41

4 1 0
                                    


*Selena


-Pani Seleno, powodzenia. - Słyszę nieśmiały głos makijażystki, która żegna się ze mną skinieniem głowy i wychodzi razem ze stylistką. Zmykają za sobą drzwi zostawiając mnie samą.

Staję przed lustrem i wpatruje się w swoje odbicie. Wyglądam jak anioł. Czysty niewinny i słodki.

Nieskazitelny.


*Pół godziny do gali.


Po chwili słyszę pukanie do drzwi a po ich otwarciu w progu staje Nadia  i zamiera przez chwilę w bezruchu. Uśmiecha się serdecznie okazując zachwyt mojej skromnej osobie.

-Wygadasz przepięknie. - komplementuje mnie ze stoickim spokojem w głosie czym mnie zaskakuję jednak dochodzę do wniosku, że to przecież dla niej nie pierwszy raz. Jedynie transakcja handlowa przynosząca spokojna przyszłość.

-Dziękuję. Pozwól mi zobaczyć Werę. – staram się utrzymać nerwy na wodzy i kulturę wypowiadanych słów choć mam wielką ochotę wyrzucić z siebie siarczystą mieszankę przekleństw obrazującą to co czuję o tym procederze. Jednak wiem, że to niczego nie zmieni.

-Chodź ze mną. – odwraca się i kieruje korytarzem do windy, do której wsiadamy. Znajomy dźwięk dzwonka zamyka drzwi i ruszamy piętro niżej, gdzie znajduje się matryca shine.

Po wyjściu z windy słychać w oddali znajome dźwięki piosenki Earned Id The Weekend, gdy ochrona otwiera drzwi do Sali z matrycą. Zatrzymujemy się w połowie drogi korytarza którym idziemy i Nadia otwiera prawe drzwi do sali, w której znajdują się szklane klatki z moimi sobowtórkami. To to samo miejsce, które pokazał mi John tylko z innej perspektywy. 

Drżącymi nogami wchodzę do środka i stawiam krok a po nim kolejny. Sobowtórki przyglądają mi się z uwagą zastanawiając się czy jestem kolejnym numerem. Ale gówno mnie to obchodzi, bo w jednym ze szklanych pokoi dostrzegam Werę. Spogląda w moi kierunku czekając aż do niej podejdę wiec przyspieszam stawiane kroki.

-Wera nic ci nie jest? – dobiegam do szyby i krzyczę niesiona w jej kierunku jak na skrzydłach anioła. Nawet wysokie szpilki nie są dla mnie przeszkodą.

-Selena? – patrzy na mnie tak jakby wydawało jej się, że jestem jedynie jej wytworem wyobraźni. Iluzją, która tak bardzo pragnie zobaczyć.

-Jestem tu kochana. Żywa z krwi i kości. Jasna cholera co oni ci zrobili? – pytam podejrzewając, że jest nafaszerowana narkotykami. Jej reakcja na bodźce jest zwolniona, jakby była w jakimś transie. Jednak jest świadoma i próbuje ze mną nawiązać rozmowę. Jej widok łamie mi serce.

-Pomóż mi proszę, zabierz mnie do domu.

-Zabiorę. Obiecuję.

-To wszystko przez nich.

-Co?

-Zbliż się, bo nie mogę mówić zbyt głośno.

-Mów – przykładam czoło do dzielącej nas szyby.

-To oni.

-Wiem.

-Nie. Chodzi mi o szkołę. Pamiętasz te głośne samobójstwa nastolatek w szkole. – kiwam do niej potakująco głową – Płacą grube pieniądze pewnej nastoletniej laleczce. To córka ważnego polityka, który za zabawę tutaj płaci tu krocie. Ona rzuca wyzwania tym trzynastoletnim dziewczynką, które nie dają rady...uratuj je. Te które, mają jeszcze szanse. Przeżyć.

-Nie martw się tym teraz Wera. Zabiorę cię stąd. -Ścieram łzy ze swoich policzków.

-Nie dam już rady.- jej głos jest zrezygnowany jakby chciała się poddać na co jej nie pozwolę.

-Dasz radę.  Wytrzymaj jeszcze chwilę. Zobaczysz. Betty też tu jest.

-Co?- jej oczy robią się wielkie i szklą jak dwa diamenty.

-Musimy iść. Koniec wizyty. -Nadia podchodzi do mnie i łapie mnie za rękę.

-Nadio, jeszcze chwilę!

 – Natychmiast, jeśli chcesz zobaczyć ją jeszcze żywą Selena.

-Wrócę po ciebie Wera. Obiecuję. - na te słowa popada w szloch czym łamie mi serce na kawałki.

Wychodzę w nadziei, że moje wyjście na arenę matrycy shine ich zniszczy a bezwzględny proceder raz na zawsze zostanie zamknięty. Serce wali mi jak młotem a żołądek podchodzi mi do gardła związany w supeł.

Ochrona kroczy tuż za moimi plecami a Nadia próbuje dawać mi jeszcze ostatnie jej wytyczne i rozkazy co mam zrobić jednak dochodzą do mnie jakby z jakieś studni. Nie zwracam na nie uwagi, bo w głowie cały czas powielają mi się słowa Wery. Uratuj je.

Mam zamiar to zrobić!



*Finał.


Najemnicy przystawiają mi broń do głowy i odbezpieczają. To małe przypomnienie tego kto tu rządzi. Nie robi to na mnie żadnego wrażenia.

-Jeśli wykręcisz jakiś numer zginiesz ty i Wera również. Ona pierwsza na twoich oczach. Pamiętaj o tym. - gdy Nadia kończy mnie straszyć najemnicy chowają broń i otwierają drzwi, za którymi jest złota matryca Shine. Stoję dumnie wyprostowana i patrzę jedynie przed siebie kompletnie ją ignorując. Robiąc krok do przodu odpowiadam jej:

-Wal się suko! – po czym pewnie idę w stronę Shine.

Idę z wysoko podniesionagłową. Dumna i wyniosła ubrana w godność i szacunek do samej siebie za to kim się stałam.

Imperium mroku.Część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz