Rozdział 20.

15.8K 1.1K 609
                                    

8 lat później...

NESSIE:

Leżałam przytulona do boku Josepha ciesząc się jego cudownym, męskim zapachem. Wokoło nas rozciągał się piękny krajobraz lasku a zaraz obok niewielkiego jeziora. Tak, po urodzeniu naszej cudownej córki musieliśmy stworzyć dla niej środowisko do spokojnego dorastania. Mieliśmy dwa wyjścia: albo przeprowadzić się do ciotki Josepha na drugi koniec świata albo wykonać kilka poprawek w domu nad jeziorkiem, który należał kiedyś do rodziców Josepha. Wybraliśmy tę drugą opcję ze względu na cudownych przyjaciół z którymi chyba nie potrafilibyśmy się rozstać. Tak. Właśnie w tym miejscu spełniłam jedno ze swoich marzeń a mianowicie przepłynęłam się łódką. Pamiętam ten dzień jakby był wczoraj. Pływaliśmy dokładnie po tym jeziorze jako nastolatkowie. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.

To miejsce przypominało mi o tamtych czasach kiedy poznawałam miłość swojego życia. Właściwie pomimo tych wszystkich przykrych rzeczy, które mnie spotkały teraz było idealnie. Joseph po skończeniu szkoły postanowił kontynuować swoją karierę jako ochroniarz, w czym sprawdzał się lepiej niż wiele innych kandydatów. Przeszedł wiele dodatkowych szkoleń a poziom jego zawodu stał się naprawdę wysoki. Obecnie pracował dla jednego z ważnych polityków i za wszelką cenę starał się zapewniać mu bezpieczeństwo. Oczywiście jego praca czasami odbijała się na naszych relacjach. Czasami zachowywał się wręcz nadopiekuńczo. Pilnował mnie i naszej córki jak największego skarbu. Tak jak wspomniałam czasami zbyt przesadnie ale pracujemy nad tym. Ja po ukończeniu szkoły udałam się na studia a teraz pracuję jako kierowniczka jednego z działów w wydawnictwie znanego czasopisma. Uwielbiam tą pracę bo przede wszystkim uwielbiam pisać. Tak właśnie prezentowały się nasze kariery zawodowe.

- Maaaaaamo -krzyczała Hope, nasza ośmioletnia córka biegnąc radośnie w naszą stronę. Wielkie ramie Josepha na moim ciele dawało mi ciepło a sama jego obecność po prostu szczęście. Jedną ręką delikatnie masował moje biodro i dumnie obserwował swoją córkę, która zatrzymała się dokładnie przez nami- zrobiłam dla ciebie bransoletkę! -uśmiechnęła się słodko pokazując swoje śliczne ząbki i zza pleców wyjęła różowo-niebieską biżuterię z koralików.

Wyciągnęłam w jej stronę rękę. Hope szybko wsunęła na mój nadgarstek swoje dzieło po czym zmarszczyła brwi.

- A co to jest na twojej ręce? -wskazała na lekko widoczne blizny, te które kiedyś były naprawdę głębokimi ranami. Teraz pozostały po nich delikatnie widoczne na skórze kreski.

- To? -mruknęłam zastanawiając się co powiedzieć tak małemu dziecku. Spojrzałam na Josepha, który rozbawiony rownież czekał na moją odpowiedź- to moja kochana jest pewnego rodzaju pamiątka po tym jak zostałam kiedyś uratowana przez mojego księcia -uśmiechnęłam się.

- Tak jak w bajce, którą mi czytałaś? -zapytała podeksctyowana.

- Coś w tym rodzaju -usłyszałam koło siebie śmiech Josepha.

- Mamo a kto był twoim księciem? -pytała dalej jak to ośmioletnia dziewczynka.

- Twój tatuś -odparłam dumnie i odwróciłam się w jego stronę aby złączyć nasze usta w pocałunku, który od razu został przerwany.

- Fujka! -pisnęła zakrywając oczka rękoma. Odsłoniła je kiedy miała pewność, że przestaliśmy- ja mam jeszcze jedno pytanie -westchnęła- przed czym uratował cię tata?

- No wiesz, jak to zazwyczaj bywa... przed śmiercią.

- Serio!? -Hope wytrzeszczyła oczy- a kiedy mnie uratuje książę? -zapytała.

Zostaliśmy uratowaniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz