- Zaraz złe? Jakie złe? Co to znaczy!? Czy ona... czy dziecko... -zaczął nerwowo jąkać.
- Proszę o spokój. Którą pierwszą chcecie usłyszeć? -zapytał spokojnie lekarz zmęczonym głosem.
- Złą! -niechcący krzyknął Joseph wymachując rękami- albo nie dobrą! Nie stop! Proszę niech pan zacznie od złej! -mówił jak najęty ale w końcu ucichł i zacisnął powieki gotów usłyszeć najgorsze.
- Więc... -westchnął starzec i z przyzwyczajenia schował ręce w fartuch- zła wiadomość jest taka, że podczas akcji ratowniczej, która miała miejsce byliśmy zmuszeni do podjęcia dość radykalnych działań aby ocalić życie jej jak i dziecka. Zaznaczam, że niestety nie mogliśmy tego uniknąć...
- Co się do cholery stało!? Niech pan wreszcie powie! -Joseph nie wytrzymał i nerwowo przeczesując włosy ręką oczekiwał natychmiastowych wyjaśnień.
- Tak, do tego zmierzam -odparł poważnie lekarz- chodzi o to, że jej żebra bardzo na tym ucierpiały. Wiele z nich zostało złamanych. Założyliśmy odpowiednie opatrunki i w zasadzie wszystko inne przebiegło pomyślnie -na koniec uśmiechnął się słabo i chciał odejść ale Joseph zatrzymał go w ostatniej chwili.
- Czyli ona żyje... i dziecko też żyje? -zapytał chcąc się upewnić.
- Tak proszę pana. Pańska ukochana jest zdrowa no niestety przez żebra nie mogę powiedzieć, że cała ale już wszystko w porządku. Dziecko jest zdrowe i za cztery miesiące bedzie pan trzymał je w ramionach -mężczyzna uśmiechnął się i zniknął w korytarzu.
- Za cztery miesiące będę je trzymał w ramionach -Joseph powtórzył słowa lekarza powoli i dokładnie odwracając się w stronę przyjaciół.
Suzie była bliska płaczu, ale ze szczęścia. Lucas obejmował ją ramieniem uspakajając. Natomiast David z wielką dumą patrzył na swojego przyjaciela i kiwał głową.
- Stary mówię ci lepiej nie spierdol nic więcej bo twoja ukochana chyba więcej nie wytrzyma -zaśmiał się tak samo jak reszta.
Joseph nie mógł uwierzyć w to co się stało. Jakby obudził się z najgorszego koszmaru i przeniósł do raju. Czuł, że dostał kolejną szansę i tym razem nie może jej zmarnować. W jego umyśle pojawiła się chęć naprawienia wszystkiego i pokazania swojej dziewczynie, że znaczy dla niego naprawdę wiele oraz, że bardzo mocno kocha ich dziecko i w żadnym wypadku nie chce go stracić. Jedyne czego teraz pragnął to sprawić, że najważniejsza osoba w jego życiu znowu się uśmiechnie. Chciał tego, do czego dążył już od ich pierwszego spotkania. Jej szczęścia, szczerego uśmiechu i chęci do życia. Chciał już wrócić do rutyny, która pojawiła się w jego życiu czyli sprawiać, że Nessie po prostu będzie chciała żyć.
- Idź tam -odezwała się Suzie- idź jako pierwszy -uśmiechnęła się ciepło i wraz z Lucasem i Davidem zajęła krzesełka na korytarzu.
Joseph kiwnął głową i podszedł do białych drzwi. Ostatecznie odwrócił się do swoich przyjaciół, którzy posyłali mu wspierające usmiechy. Wziął dużo powietrza do płuc i pchnął drzwi od razu dostrzegając to samo łóżko i kilka maszyn, które tym razem zostały wyłączone. Niepewnie podszedł w jej stronę. Dopiero gdy znalazł się nad jej nieco zmęczonym ciałem dostrzegła go. Jej pełne nadziei oraz miłości jaką czuła w stosunku do niego oczy wpatrywały się w jego postać, były szeroko otwarte i lekko zaszklone. Włosy tak jak przedtem luźno opadły na poduszkę oraz nagie ramiona. Usta, które tak bardzo kochał całować powoli wracały do swojego naturalnego- różanego koloru.
Patrzyli się na siebie przez kilka chwil jakby nie wiedzieli co powiedzieć, jak zacząć. W pewnej chwili kąciki jej ust uniosły się lekko do góry a Joseph miał wrażenie, że jego brzuch eksploduje. Tego szczerego i cudownego uśmiechu mu brakowało.
CZYTASZ
Zostaliśmy uratowani
Short Story"... - Muszę coś zrobić -powiedziała odrywając się od niego ale łapiąc go za rękę i ciągnąc. Podniosła z ziemi pamiętnik i stanęła razem z Josephem na brzegu, tuż pod mostem gdzie płynęła malutka rzeczka. Dziewczyna najpierw spojrzała w oczy ch...