Rozdział 22.

1.3K 127 8
                                    

 Dziewczęta wracały we czwórkę od Patricka. Gdy wcześniej zobaczyły go w szpitalu, nie poznały go. Cały we krwi, twarz cała poharatana. Mary musiała odwrócić się do nich plecami, aby nie zobaczyły jej łez. Cóż mogła poradzić,że była taka uczuciowa? Lisabeth złapała ją za rękę, aby dodać jej otuchy. Lily natomiast dopytywała się Sanny. 

 -Kto go zaatakował? Kiedy? 

Dziewczyna chlipnęła. 

 -No więc byliśmy jakiś czas temu na wieczornym spacerze.Pat usłyszał nagle jakiś odgłos, szum. Chwilę potem wyskoczyła zakapturzona postać i chciała trafić go jakimś zaklęciem. Patrick kazał mi uciekać, więc to zrobiłam, ale kątem oka zobaczyłam jak upada na trawę. Pobiegłam po pomoc.-całkowicie się rozkleiła- Naprawdę nic nie mogłam zrobić! 

Lily choć nie przepadała za Sanny uznała, że przyda jej się pocieszenie. Objęła ją więc delikatnie ramieniem. 

 -Nikt nie wątpi,że nic nie mogłaś zrobić. W takiej sytuacji, wszystkie byłybyśmy bezbronne.- powiedziała kojąco.

 -Poza tym- zaczęła z pocieszającym uśmiechem- Gdybyś nie pobiegła po pomoc,kto wie, co by się stało z Patrickiem? 

Stojąca za rudowłosą Lisabeth uśmiechnęła się do niej blado. 

 -Zgadzam się z Lily.A teraz- powiedziała stanowczo- idziemy do dormitorium. Przyjdziemy tutaj jutro.

 Pociągnęła Mary za rękę. Przyjaciółka kiwnęła głową. 

 -Dokładnie. Jest już późno. Przyjdziemy jutro. 

I tak wyszły ze Skrzydła Szpitalnego. 

Teraz trójka przyjaciółek siedziała na łóżku rudowłosej i przyciszonym głosem rozmawiały o zaistniałej sytuacji.

  -Zastanawiam się, kto mógł być AŻ tak okrutny. Widziałyście przecież Patricka. Jest cały pokiereszowany! - szepnęła rozgoryczona Mary.-Przecież to nie do pomyślenia! 

Lily przygryzła dolną wargę. Miała pewne podejrzenia, jednak bała się je wyjawić. Lisabeth oczywiście to wychwyciła.  

 -Lily, co jest? Podejrzewasz kto to mógł być?-popatrzyła na nią wyczekująco.- Jeżeli tak, powinnaś nam to powiedzieć! 

 Evans westchnęła cicho i zerknęła sąsiednie łóżko, gdzie spała Sanny. 

 -Sanny mówiła,że była dzisiaj z Patrickiem na spacerze. I z tego co opowiada, wynika,że byli tuż przede mną i Jamesem! Aż dziwne,że się nie natknęliśmy na siebie.Ale kiedy wracaliśmy, spotkaliśmy Petera w czarnej pelerynie!- załkała żałośnie do najbliższej poduszki. 

Mary wymieniła krótkie spojrzenie z Lisą. 

 -Nie wyciągajmy pochopnych wniosków. Peter może po prostu znalazł się w złym miejscu o złym czasie? 

Powiedziała to z nadzieją, choć sama w to wątpiła. Ich przyjaciel ostatnio dziwnie się zachowywał.Nie był taki wesoły, nie spędzał już tyle czasu z Huncwotami, schudł.(co najbardziej wszystkich zdziwiło!)Nie chciała jednak od razu robić z Petera złego czarodzieja.Wolała mieć nadzieję do końca. Z tym postanowieniem wstała z łóżka, przeciągnęła się ukazując swój brzuch. 

 -Dziewczyny, chodźcie spać. Jutro będziemy o tym myśleć. Poza tym-zaczęła, siląc się na radosny ton-Jutro przyjeżdża nowa uczennica! To wielkie wydarzenie! 

Lisabeth przewróciła oczami.,,No nareszcie zaczęła się normalnie zachowywać, jak na Lisę przystaje"-pomyślała z satysfakcją Mary. 

 -Ty byś tylko o tym gadała, Mer. 

Historia Huncwotów-Bo życie to zabawaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz