańka mydlana.
- Monico, przepraszam. Nigdy nie chciałem Cię skrzywdzić. Nie powinienem wchodzić w związek bez wcześniejszego posprzątania w swoim życiu. Życzę Wam szczęścia.
- Dziękuję. Dla Johna jestem najważniejsza. Czuję się chciana i kochana każdego dnia.
- A czy on jest tak samo ważny dla Ciebie? - nie wiem, czemu o to zapytałem. To nie była moja sprawa. Patrzyła mi chwilę w oczy, ale nie odpowiedziała na pytanie. Przysunęła się bliżej mnie, stanęła na palcach i złożyła delikatny pocałunek na moich ustach.
- Żegnaj. - wsiadła do auta i odjechała.
Teraz stałem pod drzwiami Grace i próbowałem nakłonić ją, żeby mi otworzyła. Musiałem jej wszystko wytłumaczyć, bo wiedziałem, jak to z boku wyglądało. Nie mogłem jej stracić przez głupie nieporozumienie.
Nie wiem, jak dużo czasu minęło, ale w końcu usłyszałem dźwięk odblokowującego się zamka. Od razu poczułem ulgę, chociaż nie wiedziałam, czego mogłem się spodziewać. Mogła mnie wpuścić i zechcieć mnie wysłuchać, ale mogła też kazać mi wypierdalać. Na tę myśl serce zaczęło mocniej bić w mojej piersi. Grace lekko uchyliła drzwi i spojrzała na mnie smutnymi i spuchniętymi od płaczu oczami. Zabolał mnie ten widok. Nie chciałem, żeby przeze mnie płakała. W ogóle nie chciałem, żeby płakała przez kogokolwiek. Chyba, że byłyby to łzy szczęścia.
- Grace, błagam. Pozwól mi wytłumaczyć. Wiem, jak to wyglądało, ale przysięgam, że nic mnie z Monicą nie łączy. Nie miałem pojęcia, że zaraz po tym, jak powiedziała, że wychodzi za mąż, pocałuje mnie. Nie chciałem tego. Przepraszam.
- Wysłucham Cię, bo już kiedyś popełniłam ten błąd i nie dopuściłam Cię do głosu. Wejdź.
Siedzieliśmy w salonie i opowiadałem od początku całą historię. Prawda była taka, że nie pamiętałem dokładnie kolejności zdarzeń, bo nie byłem zaangażowany w relację z Monicą. Kobieta dziś mi to wytknęła i ta prawda brutalnie we mnie uderzyła. Pozwoliłem, by się we mnie zakochała mimo, że moje serce od lat należało do kogoś innego. I choć zepchnąłem ten fakt w najgłębsze zakamarki swojego umysłu i serca, to co jakiś czas głos w mojej głowie przypominał mi o tym.
Bonnie i Clyde ułożyli się koło mnie, a ja, żeby ukryć drżące dłonie, zanużyłem je w ich futrach i delikatnie miziałem. W odpowiedzi dostałem ciche mruczenie z obu stron.- Teraz widzę, że to było niewłaściwe. Kiedyś byłem zbyt mocno pogrążony w swoim cierpieniu, żeby to dostrzec. - dodałem na sam koniec. Grace nadal nic nie mówiła, tylko wbijała we mnie zmęczone oczy. Oddychałem ciężko czekając na jakąkolwiek reakcję. W końcu znów postanowiłem się odezwać, bo przyszła mi pewna myśl do głowy.
- Nie będę na Ciebie naciskać. Wrócę do siebie i dam Ci czas, żebyś oswoiła się z tym, co powiedziałem. - podniosłem się z sofy, ostatni raz pogłaskałem Maine Coon'y i kiedy już miałem dodać, że będę czekać na jej telefon, odezwała się.
- Wierzę Ci. - wzięła głęboki wdech. - Ale mam dość. Po prostu mam dość tego całego gówna, które nieustannie pojawia się w moim życiu. Naszym życiu. Przepraszam, że nie powiedziałam Ci prawdy o detektywie. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Nie chciałam wypłukać się ze wszystkich oszczędności i tak samo nie chciałam brać ani pożyczać pieniędzy od Ciebie. Nie podobało mi się, że decydowałeś za mnie, ale powinnam być stanowcza i powiedzieć Ci stop. Jeśli chodzi o Lucasa, nie chcieliśmy Cię denerwować, bo mieliśmy nadzieję, że informatykowi uda się przywrócić prezentację. I dodam jeszcze, że nie powinieneś być zazdrosny, bo między nim, a Em, zaczyna się coś dziać. Mówiłam Ci, że mają się ku sobie. I w ogóle denerwuje mnie to kursowanie między naszymi domami i jeszcze pracą. W godzinach szczytu tracimy czas w korkach. - tym ostatnim, co powiedziała, sądząc po jej minie, była tak samo zaskoczona, co ja. Czy dobrze zrozumiałem? Czy Grace właśnie zasugerowała, że powinniśmy razem... zamieszkać? Nie tracąc czasu na domysły, po prostu zapytałem, pomijając wszystko, co powiedziała wcześniej.
- Chcesz, żebyśmy razem zamieszkali? - podszedłem do siedzącej na sofie dziewczyny i uklęknąłem przed jej nogami.
- Przepraszam. Jestem wzburzona i nie powinnam była tego mówić. Wiem, że jest jeszcze za wcześnie, bo między nami dopie...
- Kochanie. - przerwałem jej i wziąłem jej twarz w dłonie. - Nigdy nie przepraszaj mnie za to, co czujesz. Też tego chcę. Chcę, żebyśmy zamieszkali razem i wiem też, że Twoim marzeniem jest mieszkanie nad morzem, dlatego to Wy przeniesiecie się do mnie i sprawicie, że mój dom stanie się naszym domem. Możemy też kupić inny dom i zacząć w nim kolejny rozdział naszego wspólnego życia.
Między nami zapadła cisza. Miałem wrażenie, że trwa wiecznie i przez chwilę pomyślałem, że przesadziłam ze swoim monologiem, że może wcale nie chodziło jej o wspólne zamieszkanie i teraz ją wystraszyłem?
- Kocham Cię. Zawsze Cię kochałam. I zawsze będę Cię kochać.
- Czyli... - przerwałem, bo sam nie wiedziałem, co chcę powiedzieć.
- Zamieszkamy z Tobą i uczynimy Twój dom naszym domem, bo nie chcę już więcej marnować czasu na życie osobno, a ewentulnie w przyszłości pomyślimy o zakupie innego domu. - uśmiechnęła się, po czym czule mnie pocałowała.
- Kocham Cię. Zawsze Cię kochałam. I zawsze będę Cię kochać, ale...
- Ale? - spojrzała na mnie marszcząc brwi.
- Najpierw znajdziemy jakąś firmę, która zabezpieczy okna, taras i ogród, żeby Bonnie i Clyde nie wywinęli nam żadnego numeru.
- Lubię, kiedy mówisz MY i NAM. I nie strasz mnie więcej żadnym ALE.
- Dobrze, obiecuję wykreślić ze swojego słownika słowo ALE, tylko też mi coś obiecaj - jeśli z jakiegoś powodu nie będziesz potrafiła od razu powiedzieć, co Ci leży na sercu, to powiedz mi wprost, że potrzebujesz czasu i porozmawiamy, kiedy będziesz gotowa, okej? - pokiwała głową zgadzając się. - A ja obiecuję jeszcze, że nie będę za Ciebie podejmować decyzji. Przepraszam za to.
Dziś to ja zostałem u Grace na noc. Nie mogłem się doczekać czasu, kiedy będziemy spać u NAS.
O.♥️
CZYTASZ
Wszyscy skłamali...
Mystery / ThrillerBędąc już dorosłym mężczyzną, Michael nadal miał problem z zaakceptowaniem tego, co wydarzyło się w ostatniej klasie liceum. I kiedy wydawało mu się, że wychodzi na prostą, w jego firmie pojawiła ONA. Dziewczyna, przez którą przeszedł największy kos...