Rozdział 11

5.6K 292 6
                                    

* Tydzień później*
Odbył się pogrzeb mamy. Przyjechała cała rodzina. Nathan, David i Max także byli. Ja z tatą i Rose bardzo przeżyliśmy śmierć mamy. To było okropne doświadczenie. Gdy było po wszystkim ja całymi dniami przesiadywałam w pokoju. Nathan próbował mnie pocieszać, lecz na nic to się nie zdało. Zamknęłam się w sobie.

Siedziałam na parapecie i spoglądałam przez okno. Patrzyłam na zachodzące słońce na horyzoncie. Widziałam przechodzące osoby na chodniku i przejeżdżające samochody. To było takie zwyczajne. Taki bezproblemowy świat. Widać było dwójkę dorosłych ludzi i koło nich dwójka dzieci. Byli tacy szczęśliwi. Tak jak my sprzed wielu lat. Zakręciła mi się łza w oku. Brakowało mi mamy. Bardzo chciałam, aby była koło mnie i mówiła, że to tylko zły sen. Ale niestety w rzeczywistości było inaczej. Łzy uwolniły się spod moich powiek. Chciałam być silna dla taty i Rose ale to dla mnie było za dużo. Siedziałam tak i rozmyślałam, gdy nagle usłyszałam, że ktoś wszedł do środka. Odwróciłam głowę i zobaczyłam zmartwionego Nathana. Znowu zaczęłam patrzeć przez okno. Poczułam jak Nathan dotyka mojego ramienia. Od pierwszego i ostatniego pocałunku minęło ponad tydzień. Od tamtego czasy zachowywał się dla mnie jak przyjaciel. Było mi przykro z tego powodu myślałam, że naprawdę coś do mnie czuje, ale pomyliłam się. Nie miałam pojęcia kim dla niego byłam.
- Zoe to już się robi nie zdrowe. Powinnaś gdzieś wyjść nie siedzieć całymi dniami w pokoju- powiedział spokojnie.
- Daj mi spokój. Nigdzie nie idę. Proszę wyjdź- wymamrotałam. Nagle poczułam silne szarpnięcie. Patrzyłam teraz przerażona na Nathana. Trzymał mnie mocno za ramiona. Nie poznawałam go.
- Zoe do jasnej cholery posłuchaj- zaczął- twoja matka zmarła i to jest przykre ale życie idzie dalej. Nie możesz wiecznie siedzieć w tym pokoju. Musisz się pogodzić, że jej już nie ma. Weź się w garść!-wrzasną. Nathan nie był w ogóle delikatny. Ale jego słowa dotarły do mnie. On miał racje. Musiałam się w końcu wziąć w garść i iść do przodu. Odetchnęłam głęboko i spojrzałam na Nathana.
- Masz racje Nathan. Muszę się z tym pogodzić- powiedziałam. Jego twarz od razu złagodniała.
- Zuch dziewczyna- uśmiechną się i mnie przytulił. Znów uśmiech zagościł na mojej twarzy. Ale miałam wiele wątpliwości.
- Nathan?- zaczęłam niepewnie.
- Tak?
- Kim ja dla ciebie jestem?- spytałam na jednym wdechu mocno się denerwując. Nathan się spią. Oderwał mnie od siebie.
Boże jaka ja głupia! Zaczęłam myśleć, że popełniłam błąd zadając mu to pytanie. Nathan niespodziewanie złapał mnie za policzki i uśmiechną się. Moje serce znów zaczęło mocno bić.
- Jesteś dla mnie najważniejszą kobietą w moim życiu- powiedział, po czym wbił mi się w usta. Oddałam się zupełnie temu pocałunkowi. Poczułam, że znowu odżywam. Nathan był dla mnie dużą podporą. Kocham go i miałam nadzieję, że on mnie także. No ale jak to się mówi nadzieja matką głupich. Gdy skończyliśmy Nathan pogłaskał mnie po włosach.
- Muszę już iść. Do zobaczenia słońce- pocałował mnie w czoło i zaczął odchodzić. Ja niemal natychmiast się zerwałam i złapałam go za rękę. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Zostaniesz na noc? Proszę- zrobiłam oczy szczeniaka.
- A twój tata nie będzie nic przeciwko temu?- spytał i złapał mnie za talie.
- Nic nie musi wiedzieć- uśmiechnęłam się do niego. Nagle Nathan wziął mnie na ręce, położył na łóżku i zaczął łaskotać. Śmiałam się i próbowałam się wydostać, lecz Nathan był silniejszy.
- Proszę.. haha.. przestań- krzyczałam.
- Byłaś dziś niegrzeczną dziewczynką- powiedział.
- Proszę- wysapałam wyczerpana ze śmiechu. Spełnił moją prośbę. Patrzyliśmy sobie w oczy.
- Idiota- odparłam.
- Co powiedziałaś? Nie dosłyszałem.
- To kup sobie aparat słuchowy dziadziu- powiedziałam. Zaśmiałam się z jego komicznej miny. Znów się uśmiechną. Musną szybko moje usta i zszedł ze mnie. Ja postanowiłam wziąć prysznic. Wstałam i zabrałam moją piżamę.
- Zaraz przyjdę. Idę pod prysznic- powiedziałam i wyszłam. Po 20 minutach wróciłam do pokoju czysta i przebrana.
- Teraz twoja kolej- odparłam.- czyste ręczniki są w szafce- Nathan wstał i poszedł posłusznie do łazienki. Weszłam do łóżka i przykryłam się pod samą brodę. Czekałam na Nathana. Miałam nadzieję, że wszystko między nami będzie w porządku. Usłyszałam jak Nathan wchodzi z powrotem do pokoju. Podniosłam głowę. Zobaczyłam Nathana w samych bokserkach. Momentalnie zrobiłam się czerwona jak moja koszulka. Wyglądał jak Bóg. Idealny.  Położył swoje ubranie i spojrzał na mnie. Uśmiechną się.
- Zakryj się Apollo dzieci patrzą- powiedziałam i próbowałam ukryć moje czerwone policzki włosami. Nathan rozejrzał się.
- Nie ma tu żadnych dzieci- uśmiechną się chytrze.
- A ja to co?- spytałam. Podszedł do łóżka, wszedł i przyciągną mnie do siebie.
- Ty jesteś młodą, piękną kobietą- powiedział. Odwróciłam się w jego stronę.
- To dziecko dorosło?- spytałam mając przed oczami sytuacje, kiedy nazwał mnie dzieckiem.
- Na to wygląda- odparł.- a teraz śpij- odwróciłam się z powrotem i wtuliłam się w poduszkę. Nathan przytulił się do moich pleców. Leżeliśmy tak przed większość czasu. Gdy byłam już na skraju snu usłyszałam cichy głos Nathana.
- Nawet nie wiesz jak bardzo mi na tobie zależy. Kocham cię- myślał, że nic nie słyszę, ale usłyszałam każde słowo. Usnęłam z wielkim bananem na twarzy.

################

Och miłość:*:) Cudowna rzecz <3 Mamy kolejny rozdział. Proszę komentować i zostawiać gwiazdki.:);) Do następnego.:D


WIELKA KOREKTA!! Córka ProkuratoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz