Była mroźna zima. Śnieg nie oszczędzając niczego, rozprzestrzeniał się szybko po całej okolicy. Drzewa łamały się pod ciężarem ciężkiego śniegu, ludzie nie wychodzili na zewnątrz, bojąc się,że spadnie na nich ogromny sopel lodu, gdy tylko opuszczą swój ciepły, bezpieczny dom.Nie pomagał fakt,że był środek nocy,więc wszyscy spali. Wydawałoby się niedorzeczne,że ktokolwiek wyszedł na ten mróz. A jednak,młodzieniec, Syriusz Black stał na pustym cmentarzu, w rękach trzymając niedbały bukiet nieznanych mu kwiatów.Jego oczy były skierowane na szary grób, stojący samotnie na samym końcu cmentarzu. Wokół niego było kilka ogromnych drzew, których gałęzie siłowały się z podmuchem wiatru i śniegiem. Młody mężczyzna zdawał się nie zwracać uwagi na nic. Stał tam w milczeniu, lecz w pewnym momencie w jego oczach pojawiły się łzy. Łzy tęsknoty, rozpaczy po stracie. Jego twarz była biała niczym papier, a łzy stawały się małymi soplami lodu. Cały czas kręcił z niedowierzaniem głową. Raz po raz odczytywał te okropne słowa:
"James i Lily Potterowie. Odeszli jako bohaterowie..."
Te słowa cały czas odczytywały się w jego głowie, jednak nie mógł przeczytać nic dalej. Dalsza część rozmazywała mu się przed oczami. Widział tam tylko zarys jakichś liczb. Kiedy odeszli? Kiedy umarli jego przyjaciele? Młody Black rzucił się w zaspę śniegu i zaczął płakać. Z bezsilności. Jego przyjaciele nie żyją.Zabił ich..Tego Syriusz Black nie zdążył się dowiedzieć, bo cała scena zaczęła mu się rozmazywać przed oczami.
Syriusz obudził się zlany potem.Był środek nocy. Chłopak ciężkim ruchem wstał z łóżka. Choć okazało się,że to tylko sen, coś nie dało mu spokoju. W głębi duszy wiedział,że to nie mógł być tylko sen. Najchętniej w tym momencie obudziłby chłopaków, ale nie chciał wyjść na tchórza. Wiedział,że by go nie wyśmiali, ale wolał zachować to dla siebie. Cicho, aby nie zbudzić przyjaciół, podszedł do krzesła i założył swój czarny szlafrok i zszedł schodami w stronę pokoju wspólnego. Ku jego zdziwieniu siedziała tam Lisabeth. Jej oczy były szeroko wpatrzone w jakiś nieznany dla niego punkt, siedziała po turecku kołysząc się lekko. Jej włosy były rozpuszczone, lekkie fale na włosach przysłaniały jej twarz. Musiała tak samo jak on przebudzić się, bo była w piżamie. Chłopak usiadł cicho koło niej. Dziewczyna nie spodziewając się kogoś o tej godzinie, podskoczyła.
-O.Cześć Syriusz.-powiedziała cicho, gdy zobaczyła kto to.
-Co jest, Lisa? Stało się coś?- zapytał zaniepokojony. W oczach dziewczyny malowała się dziwna pustka.Dziewczyna spuściła wzrok.
-Uznasz to za głupotę, ale...Miałam sen.- powiedziała szybko, a Syriusz uśmiechnął się lekko.
-Gadaj. Sam przed chwilą obudziłem się przerażony, bo miałem sen.- posłała mu spojrzenie mówiące:,,Jak skończę gadać, to ty mi opowiesz". Kiwnął głową, więc zaczęła mówić.
-To był bardzo dziwny sen. Byłam tam sama, ale była obserwatorem. Widziałam samą siebie. Stałam z łzami w oczach, trzymając w rękach bukiet jakichś kwiatów. -chłopak spojrzał na nią przerażony, ale pozwolił jej mówić dalej.- Pamiętam,że była bardzo mroźna zima. Wydawałoby się,że świat się kończy. Byłam na cmentarzu. Stałam przy jednym grobie, a na nim były imiona...-chciała dokończyć,ale jej przerwał.
-Jamesa i Lily..-szepnął. Blondynka ze łzami w oczach spojrzała na niego zdziwiona.
-Skąd wiedziałeś?
-Mi śniło się to samo.Wszystko było tak samo, tylko ja tam stałem. Zachowywałem się podobnie jak ty.- Dziewczyna rozkleiła się kompletnie. Wtuliła się w Łapę i mówiła coś niezrozumiałego.Po chwili milczenia, odezwał się:
-Czy ty też masz wrażenie,że to nie jest tylko sen.- Lisa kiwnęła twierdząco głową.
-Było coś w tym śnie, co mnie naprawdę zaniepokoiło. Gdy chciałam przeczytać datę ich śmierci, cyfry rozmazywały mi się przed oczami i nie mogła ich dostrzec.Ty też to miałeś?
-Tak.- I od tego czasu nie powiedzieli nic więcej. Leżeli tak do wpół do szóstej. Lisa przykryta jego szlafrokiem, była wtulona w Syriusza, a na jej policzkach były zaschnięte łzy. Nawet przez sen, jej oczy łzawiły. Chłopak natomiast spał niespokojnie, wyglądał tak, jakby najmniejszy dźwięk, mógł go obudzić. Ich spanie przerwała Lily Evans, która jako wytrawny ranny ptaszek, z wielkim żalem serca obudziła ich i zaprowadziła Lis do dormitorium. Gdy James wstał, z zapartym tchem opowiedziała mu całe zajście. Chłopak tylko wywrócił oczami i powiedział znudzonym tonem:
-Ekscytujesz się tym, jak ja Quidditchem.- dziewczyna dała mu kuksańca w łeb i spojrzała na niego z wyrzutem. Postanowiła,że opowie to Mary. Dziewczyna zareagowała podobnie jak Lily gdy ich zobaczyła(wyglądała w tamtym momencie jak ryba walcząca o powietrze)
Rogacz, który szedł z nimi na śniadanie, powiedział filozoficznym tonem:
-Co w tym dziwnego? W końcu są parą.- dziewczyny spojrzały na niego podejrzliwie.
-Od kiedy ty zacząłeś sensownie myśleć?- odezwała się oskarżycielskim tonem Mary, celując w niego palcem. Chłopak wyszczerzył zęby.
-Zawsze myślałem sensownie, po prostu wy tego nie zauważałyście, moje drogie.-Obie wbrew woli, uśmiechnęły się szeroko. Gdy weszli do Wielkiej sali, czekali już na nich Remus i Peter. Pierwszy odezwał się marudnym tonem Peter:
-No ileż można iść na śniadanie.- coś w jego głosie było nie tak. Choć wydawało się,że to zwykła przyjacielska zaczepka, lampka w głowie Lily zapaliła się. Od jakiegoś czasu, chłopak chodził smętny, schudł trochę. Jeszcze w styczniu chodził wesoły i uśmiechnięty, a teraz, na początku marca, jego humor znacznie się pogorszył. Dziewczyna starała się jednak na razie to zignorować. Z rozmyślań wyrwało ją pstryknięcie przed jej oczami, palców Remusa. Dziewczyna natychmiast włączyła się z nim do dyskusji. Wielka Sala w błyskawicznym tempie zapełniała się. W końcu przyszedł także Syriusz z Lis trzymając się za ręce. Usiedli na swoich miejscach i dosłownie chwile potem, Dumbledore odezwał się smutnym tonem:
-Witajcie moi drodzy. Pewnie jesteście zdziwieni,że zabieram głos na śniadaniu. Jednak stało się coś strasznego. Jedna z waszych koleżanek, Jane Mike została zaatakowana i okrutnie zamordowana.- w sali rozległy się jęki. Jane Mike.. To ta drugoklasistka, która rok temu została zaatakowana przez Krukonów, a James ją uratował. Serce Lily pękło.- Jednak to nie koniec. Powinniście wiedzieć,że zbrodnia została dokonana NA TERENIE SZKOŁY.- trzy ostatnie słowa były wypowiedziane z gniewem. Wszyscy wstrzymali oddechy.- Nie chcę nikogo posądzać. Ale mamy tutaj szpiegów Voldemorta.- wszyscy na dźwięk tych słów, zakrztusili się.- Wszyscy będą przeszukiwani, przesłuchiwani. To dla waszego bezpieczeństwa. Nie możemy pozwolić,żeby ktokolwiek jeszcze zginął! Osoby które są za to odpowiedzialne: Nie pozwólcie by było więcej ofiar!- bez żadnych dodatkowych słów, umilkł i usiadł przy stole nauczycielskim.Przez dłuższą chwilę, nikt nawet nie ruszył talerzy. Jednak po chwili,wzięli się za jedzenie, do końca śniadania nie mówiąc ani słowa.
Cześć! Jak się podobał rozdział? Czy chcielibyście, abym czasami opisywała sny bohaterów, tak jak tu? Dzisiaj tak troche na poważnie znowu. Dziękuje,że to czytacie i zapraszam do komentowania i dawania gwiazdek!
CZYTASZ
Historia Huncwotów-Bo życie to zabawa
FanfictionCześć! Cieszę się,że tu zajrzałeś/aś! :D To jest ff o Huncwotach i Jily. Będzie tu opisywana moja własna historia tych bohaterów! :D Zapraszam! ;) Ps. Okładka moja. Wiem,że okropna, no,ale, chciałam zrobić okładkę,więc tak jakoś wyszło XD