Rozdział 27.

1.1K 111 9
                                    

Mary po pożegnaniu się z Remusem(dalej miała rumieńce na twarzy po ich spotkaniu) zapukała cicho do drzwi ich dormitorium. Usłyszała jak któraś z dziewcząt zrywa się z łóżka i biegnie aby otworzyć. Drzwi otworzyły się z hukiem i brunetka nie zdążyła się zorientować co się dzieje, gdy Lisabeth rzuciła się na nią, przez chwilę nie pozwalając jej złapać oddechu. 

 -Mary!-Wtuliła się w drobną postać.Potem wykrzywiła głowę w stronę pokoju.- Lily! Mary wróciła! 

Z pokoju dobiegł je głos rudej. 

 -To wspaniale Lisa, ale chodźcie już do środka, bo jest pierwsza w nocy!- odkrzyknęła, a blondynka chwyciła przyjaciółkę za ramię, wprowadzając do pomieszczenia. 

Popchnęła ją na łóżko(wcale nie delikatnie) i stanęła nad nią z założonymi rękami. 

 -Dobrze Mary, a teraz nam wyjaśnisz, gdzie na brodę Merlina byłaś?-przerwała,żeby złapać oddech.Biedna Lisa, tak się emocjonowała. Opanowała się i westchnęła głośno- Szukałyśmy Cię cały dzień. O około dwudziestej huncwoci nas zmienili. Gdzieś się ukrywała?

Mary powstrzymała się od wywrócenia oczami.Lily chyba to wyczuła, bo posłała jej skryty uśmiech. Jednak kiedy przemówiła, jej głos był surowy i poważny, mówiła niczym mamy z tych mugolskich seriali. 

 -Mary, zanim nam powiesz co się stało, mamy nadzieję,że to się nie powtórzy.- przerwała,aby posłać jej surowe spojrzenie.- Jasne? 

 Brunetka była pod nie małym podziwem jej umiejętności aktorskich, ale zachowała tą uwagę na później, kiedy Lisabeth ochłonie. Ostatnio stała się niezwykle troskliwa, wybuchała płaczem przy nie tak poważnych sprawach.A gdy komuś stała się najmniejsza krzywda, dajmy na to strup na nodze, traktowała to jak ranę zagrażającą życiu. Z jednej strony miło było wiedzieć,że ktoś się tobą interesuje,ale z drugiej po jakimś czasie stawało się męczące. Mary chciała poruszyć tą kwestię dzisiaj, ale chyba musi ją przełożyć na następny wieczór.

Zaczęła więc opowiadać wszystko po kolei, obserwując stopniowo zmieniające się wyrazy dziewcząt.Najpierw zdumienie, potem przerażenie, zaciekawienie Arlettą, a na koniec złość na oprawców.

 Lisa, gdy Mary tylko skończyła opowiadanie dzisiejszego zdarzenia, zacisnęła pięści.

 -Przysięgam, jak spotkam młodego Blacka to skopie mu dupę tak,że tydzień na niej nie usiądzie.- powiedziała, niemal trzęsąc się ze złości, a Lily pokiwała z uśmiechem głową. 

 -A co ze starszym Blackiem?- zapytała chytrze. Na twarzy blondynki wystąpiło nie małe zmieszanie. Starała się jednak opanować i przybrała lekceważącą minę.

  -Jak będzie bronił braciszka, to też mu się dostanie.- powiedziała dumnie, jednak w jej głosie nie było krzty pewności. Cóż ten Syriusz zrobił z naszą Lisabeth?-pomyślała Lily ze smutkiem.-Kiedyś była bardziej pewna siebie. Wtedy też miała bardzo niską samoocenę, ale teraz to już przesada!- oznajmiła sobie w duchu Evans.- Może Lisa nie jest jakąś typową pięknością, ale do brzydkich z całą pewnością nie należy. Długie blond włosy, niebieskie oczy i pełne usta. Co z tego,że miała kilka pryszczy i okrągłą figurę? Nie grubą-okrągłą. Zresztą, pryszcze mają wszystkie dziewczyny, po prostu nieźle je ukrywają, a,że Lisa,ona i Mary były naturalne, to co? Evansówna też miała pryszcze i jakoś się tego nie wstydziła. Taki wiek-pomyślała z lekkim uśmiechem na twarzy. 

Black to po prostu dupek, lecący tylko sztuczne laski.- pomyślała z obrzydzeniem. James może też był dupkiem, ale za to nie poświęcał AŻ tyle uwagi na wygląd. Dla niego liczyło się też wnętrze. Doceniał,że Lily jest inteligentna i szanował to,że nie przepadała za imprezami. Dlatego tak go kochała. 

Nieco inna sytuacja była z Mary i Remusem. Mieli podobne zainteresowania i cechy charakteru, byli niemal idealną parą. 

Więc dlaczego Lisie się nie udało? Wydawało się,że Syriusz kocha dziewczynę ponad wszystko.Był z nią najdłużej ze wszystkich dziewczyn w szkole. Ponad rok. To przecież chyba musiało coś znaczyć? 

Choć Lisa się do tego nie przyznawała, wciąż nosiła w sercu nadzieję,że Łapa jeszcze poprosi ją o chodzenie, będzie choć trochę starał się wrócić do starych relacji. Ale nic z tego. No cóż, jak mówiła kiedyś Mary- będzie kobietą bez zobowiązań.

Kiedy jednak usłyszała historię Mary, jak Arletta ją uratowała, poczuła się jeszcze gorzej, o ile to możliwe. No tak- piękna, mądra, utalentowana i jeszcze jest bohaterką. Świetnie. Cieszyła się jednak,że francuska znalazła się wtedy przy jej przyjaciółce i pomogła. Nie mogła więc do niej czuć takiej nienawiści, jak wcześniej. Uratowała tyłek Mer. 

Zerknęła na dziewczyny i wymusiła uśmiech na swojej twarzy.

 -Dobra laski, koniec tych pogaduch. Jutro mamy dużo lekcji..- jęknęła i przeciągnęła się, ziewając. Posłała im buziaka w powietrzu i zwinnym ruchem wpełzła pod kołdrę, przykrywając się po uszy. Powstrzymała się po raz kolejny od rozpłakania się. Zamiast tego pomyślała o swoich rodzicach, o Mary, Lily. Być może niewiele czasu im zostało,aby razem spędzić czas. Za niedługo skończą Hogwart. Świat ogarnia wojna. Lepiej cieszyć się z tego co się ma, niż płakać z powodu tego co było. Z tymi słowami, wspominała swoje lata spędzone w tej szkole i zrobiło jej się ciepło na sercu. To pozwoliło jej zasnąć. 

Hejo po raz drugi ;3 Mam nadzieję,że rozdział nie jest taki tragiczny, jest także dłuższy od tamtego.Przepraszam,że taki był krótki,ale po prostu chciałam napisać taki krótszy... xD Tak jak zawsze 5 komentarzy-nowy rozdział. I mówię: NIE LICZĄ SIĘ NP.TRZY KOMENTARZE OD JEDNEJ OSOBY. Ma być pięć od PIĘCIU różnych osób :D Dziękuje za uwagę! :D 




Historia Huncwotów-Bo życie to zabawaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz