Rozdział 8

1.6K 122 10
                                    

Amelia siedziała spokojnie na kozetce i machała zdrową nogą. Po chwili podszedł do niej James i zaczął robić opatrunek. Przyglądała się jak oczyszcza jej ranę, a później szybko nakłada bandaż.

-Nie wiedziałam, że umiesz tak szybko robić opatrunek- zagadała go dziewczyna.

-Jak miałem 16 lat, chciałem jakoś pomagać Mścicielom. Mój tata nie zgodził się, bym wtedy brał udział w czynnej walce, ale zaproponował bym pomagał im z cywilami. No wiesz, ewakuować ich z miejsca bitwy, znajdować rodziców zagubionych dzieci, wykonywać pierwszą pomoc itp.

-Nas tata chwalił za to, że włamujemy się do tajnych akt Avengers jak mieliśmy 11 lat. Ale ty robiłeś coś o wiele lepszego. Ty już wtedy byłeś bohaterem.

-Czyja wiem... Ja tylko biegałem po lekcjach wokół miejsca bitwy z apteczką. Nigdy nie byłem bohaterem.

-I skromny też jesteś.

James lekko się uśmiechnął. Poczuł, że się rumieni.

-Gotowe.

Amy popatrzyła na swoją nogę. Opatrunek, był nałożony perfekcyjnie pod każdym względem. Tylko... cześć kombinezonu była przypalona oraz brudna od krwi. "Zajmie się tym mój braciszek. On popsuł, on naprawia i czyści"

Rogers odniósł przedmioty medyczne do szafki i wyjął z niej dwa lizaki.

-Na szczęście to nie jest jakaś wielka rana, ale musisz się oszczędzać- powiedział podając jej lizaka.-Za to, że byłaś grzeczną pacjentką, należy się lizaczek.

Dziewczyna uśmiechnęła się do chłopaka i wzięła słodycz. Pisało na niej: "Wita-zak. Bez konserwantów i sztucznych barwników".

-Wiesz, że to są te "zdrowe" lizaki, które dorośli próbowali nam kiedyś wcisnąć?

-I co?- odpowiedział James wkładając słodycz do ust. Wypluł go jednak po chwili do kosza i zaczął płukać język pod kranem. Amy widząc to zaczęła się śmiać. Kiedy chłopak pozbył się smaku z ust, usiadł na kozetce obok Amelii.

-Sorry, że się śmieję z ciebie- powiedziała dziewczyna nadal chichocząc.

-Nic nie szkodzi. Masz uroczy śmiech.

Teraz to Amelia poczuła, że się rumieni. Rogers położył swoją rękę na jej dłoni. Oboje spojrzeli w sobie oczy. Milczeli. James czuł dziwne ciepło w klatce piersiowej. Nie wiedział co się dzieje, ale podobało mu się to. Czyżby się... zakochał?

Amy czuła się przy nim miło i bezpiecznie. Co zabawne, bo jak byli dziećmi często się kłócili i uważała go za głupka. A teraz... sama nie wiedziała co robić przy nim. Oczywiście on jest jej przyjacielem, ale to też syn wroga jej taty. Nie wiedziała czy może czuć do niego coś więcej.

Dziewczyna odsunęła dłoń i wbiła wzrok w podłogę. James przerwał ciszę:

-Sądzisz, że to się uda?

-Ale co się uda?

-No wiesz... ratowanie rodziców.

-A czemu ma się nie udać?

-Myślisz, że szóstka nie wyszkolonych osób uratuje około dwudziestu superbohaterów?

-Jakby w 2012 nasi rodzice nie wierzyli w to, że szóstka ludzi uratuje świat przed armią kosmitów, nie byłoby pewnie nas na świecie.

-Ale wtedy to było co innego.

-Wcale nie. "It's just another war. Just another family torn... Just another day in the world we live"*

-Cytujesz piosenkę Skillet?

-Lubię ten zespół. A poza tym sens tej piosenki jest ważny. To po prostu będzie kolejna bitwa, którą muszą stoczyć Avengers... którymi teraz to my musimy być.

-Coś w tym jest... Ale nadal uważam, że jest nas za mało.

-No to znajdźmy kolejnych młodych Mścicieli.

-Jak ty chcesz ich znaleźć?

-Oni wyjdą na ulicę.

-To szalone. Myślisz, że od tak znajdziesz na ulicy kogoś kto będzie miał super moce albo jakieś szczególne umiejętności?

-Tak... Wiem, że mam szalony pomysł, ale przez szalony pomysł mój dziadek stworzył Kapitana Amerykę.

Amelia zeskoczyła z kozetki.

-A ty gdzie?

-Muszę porozmawiać z moim braciszkiem przygłupem.

___________________________

* "To tylko kolejna wojna. Tylko następna rozdarta rodzina... Po prostu kolejny dzień w świecie w którym żyjemy". tłum. IwaN z Tekstowo.pl

____________________________

Hallo!

Dzisiaj pierwszy rozdział, w którym nie pojawił się Thomas Howard Stark, znany wam jako Tommy! Złożyło się na to 2 przyczyny:

-Stwierdziłam, że Amelia potrzebuje własnego rozdziału.

-Nie miałam pomysłu na wątek Tommy' go

Chciałabym was się zapytać co sądzicie o wątku miłosnym Amelii i Jamesa? No wiecie... Tony i Steve ciągle się kłócili/byli wrogami/nie mogli z sobą wytrzymać, a ich dzieci się w sobie zakochują. Nie wiem czy mam go dalej prowadzić czy zabić w zarodku. To wasza decyzja.

Peace

P.S. Piosenka w mediach strasznie mi się z nimi kojarzy.

Next AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz