To właśnie dziś zaczyna się nowy rok szkolny, reszta wakacji minęła szybko i nudno, no tylko ostatni tydzień był najlepszy, bo wtedy przyjechała Amber i spędziłam z nią te ostatnie dni wolnego. Co do Lorenzo jego, „chronienie mnie" polegało na tym, że nie pojawił się już ani razu mi na oczy co oznaczało, że chronił mnie na odległość. A przynajmniej tak myślę, jakoś zbytnio mnie to nie interesowało, bo Marco prawdopodobnie albo nie wie gdzie jestem, albo już sobie odpuścił bo gdyby wiedział już dawno by się za mnie wziął. Z Livią, Dylanem i Alice się nie kontaktowałam, pomimo, że bardzo chciałam to nie miałam odwagi przyjść do nich z podkulonym ogonem po tym wszystkim. Po tym jak ich zostawiłam i miałam ich w dupie.
Stałam na sali gimnastycznej, i gdybym się normalnie zachowywała to byłabym z moimi znajomymi a tak teraz stoję sama, bo Blaise i inni moi pseudo przyjaciele mają mnie w dupie. Zauważyłam Dylana a za nim Livię i Alice, rozmawiali ze sobą śmiejąc się co chwilę nawet na mnie nie patrząc, było mi przykro, bardzo przykro, ale zasłużyłam sobie na to.
Nawet nie starałam się w swoim ubiorze, zwykłe czarne rozszerzane spodnie a do tego biały top gorsetowy z ramiączkami. Buty to zwykłe adidasy bo nie widzi mi się przychodzić w szpilkach na głupie rozpoczęcie roku szkolnego. Nie byłam nawet jeszcze psychicznie przygotowana na wrócenie tutaj. Pod koniec roku zaniedbałam naukę przez dragi i ledwo zdałam, czasami nachodziła mnie ochota na ponowne wzięcie tego „lekarstwa", ale po pierwsze nie miałam od kogo kupić, a po drugie postanowiłam z tym skończyć, może to się nie udać, jest to zależne od tego jak się sprawy będą mieć, jak na razie nie narzekam chociaż chciałabym pogodzić się z moimi przyjaciółmi których potraktowałam jak najgorsze gówno. Dopóki żaden z moich prześladowców nie pojawia mi się na oczy to dla mnie pasuje. Gdyby tylko Amber uczyła się tam gdzie ja, wtedy życie nie mogłoby być chyba lepsze, no może byłoby lepsze gdyby dwóch pewnych chorych psychicznie idiotów trzasnął piorun, wtedy to byłoby życie jak w Madrycie.
Usłyszałam jak dyrektor w końcu uciszył wszystkich oczywiście w języku włoskim stając po środku sali aby powitać wszystkich ponownie a niektórych po raz pierwszy w tej jakże cudownej szkole.
Gdy w końcu zakończył swoją wypowiedź wszyscy zaczęli bić brawo i zaczęliśmy wychodzić aby zebrać się w swoich salach. Jak dla mnie jest bez sensu spotykać się ze swoją klasą tylko na chwilę aby ich powitać, ja tu nie mam kogo witać, teraz będę skazana na siedzenie samej w ławce, bo prócz tej trójki dawnych przyjaciół których nie doceniłam nikt mnie w klasie nie lubił, każdy miał swoje grupy z którymi się trzymali i nikt nie chciał ze mną rozmawiać.
Weszliśmy do sali i zajęłam miejsce przy ścianie, tak jak się spodziewałam, po lewej stronie krzesło pozostało puste, bo nikt nie chciał ze mną usiąść, nawet mnie to jakoś nie dziwiło, zasłużyłam sobie i byłam tego świadoma.
Zaczęłam przeglądać coś na telefonie schowanym pod ławką, bo dla mnie było to znacznie ciekawsze niż słuchanie tych durnych słów nauczyciela które powtarzają się co roku i nie mają żadnego przekazu.
- Mogłabyś chociaż na te piętnaście minut odłożyć telefon, Maggie? - uniosłam wzrok spod ławki na wychowawcę stojącego nade mną z niezbyt zadowoloną miną, westchnęłam i schowałam telefon do małej czarnej torebki którą wzięłam ze sobą. Mówił po angielsku bo widział że mogłabym go nie zrozumieć gdyby powiedział w swoim ojczystym.
- No więc tak jak mówiłem, do klasy dołączy nowy uczeń, niestety nie mógł się dziś zjawić, ale jutro zobaczycie go już na zajęciach - powiedział wracając na swój fotel a ja lekko uniosłam brwi, nie spodziewałam się, że będzie ktoś nowy w klasie, tym bardziej ze klasa nie jest mała bo łączy dwadzieścia osiem osób, co nie jest małą liczbą. Znaczy, to zależy w jakich okolicznościach...
CZYTASZ
I Will Follow YOU | Dylogia Desire #1
Storie d'amore„Gdzie to on pragnie jej" 16-letnia Maggie Ladew prowadziła dotąd skromne i normalne życie jednak po przeprowadzce do Włoch wszystko zmieniło się o 360 stopni, śmierć ojca, nowy partner jej matki, wszystko sprawiło, że ze szczęśliwej bezproblemowej...