Rozdział 10

5.4K 298 8
                                    

Obudził mnie dzwonek telefonu. Otworzyłam oczy i ujrzałam, że leże we własnym łóżku. Pewnie Nathan zaniósł mnie gdy spałam. Podniosłam się, wzięłam mojego iPhone i odebrałam.
- Halo?- powiedziałam zaspanym głosem.
- Zoe czy mogłabyś przyjechać do szpitala?- to był tata.
- Oczywiście tato. Zaraz się ogarnę i przyjadę jak najszybciej-powiedział i rozłączyłam się. Wzięłam ubrania i poszłam do łazienki. Umyłam się, ubrałam i zrobiłam lekki makijaż. Włosy upięłam w koka. Gdy stwierdziłam, że wyglądam jak człowiek zeszłam na dół do kuchni. Poczułam zapach jajecznicy. Zdezorientowana weszłam do pomieszczenia. Stał tam Nathan nakładający jedzenie na talerze.
- Witam. A co to śniadanie do łóżka?- spytałam. Odwrócił się i uśmiechną promiennie.
- Hej. Raczej miało być- odparł.
- Przepraszam, ale tata dzwonił, żebym przyjechała do szpitala- usiadłam na krześle. Nathan postawił przede mną jajecznice.
- Smacznego.
- Dziękuję- podziękowałam i zaczęłam jeść. Gdy skończyłam włożyłam talerz i widelec do zmywarki. Poszłam ubrać buty i kurtkę. Wzięłam telefon, torbę i klucze, po czym skierowałam się do wyjścia. Nagle usłyszałam głos Nathana.
- Zo zaczekaj!- odwróciłam się w jego stronę. Ubierał swoją kurtkę.- Zawiozę cię.
- No dobrze- odparłam. Wyszliśmy na zewnątrz i wsiedliśmy do auta Nathana. Jechaliśmy jakiś czas w ciszy. Myślałam nad tym co się wczoraj stało między mną a Nathanem. Czy to co mówił było prawdą? A może nie traktuje mnie poważnie? Boje się. Boje jak cholera, że może okazać się zwykłym dupkiem, który bawi się dziewczynami jak zabawkami.
- Nad czym tak myślisz?- głos Nathana przywrócił mnie do rzeczywistości.
- Nad niczym- skłamałam. Uśmiechnęłam się do niego blado.
- Nie martw się, będzie dobrze- położył swoją dłoń na moją.
- Obyś miał rację- powiedziałam. No właśnie oby.

##########

Gdy dojechaliśmy do szpitala dowiedzieliśmy się, że mama leży na oiomie. Widać było , że pielęgniarce spodobał się Nathan, bo co chwila poprawiała włosy i słodko się uśmiechała. Co za suka! Poczułam dziwne ukłucie w sercu. Czy to zazdrość? Na to wyglądało. Poszliśmy w stronę wskazaną przez tą jędze. Gdy dostrzegłam tatę i Rose szybko do nich podbiegłam.
- Hej i co z nią?- wydyszałam.
- Lekarze mówią, że jej stan jest krytyczny- powiedziała smutno Rose. Tata stał jak posąg i patrzył w stronę sali gdzie leżała mama. Dotknęłam jego ramienia.
- Tato wszystko w początku? Jak się trzymasz?- spytałam ostrożnie. Tata spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.
- Chyba dobrze- wymamrotał i znów swój wzrok przeniósł na sale. Spojrzałam na Nathana. Stał oparty o ścianę wyraźnie zamyślony. Podeszłam powoli do niego i odezwałam się.
- Co taki zamyślony jesteś?- spytałam. Spojrzał na mnie i posłał mi słaby uśmiech.
- To nieważne- odparł. Patrzyłam na niego podejrzliwie.
- Na pewno? Wiesz, że możesz mi zaufać.
- To naprawdę nic takiego- widać było, że kłamał. Gdy miałam już się odezwać usłyszałam krzyki pielęgniarek w sali. Szybko podbiegłam do drzwi i patrzyłam przez szybę, co się dzieję. Wszyscy biegali w kółko koło łóżka mamy. Byłam zdenerwowana. Nie wiedziałam co się dzieję. Rose zasłoniła usta dłońmi. Zaczęli reanimować mamę.
- O Boże- wyszeptałam. Wszyscy nagle stanęli w miejscu. Lekarz założył stetoskop i zaczął badać mamę. Gdy skończył pokręcił głową do zebranych. Już wiedziałam co to oznaczało. Lekarz szedł w naszą stronę. Otworzył drzwi i staną przed nami.
- Niestety nie zdołaliśmy uratować panią Vanesse. Przykro mi- powiedział i poszedł przed siebie. Rose płakała, a ja stałam osłupiała. Mama nie żyje. To niemożliwe. To nie mogła być prawda. Poczułam jak łzy nabierają mi się do powiek.
- Nie wierze- wyszeptałam i puściłam się biegiem do wyjścia ze szpitala. Łzy uwolniły się i spływały po moich policzkach. Gdy wyszłam przed szpital rozpłakałam się na dobre. Usiadłam pobliskiej ławce i schowałam twarz w dłoniach. Straciłam jedną z najważniejszych osób mojego życia. Nie mogłam się pogodzić. To była moja wina. Mogłam wtedy zostać w domu razem z nią. Na prawdę kochałam mamę, a teraz jej nie ma. Nagle poczułam jak ktoś kładzie mi rękę na plecach. Podniosłam głowę i zobaczyłam Nathana. Usiadł obok mnie i mocno przytulił. Ja płakałam coraz mocniej.
- Tak mi przykro Zoe- wyszeptał i pocałował mnie we włosy. Właśnie tego potrzebowałam w tamtym czasie. Kogoś bliskiego u boku. Wtuliłam się w klatkę Nathana i zaczęłam się powoli uspokajać.
- To moja wina- wyszeptałam.
- No coś ty Zoe to nie twoja wina tylko tej osoby, która jej to zrobiła.
- Ale jak bym wtedy była w domu pomogłabym jej jakoś.
- Nie pomogłabyś jej. Zrozum to. I tobie mogła stać się krzywda- powiedział.- nie darował bym sobie gdyby coś ci się stało- spojrzałam na niego.
- Może i masz rację- wyszeptałam.
- Oczywiście,że mam- odparł. Oderwałam się od niego i ustałam.
- Chodź. Musimy pomóc Rose i tacie- powiedziałam i wytarłam dłonią pozostałe łzy. Wstał i złapał mnie za rękę.
- Więc chodźmy- powiedział i zaczął prowadzić w stronę budynku. To zdecydowanie był najgorszy dzień w moim życiu.

##########
No i mamy kolejny rozdział. Mam nadzieje, że się spodoba. Standardowo czekam na komentarze i gwiazdki.;):) Buziaczki :*;)


WIELKA KOREKTA!! Córka ProkuratoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz