Rozdział 9-Coś się zmienia...

2K 204 5
                                    

Minął miesiąc. Wróciłam na Boże Narodzenie do domu, i spędziłam go z moimi rodzicami oraz z nadętą Petunią. Gdy wróciłam do szkoły, zaczęła się, codzienność, ale za to niezwykła codzienność. Sam fakt,że spędzałam praktycznie każdą godzinę z Lisą, sprawiał,że życie było weselsze. Co do niej i Blacka. Zaczął on wreeszcie okazywać uczucia, lecz dziewczyna uparcie mu tłumaczyła,że woli go jako przyjaciela. On się tym nie przejmował, ba, jego humor po tych małych sprzeczkach się poprawiał i to jak! Jako,że tam gdzie byłam ja, tam była Lisa, a tam gdzie była Lisa, to był Syriusz, a tam gdzie był Syriusz, to była i reszta huncwotów, w tym Potter. Wiem trochę to poplątane, ale co tam! Moje relacje z okularnikiem, nie były takie tragiczne. Po imprezie u ślimaka, zdarzyło mi się czasami porozmawiać, a czasami nawet pośmiać się razem. Była połowa stycznia, więc zbliżał się mecz Quidditcha(tak to się pisało?), a więc Potter, Black i McMary byli podekscytowani. TAK, udało mi się namówić we wrześniu Lisę,żeby zgłosiła się na pozycję ścigającego i poszło jej świetnie! Black też był ścigającym, więc podczas ćwiczeń miał niezły pretekst,żeby jej się przyglądać. Gdy wreszcie nadszedł upragniony, przez nich dzień, Lis siedziała w Wielkiej Sali cała rozdygotana. Na przeciwko niej siedział Black i Remus, a obok niej Peter, a po mojej stronie siedział Potter. Ja natomiast cały czas starałam się nakłonić przyjaciółkę do jedzenia.

-Zjedz coś!- podłożyłam jej talerz z jajecznicą, jednak ona odsunęła go lekko. Przełknęła ślinę i spojrzała na mnie. Ze strachu lekko pozieleniała.

-Rezygnuje.- powiedziała, a ja wymieniłam z Rogaczem rozbawione spojrzenia. Ku naszemu nieszczęściu, dziewczyna to zauważyła, ale zamiast nas ochrzanić, zaczęła grzebać widelcem w jajecznicy.- Na pewno ktoś może mnie zastąpić. Ja nie dam rady. To mój trzeci mecz, nie dam rady, pewnie zrobię z siebie pośmiewisko, spadnie z miotły, staranuje kogoś ze swojej drużyny..- mamrotała pod nosem, gdy wesołym tonem przerwał jej Łapa.

-Wyluzuj, ostatnio zdobyłaś dla naszej drużyny z 70 punktów jak nic.- po chwili milczenia, Potter odezwał się stanowczym tonem:

-Masz to zjeść, bo jeżeli tego nie zrobisz to faktycznie spadniesz z miotły.- posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie. Lepiej dla niego,żeby nie igrał z Lis w takim stanie. Dziewczyna jednak westchnęła po raz enty dzisiejszego dnia, i wzięła widelcem jeden gryz jajecznicy.

-Pasuje?- burknęła cicho, na co my roześmialiśmy się, a po około 5 minutach trójka zawodników zebrała się, aby przygotować się do meczu. Odezwałam się do Remusa i Petera:

-My też się zbierajmy, to poszukamy sobie jakiegoś dobrego miejsca.- skierowaliśmy się w kierunku trybunów. Ku naszemu zdziwieniu, połowa siedzeń była już zajęta. Udało nam się we trójkę wcisnąć, na sam przód, dzięki czemu mieliśmy świetne widoki. Przypomnę też dzisiaj,że graliśmy z Puchonami. Potter jako kapitan drużyny, dzień wcześniej oznajmił z pewnością:

-Puchoni to mięczaki w Quidditchu. Może mili, ale słabi.-Mecz się rozpoczął. Komentator, który był Krukonem, był bardzo sprawiedliwy, więc nie było żadnych nie domówień. Lisa, Black i Sam Turner, trzeci ścigający, świetnie ze sobą współpracowali, dzięki czemu mieliśmy 50 punktów przewagi. Potter już po 20 minutach miał w ręku znicza, na co wszyscy Gryfoni zaczęli skakać z radości, jednak wtedy stało się coś niespodziewanego. Pałkarz Puchonów, potężny osiłek z mięśniami, z wściekłości zamachnął się pałką, trafiając prosto w głowę Syriusza. Uczniowie stali przerażeni, a w szczególności ja,Peter i Remus, a nauczyciele schodzili biegiem z trybunów.Wszyscy przyglądali się scenie, jak Lisa przerażona z wrzaskiem leciała na miotle w dół, żeby złapać Syriusza za ramiona, aby nie upadł , a jej włosy powiewały na wszystkie strony, jak Potter szybko dolatuje do dziewczyny, i pomaga jej utrzymać Łapę w powietrzu. Godzinę później poszkodowany leżał w Skrzydle Szpitalnym. Lisa, ja i huncwoci siedzieliśmy przy nim. Pani Pomfrey powiedziała, że wszystko będzie dobrze, że to nic poważnego, że za niedługo się obudzi. Peter siedział na krzesełku obok łóżka, ja z Potterem na przeciwko niego, a kawałek dalej, na krzesłach siedziała Lisa oparta o ramię Remusa. Widać było,że bardzo to przeżyła. Mimo,że od jakiegoś tygodnia wypierała się swoich uczuć do Blacka, mówiąc,że ona traktuje go jak ,,dobrego kolegę", to widziałam,że coś w niej pękło. Wpatrywała się tępo, w ścianę, a jej oczy były szeroko otwarte. Gdyby Łapa to widział, to z pewnością powiedział by coś w stylu: ,,Czemu wcześniej nie wpadłem na to, żeby prawie się zabić?". Potter wpatrywał się to w swojego najlepszego przyjaciela, to we mnie. W końcu nie wytrzymałam i burknęłam cicho:

-Co się tak gapisz?- na te słowa, uśmiechnął się lekko. Już miał mi odpowiedzieć, kiedy przerwało nam głośne chrupnięcie. Odwróciliśmy się w stronę odgłosu i okazało się,że to Peter po prostu odgryzł kawałek wyjątkowo twardej czekolady. Posłał nam przepraszające spojrzenie i wrócił do jedzenia, tym razem w ciszy. Spojrzałam wyczekująco na Pottera. On westchnął.

-Po prostu cieszę się,że tu jesteś z Lisą, mimo,że to nic poważnego.- powiedział szybko patrząc mi w oczy, a ja dopiero teraz zauważyłam jakie są ładne, takie czekoladkowe i... No, w każdym razem machnęłam ręką i powiedziałam przyciszonym tonem:

-Nie ma sprawy. Chociaż mnie wkurza, to go lubię, a Lisa się w nim zabujała więc...- chciałam dokończyć, lecz do naszych uszu, doszedł bezbarwny głos przyjaciółki:

-Ja to słyszę.- spojrzałam w tamtym kierunku i wymieniłam rozbawione spojrzenia z Remusem. Potter znowu się we mnie wpatrywał, a zaraz potem uśmiechnął się cwaniacko.

-A co ze mną?- zrobiłam obojętną minę.

-Niby co ma być ,,z tobą"?- zapytałam, a on roześmiał się cicho.

-Och, Liluś!- na to zdrobnienie przewróciłam oczami, ale nic nie powiedziałam- Skoro Łapcia Cię wkurza, a go lubisz, to co ze mną?- musiałam się chwilę zastanowić. Jak teraz właściwie było z tym Potterem? Wcześniej denerwowały mnie jego dowcipy, teraz zazwyczaj z nich śmiałam,(wyjątkiem był ten numer z wodą!) jego tekst ,,Evans umówisz się ze mną" nie doprowadzał mnie tak do szału, jego charakter tak nie irytował. Zdarzyło mi się z nim normalnie porozmawiać, a wtedy okazywał się nawet inteligentny. Boże, nawet ja sama nie wierzę, że tak o tym pomyślałam. Potter i inteligenty w jednym zdaniu? To wydawało się niedorzeczne. Uśmiechnęłam się.

- Jeżeli przestaniesz mnie pytać o umówienie się z tobą, to mogę powiedzieć,że ciebie też lubię.- gdy to powiedziałam, chłopak patrzył na mnie tak, jakby dostał najpiękniejszy prezent na gwiazdkę.

Historia Huncwotów-Bo życie to zabawaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz