Rozdział 18

1.2K 104 10
                                    

Z samego rano wszyscy stawili się na dachu Avengers Tower. Pierwsza faza planu polegała na tym, aby podlecieć, stojącym na szczycie budynku śmigłowcem do innej bazy Mścicieli. Znajdowały się tam pojazdy, które umożliwią im podróż w kosmos. 

Przez połowę drogi nikt się odzywał. Słychać było tylko jak Barton wystukiwał jakąś melodie palcami w ścianę śmigłowca. Co jakiś czas można było usłyszeć też jak Amelia puszczała balony z gumy. Tą pełną napięcia ciszę przerwał Eddy, kiedy podszedł do Roxy. Bardzo mu się ona podobała, ale bał się jej to powiedzieć. Głównie dlatego, że potrafiła być... wybuchowa. Ta cecha wydawała się straszna, ale jednocześnie niesamowicie pożądająca. 

Chłopak usiadł obok Roksany. Ubrana była w podobny kombinezon co Czarna Wdowa, tylko, że pomarańczowy. Miała doczepiony do niego pasek z lampką LED, zapalniczką, Power Bankiem oraz małymi metalowymi nożami, którymi nauczyła się niedawno celnie rzucać. Włosy związała w kitka, dzięki czemu Eddy mógł oglądać jej ładne, pomarańczowo-brązowe oczy. 

-Jak się czujesz, w związku z tą całą akcją?- spróbował zagadać.

-Obojętnie- odpowiedziała.- To nie są moi rodzice. Moja biologiczna matka zmarła w ośrodku H.Y.D.R.Y. w dzień moich narodzin, ojca nigdy nie poznałam, a moja przybrana matka zmarła uciekając ze mną przez granicę USA z Meksykiem. Szczerze, obojętnie mi czy przeżyję. Jak będę żyć, to fajnie. Będę dalej kontynuować studia medyczne. A jak umrę... to chociaż dołączę do nich.

-Widzę, że masz wisielczy humor.

-Nie powiedziałabym, że to w ogóle jest humor. A ty jak się czujesz?

-Nie wiem. Jednocześnie denerwuje się i czuję ekscytację. Nie wiem dlaczego. 

Dziewczyna zdołała się na drętwy uśmiech i spuściła wzrok. Wzięła do ręki zapalniczkę i zaczęła się nią bawić. Przez przypadek otworzyła ją i ogień dotknął jej skóry. Nie przypalił jej, ale tak jakby wchłonął się w ciało Roksany. Jej oczy przybrały jasnopomarańczowy odcień, tak samo jak pasemka jej włosów. Dziewczyna przewróciła oczami i otworzyła mały pojemniczek przy pasku. Było to małe urządzenie Starka, które "pobierało" od niej tą dziwną energię. Nie wiedziała do końca na czym one polega, ale ufała Tommy'emu, albo raczej jego geniuszowi. Kiedy odcień pomarańczowy zniknął z jej ciała, Eddy odezwał się do niej nieśmiało.

-Ładnie wyglądasz, jak jesteś na pomarańczowo...

-Eddy, nie musisz być dla mnie miły. Wiem, że wyglądam wtedy jak dziwoląg. To wszystko przez H.Y.D.R.E., która zrobiła ze mnie mutanta, za nim się jeszcze urodziłam.

-Wiesz, jak byłabyś w Next-Avengers na stałe, to miałabyś szansę zemścić się na H.Y.D.R.Z.E.

-Zemsta to akt wynikający z bezsilności. Znasz to?- kiwnął przecząco głową pół-Asgardczyk.- Nie? To słowa Orwella. Tłumaczę je sobie tak: pragnąc zemsty i mszcząc się później okazuje się bezsilność. Przez całe moje życie nauczyłam się, że kiedy jest się bezsilnym, nie udaje się przetrwać, więc zemsta nie wchodzi w rachubę.

-To takie... głębokie.

-Serio? Dla mnie brzmi to jak tekst z chińskiego ciasteczka. Nigdy nie uważałam, że moje poglądy mogą być "głębokie"- zaśmiała się pod nosem.

Eddy już się nie odzywał. Nie wiedział co mógł powiedzieć, aby choć trochę jej zaimponować. Zaczynał się utwierdzać się w przekonaniu, że ona albo ma innego faceta, albo nie jest nim zainteresowane. Co było dla niego trochę dziwne, bo dziewczyny w szkolę zawsze się za nim oglądały. 



_________________

Heloł. Its mi.

Dzisiaj taki krótki rozdzialik :3 I krótki komentarz :3

Peace ^,^


Next AvengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz