Rozdział 1

1.3K 136 142
                                        


Na początek drobna informacja dla tych, którzy są tu ze mną od niedawna. Ta książka przedstawiać będzie losy bohaterów drugoplanowych z mojej pierwszej książki - Sweet Fights. Jednak spokojnie można czytać te pozycje osobno. Ale wtedy spojlerujecie sobie zakończenie pierwszej części💋💚
______________________________________

Boguś

🤎

Dzień dobry, cześć i czołem. Pytacie, skąd się wziąłem? Część z was, już mnie zna, jeśli zapoznaliście się wcześniej z historię mojego kumpla Cezarego Scone (taka jedna wariatka, miała czelność ją opisać. - Bezczelna! A to ja powinienem być pierwszy. Jestem przystojniejszy, inteligentniejszy… i w ogóle same ochy i achy. - No ale cóż. Przyjmuję to drugie miejsce i nie chowam urazy. Każdy człowiek ma prawo do błędu.) ale jeśli nie, to z przyjemnością się wam przedstawię.

Jestem Bogusław Zieliński. Dla jednych Boguś, dla innych Niedźwiedź… różnie wołają. Jedna taka przechrzciła mnie nawet Donżuanem z bożej łaski… ale, o tym to później. Najczęściej jednak słyszę Misiu, więc i wy możecie mnie tak zapamiętać.

Zamieszkały w Łodzi, już od kilku dobrych lat. Wiek… stary koń, jak twierdzi większość, ale ja uważam, że to właśnie teraz zaczyna się prawdziwe życie. Czyli życie po trzydziestce, bo dokładnie mam trzydzieści jeden lat. - Ale to nie portal matrymonialny, żebyście musieli znać całą moją metrykę. Tak więc do rzeczy.

Od prawie dwóch lat, prowadzę swój klub bokserski w centrum Łodzi. Sporo się natrudziłem, żeby znaleźć tak fajną lokalizację, ale udało się.

Sport od zawsze odgrywał ogromną rolę w moim życiu, a miłość do niego zaszczepił we mnie mój ojciec, były bokser, którego zawsze podziwiałem za determinację i siłę. 

Jako dziecko większość czasu po szkole spędzałem na salach treningowych, gdzie obserwowałem jego treningi i chłonąłem atmosferę rywalizacji oraz ciężkiej pracy. Te chwile przyglądania się, jak tata pokonuje swoje słabości i doskonali technikę, zrodziły we mnie głęboką pasję do sportu. 

Z czasem ta pasja przerodziła się w coś więcej - sam zacząłem trenować, a w szkole średniej wystartowałem w swoich pierwszych zawodach, chcąc pójść w ślady ojca i sprawdzić się w rywalizacji. Sport stał się dla mnie nie tylko formą aktywności, ale też sposobem na życie, ucząc mnie dyscypliny, wytrwałości i odwagi.

Miałem na koncie swoje sukcesy i kilka osiągnięć, ale z czasem coraz bardziej doskwierało mi, że byłem ciągle przyrównywany do ojca. Chociaż sport nadal pozostawał moją wielką pasją, nie chciałem żyć w jego cieniu ani podążać dokładnie tą samą drogą. 

Zamiast więc przechodzić na zawodowstwo i kontynuować karierę sportową w boksie, zdecydowałem się pójść na Akademię Wychowania Fizycznego. Uznawałem to za sposób, by nadal rozwijać się w dziedzinie, którą kocham, a jednocześnie znaleźć swoją własną ścieżkę. Na AWF-ie mogłem nie tylko poszerzać wiedzę i umiejętności, ale też zdobyć solidne podstawy do pracy w różnych obszarach związanych ze sportem, co otworzyło przede mną zupełnie nowe możliwości.

Nie zrozumcie mnie źle - z tatą mam świetny kontakt i ogromnie go podziwiam, zarówno za to, jakim jest ojcem, jak i za jego sportowe osiągnięcia. Jest dla mnie prawdziwym wzorem i wiem, ile wysiłku włożył w swoją karierę. 

Jednak to wieczne porównywanie mnie do niego zaczęło z czasem przytłaczać. W dodatku doskonale pamiętam, jak bardzo mama się o niego martwiła za każdym razem, gdy wychodził na ring. To były dla niej trudne chwile, pełne lęku i niepokoju – i wiedziałem, że nie chciałbym, żeby musiała przeżywać to samo w związku ze mną. To też był jeden z powodów, dla których postanowiłem obrać inną drogę.

Tie-Break # 2 SurvivorsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz