Rozdział 17.

9.2K 800 118
                                    

Na dworze było kompletnie ciemno. Jedynie pojedyncze latarnie rzucały światło na ulicę. Nessie stała przez chwilę w miejscu nie mogąc uwierzyć w to co stało się przed chwilą. Jej ciało drżało ale sama już nie wiedziała z jakiego powodu. Czy przez zimno czy przez natłok emocji.

Wolnym krokiem ruszyła w stronę domu Suzie. To jedyne wyjście. Nie chce już nigdy więcej widzieć swojej chorej matki. Jak widać ludzie się nie zmieniają. Nessie wahała się czy powinna o takiej godzinie w taki dzień pukać do jej drzwi, ale niestety nie miała nikogo innego.

Około 21 stanęła przed drzwiami lekko przemarznięta. Nadal miała na sobie kurtkę Josepha, ale jak wiadomo mężczyźni zazwyczaj nie potrzebowali grubych, puchowych kurtek. Woleli raczej coś lekkiego. Jednak mimo wszystko to okrycie zapewne w uratowało jej zdrowie.

Jej ręka powędrowała do drzwi, jednak chwilę później zatrzymała się kilka milimetrów przed nimi. Nessie zacisnęła powieki walcząc w środku ze swoimi myślami. Suzie pewnie chce spokojnie spędzić święta. Czy Nessie również nie powinna teraz być w swoim domu? Czy Joseph ją wyrzuci? Stwierdziła, że zaryzykuje i zawalczy o ich miłość. Powolnym krokiem wycofała się z posiadłości przyjaciółki i weszła na chodnik kierując się w stronę centrum. Gdyby nie patrzeć z miejsca, w którym obecnie się znajdowała do jej domu było dość daleko. Musiała przemierzyć całe centrum a potem kilka uliczek. Jakby tego było mało na dworze panował mróz i totalna ciemnica. 

Szła w miarę swoich możliwości dość szybko. Co jakiś czas zamazywał jej się obraz miasta przez napływające łzy, ale natychmiast się ich pozbywała chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim domu. Po około 20 minutach dotarła do centrum. Postanowiła, że skróci sobie nieco drogę. W tym celu zatrzymała się przy brzegu jezdni. W dzień wigilii ulice nie odznaczały się jakimś szczególnie wielkim ruchem. Co jakiś czas przez jezdnię bardzo szybko mknął samochód zapewne aby dotrzeć do rodziny. Nessie rozejrzała się w obie strony wycierając ostatnie łzy zmartwienia i weszła na ulicę. Drżącym krokiem przemierzała ją wzdłuż gdy nagle usłyszała znajomy dźwięk nadjeżdżającego auta i w tym samym czasie poczuła ogromny i paraliżujący ból brzucha. Złapała się za niego, jednak gdy odwróciła głowę jedyne co dostrzegła to oślepiające światła. W mgnieniu oka zakręciło się w jej głowie a blask stał się na tyle blisko, że nie mogła nawet zareagować. Po chwili wielki ból przeszedł przez jej ciało, które zderzyło się z ziemią kawałek dalej. Potem jedynie ciemność i strach.

*** 

- Doktorze mogę już? -zapytał Joseph zauważając siwego lekarza, który wyszedł z jej sali.

- Spokojnie, ona jeszcze śpi po lekach- oznajmił wkładając ręce do swojego fartucha.

- A co z dzieckiem?- dopytywał zdenerwowany- czy wszystko jest dobrze?

- Tego jeszcze nie wiemy... -odparł smutno lekarz patrząc w dół- wszystko się okaże gdy pacjentka się obudzi, o ile to się stanie... -dodał a chłopak omal nie dostał zawału.

- Słucham? Jak to o ile to się stanie? Ona może się nie obudzić? Co pan pieprzy? -zdenerwowany i przerażony Joseph zaczął panikować. Wszystko go przerastało.

- Proszę się zachowywać, jest pan w szpitalu -upomniał go starzec- to był dość ciężki wypadek, szczególnie dla jej głowy, jest w złym stanie ale zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, należy czekać. Teraz przepraszam ale muszę iść, możesz wejść do sali ale tak jak mówiłem... ona śpi -uśmiechnął się pocieszająco i wyminął Josepha znikając w jakimś pokoju.

Joseph stał przez chwilę gapiąc się pusto w białe drzwi z szybami. Wahał się. Wszystko stało się tak nagle. Począwszy od wiadomości o dziecku a kończąc na telefonie ze szpitala, który był dobitnym zakończeniem tego pechowego dnia. Gorzej chyba być nie mogło.

Wziął sporo powietrza do płuc i stanowczo pchnął drzwi. Ukazała mu się szpitalna sala, jednak jego wzrok od razu powędrował do niej. Wszystko inne stało się jedynie rozmazanym tłem tego horroru. Stracił pewność siebie na widok jej, leżącej bezwładnie na łóżku, podłączonej do wielu maszyn, które wydawały z siebie dziwne dźwięki. Przełknął ślinę jakby to miało przywrócić jego odwagę. Nie pomogło. Rozejrzał się w około aby mieć pewność, że nikt nie patrzy na jego dziwne zachowanie. Bo czy to normalne tak reagować? Zdezorientowany i przerażony ruszył wolnym krokiem w jej stronę. Stanął dokładnie z prawej strony nad jej łóżkiem. Przemierzył wzrokiem jej bezwładnie spoczywające ciało i zatkało go. Skóra Nessie wyglądała nienaturalnie blado niczym ściany tego pomieszczenia. Włosy opadły na poduszce w różne strony. Oczy były delikatnie zamknięte dosłownie jakby spała. Jedynie jej leciutko różowe usta odróżniały się od przerażającej bieli. Na jej skroni widniał biały plaster pod którym zapewne znajdowało się rozcięcie spowodowane upadkiem. 

Pokiwał z niedowierzaniem głową i chcąc się uspokoić przystawił sobie koło łóżka krzesełko po czym usiadł na nim podsuwając się bliżej. Niepewnie swoją dużą i ciepłą ręką ujął jej malutką dłoń, wcześniej spoczywającą wzdłuż ciała. Biała i zimna skóra wzbudziła w nim poczucie winy. Pragnął z całej siły teraz dać jej ciepło i przywrócić kolory, które wcześniej posiadała. Oddałby wszystko aby zobaczyć teraz jej śliczne i przenikliwe a zarazem przepełnione nadzieją oczy, pocałować zawsze delikatne i ciepłe wargi a na koniec przeczesać miękkie włosy i ten jeden niesforny kosmyk, który zawsze spada jej na twarz włożyć za ucho.

Jednak mimo wszystko nie mógł. Nie miał pojęcia czy Nessie obudzi się i przede wszystkim czy ich dziecko przeżyje. Sam nie wiedział, która śmierć dobiłaby go bardziej. Pomimo niepewności Nessie co do całej ciąży on wiedział, że tego chce. Chce aby jego dziewczyna urodziła jego córkę bądź syna, którego pokocha najbardziej na świecie. To, co walczyło w jej brzuchu o życie już znalazło miejsce w jego sercu i nie chciał dopuszczać do siebie myśli, że cokolwiek się stanie. Kilka godzin wcześniej działał pod wpływem emocji. Powiedział, że musi przemyśleć "ich", ale nie o to chodziło. Chciał sam poukładać swoje myśli, zrobić w nich miejsce dla dziecka i ich wspólnej przyszłości. Potrzebował tylko kilku chwil oswojenia. W żadnym wypadku nawet na sekundę nie pomyślałby o opuszczeniu Nessie a co dopiero ich potomka. Szkoda, że ona tego nie wiedziała.

Głaskał powoli jej dłoń rozmyślając o tym, jak inaczej potoczyłoby się to wszystko. Jeżeli postąpiłby inaczej nawet nie doszłoby do wypadku. Byliby teraz w domu i cieszyli się wspólnie świętem Bożego Narodzenia. Tymczasem ona leży w śpiączce, dziecko najprawdopodobniej walczy o swoje życie a Joseph rozmyśla nad błędem, który popełnił i obwiniał się o wszystko. Czy tak to wszystko miało wyglądać? 

W pewnej chwili jedna z maszyn koło niego zaczęła głośno i nachalnie pikać, robiąc zamęt w pustym pokoju. Joseph spojrzał na urządzenie a na ekranie dostrzegł zieloną ciągnącą się kreskę. Jego serce omal nie stanęło na ten widok. Czy ona umiera?- pomyślał od razu panikując. Zerwał się z krzesła szybko i panicznie oddychając. Rozejrzał się ale nigdzie nie dostrzegł lekarza. Dopiero po chwili dotarło do niego co się dzieje. Wybiegł z sali mocno pchając drzwi, które walnęły w ścianę obok. Wszyscy ludzie znajdujący się na korytarzu, recepcjonistka, pielęgniarka oraz lekarz zwrócili wzrok na niego. 

- Ona umiera -powiedział jedyne te dwa słowa a personel prędko ruszył na pomoc.

Lekarz, pielęgniarka oraz Joseph znaleźli się w sali. Starzec zaczął sprawdzać coś na maszynach i na jej ciele co jakiś czas rzucając pomocnicy krótkie rozkazy, które jak najszybciej wypełniała. Biegała w te i wewte omijając chłopaka. 
Po chwili w środku zjawiło się więcej lekarzy i pielęgniarek co jedynie zaniepokoiło Josepha.

- Co się dzieje!? Ona naprawdę umiera!? Czy ona umrze!? Nie pozwólcie jej umrzeć! -zaczął pytać niemal krzycząc.

Zrozumiał, że sytuacja jest poważna i Nessie naprawdę umiera. Wewnątrz jego świat się zawalał, patrzył jak najbliższa mu osoba ledwo walczy o życie.

- Proszę stąd wyjść! Musimy mieć spokój! -rozkazała pielęgniarka i rękoma popchnęła go do drzwi.

- Nie... nie! Ja muszę tam być! Ona nie może umrzeć! -zanim zdążył powiedzieć a raczej krzyknąć cokolwiek więcej znalazł się przed białym drzwiami. 

Jego serce waliło sto razy szybciej. Marzył oddać połowę uderzeń swojego serca dla niej, aby mogła żyć. Tylko tyle. Nie pogodziłby się z utratą najważniejszej osoby w życiu. Wszystko tylko nie to -pomyślał łapiąc się za głowę.

Mimowolnie po jego policzku spłynęła łza gdy patrzył przez szybę w drzwiach jak grupa ludzi biega nad nią przynosząc co chwila jakieś inne maszyny i wykonując chyba już ostatnie możliwe zabiegi przywrócenia jej życia. 

Ten widok łamał go wewnętrznie. Wszystko przewracało się w jego głowie a przez chwilę nawet miał wrażenie, że gra w jakimś pieprzonym dramacie.

Wytarł drżącą ręką łzy i sięgnął po telefon wyszukując w kontaktach pewnego imienia.

- Ona umiera, moja Nessie umiera... -powiedział łamiącym się głosem do telefonu.

I wtedy gdy te słowa wyszły z jego ust uderzyły w jego umysł i uczucia z podwójną siłą. Dopiero do niego dotarło, że ona i dziecko mogą umrzeć.

// Hejka misie! Z góry już wybaczcie mi za taki obrót spraw! Domyślam się, że jesteście przerażeni, ja sama jestem haha! Jak myślicie przeżyje czy nie? Zastanawiajcie się i piszcie co myślicie o rozdziale. Kocham was! Wasza hieffy. \\


Zostaliśmy uratowaniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz