Czasami jak ktoś rozmawia o kościele i pyta mnie, czemu nie chodzę, po prostu mówię że nie mam czasu. Jednak mam w głowie zawsze obraz jedenastoletniej mnie, błagającej Boga żeby to wszystko się skończyło, żeby ojciec w końcu odszedl, żeby mama zdecydowała się na rozwód a my będziemy mieli spokój. Chciałam żeby pomógł, prosiłam go wiele razy, jednak po czterech latach dopiero się udało wziąć rozwód. Nie czuję się jakby to on nam pomógł, wręcz przeciwnie jakby to on chciał żebyśmy gnili z ojcem i wykończyli się nawzajem. Temu nie chodzę do kościoła, zwalałam winę na zmianę księży (chociaż to też się przyczyniło), jednak czułam się zostawiona przez niego. Byłam wierzącym dzieckiem, chodziłam na roraty na mszę co niedzielę przychodziłam, ale przestałam po komunii, na niedzielę tylko w okazję. Albo żeby kupić opłatek w kościele, ale nie czuje się tam dobrze. Zawsze jak chce tam wejść, przypominam sobie o moich wieloletnich błaganiach… które nic nie przyniosły.
Raz nauczyciel mnie zapytał, jak z moją wiarą. Odpowiedziałam, że jeszcze szukam, bo gdzieś się zgubiłam. Najwidoczniej ucieszył się tą odpowiedzią, ja też bym się cieszyła gdyby nie fakt że zabłądziłam za bardzo. Może uda mi się wrócić
![](https://img.wattpad.com/cover/326122299-288-k721461.jpg)
CZYTASZ
I needed love...
Roman pour AdolescentsPamiętnik, który ma mi pomóc sobie ulżyć. Jeśli jesteś moją osobą bliską, zastanów się zanim to przeczytasz, bo wszystko pisze pod wpływem emocji. Pamiętnik zawiera przekleństwa i błędy ortograficzne i każdego rodzaju, za to przepraszam Nie będą wys...