Rozdział 15.

1.9K 199 9
                                    

Następnego dnia obudziłam się o 9. Dawno tak długo nie spałam, bo jak wszyscy wiedzieli, byłam rannym ptaszkiem. Wstając, potarłam oczy, wstałam wolno, przy okazji uderzając się w mały palec od stopy w kant łóżka. Zaklęłam soczyście, jednak po chwili przypomniałam sobie, że reszta dziewczyn śpi, zatkałam więc sobie buzie ręką. Poczłapałam do szafy i wyciągnęłam swoją ulubioną, luźną, różową sukienkę. No co? Była niedziela, mogłam od czasu do czasu wyglądać ładnie. Uśmiechając się głupkowato do siebie, skierowałam się do łazienki i rozpoczęłam swoją poranną ,,pielęgnację". Gdy wyszłam, Mary siedziała z przymrużonymi oczami na łóżku, siedząc po turecku. Wywnioskowałam, że dziewczyna była niewyspana i prawdopodobnie znowu jej się przysnęło. Związałam sobie włosy w warkocza i skierowałam się do wyjścia, aby zjeść śniadanie. Po drodze minęłam się z Sanny, więc udałam,że nie słyszę jej wołania:,,Lily, ej Lily!". Teraz jej się zachciało być uprzejmym? Niech sobie wsadzi te uprzejmości w tyłek. W myślach stosowałam na dziewczynie jakieś oryginalne tortury. Wparowałam do Wielkiej Sali i rozejrzałam się za pomocnikiem do mojej misji. To znaczy, on jeszcze o tym nie wiedział, no ale trudno- Nie ma wyboru. W końcu zobaczyłam swoją ,,ofiarę" i prawie do niej podbiegłam. Peter siedział na krześle i jadł bekon z jajkiem, popijał to sokiem dyniowym, a w drugiej ręce trzymał babeczkę truskawką, przegryzając ją z mięsem. Skrzywiłam się mimowolnie, jednak zaraz uśmiechnęłam się do chłopaka i usiadłam na przeciwko nas. Rozejrzałam się dookoła, czy w pobliżu nie grasuje Remus i przeszłam do opowiadania mojego planu działania zeswatania Mary z Luniem. Glizdogon przestał nawet jeść i wpatrywał się we mnie skupionym wzrokiem. Gdy skończyłam, powtórzył niepewnym tonem:

- Dobra, zacznijmy od początku. Około godziny trzynastej masz wyciągnąć na spacer ich obydwu, a ja po około 15 minutach mam się przypadkiem pojawić na błoniach i powiadomić Ci,że James chce wessać się do kibla, bo nie chcesz się z nim umówić po raz drugi, a wtedy ty powiesz im zrozpaczonym tonem,że muszą spacerować bez ciebie, a wtedy oni zakochają się w sobie od pierwszego wejrzenia?- pokiwałam energicznie głową, klaskając uradowana w dłonie.

-Wchodzisz w to?- teraz to ja spytałam niepewnie, wyczekując odpowiedzi. Otyły chłopak roześmiał się jednak serdecznie i spojrzał na mnie rozbawiony. Ja również odwzajemniłam gest.

-No jasne! Nareszcie będę miał własne show!- zawołał, a ja roześmiałam się szczerze, i poklepałam go przyjacielsko po dłoni, która leżała na stole.

-Dziękuje, Glizdku!Może i tobie kiedyś znajdę odpowiedzią dziewczynę, bo na razie żadna nie jest ciebie warta!- powiedziałam, a chłopak parsknął babeczką. Odsunęłam się na tyle, szybko,że resztki nie wylądowały na mnie. Spojrzałam na niego uradowana i w podskokach wyszłam z pomieszczenia. Swatanie czas zacząć!

Gdy wróciłam do dormitorium, Mary nie było, więc zaczęłam wtajemniczać Lisę w mój podstęp. Podczas całego wyjaśniania, dziewczyna miała rozbawioną minę, pod koniec klasnęła jednak dłońmi, podekscytowana.

-Świetny pomysł!Jesteś genialna.- machnęłam niedbale ręką, jednak w głębi duszy byłam z siebie dumna. Może odrobinę zbyt dumna, w końcu to tylko spacer i nie wiadomo jeszcze czy się zgodzą. A jak nie, to postawię ich przed faktem dokonanym. Lis wstała z łóżka, przeciągnęła się i skierowała się w stronę drzwi. Zdziwiona obejrzałam się za nią.

-A ty dokąd?

-Ktoś musi sprowadzić naszą damę.- mrugnęła do mnie i zniknęła za drzwiami. Po około piętnastu minutach, wróciła trzymając pod ramię naszą przyjaciółkę. Dziewczyna miała zdezorientowaną minę i patrzyła raz na mnie, raz na Lisabeth.

- Co znowu przeskrobałam?- zapytała przestraszona, a my spojrzałyśmy na nią zdziwione. Już miałam coś powiedzieć, kiedy ona powiedziała na jednym wdechu:

Historia Huncwotów-Bo życie to zabawaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz