VI

981 142 8
                                    

Na wykładach nie mogła usiedzieć w spokoju. Irytujące pytania typu "Wszystko w porządku?", nie ustały przez cały dzień. Do tego jeszcze te współczujące spojrzenia, doprowadzało ją to do szału. Nie chciała być niemiła dla znajomych, którzy na swój denerwujący sposób jednak się o nią troszczyli. Ulga ogarnęła ją po wyjściu z budynku uczelni. Chłodne, świeże powietrze owiało jej zmęczoną twarz. Droga do domu minęła jej w upragnionym spokoju. Od kilku godzin Eric nie nawiedzał jej już, za co mu serdecznie dziękowała. Po wejściu do mieszkania rzuciła płaszcz na pierwsze lepsze krzesło i od razu zabrała się do przygotowywania kolacji. Po jakimś czasie siedziała już z talerzem pełnym kanapek, przed telewizorem. 

Ostatnio tylko tak spędzała wolne chwile, pod ciepłym kocem, z kubkiem kakao w ręce, oglądając wszystko co po kolei nadają.

Nagle ogarnęła ją lekka irytacja. Kanapki, którymi jeszcze przed chwilą się zajadała, teraz wydały jej się paskudnie suche. Niechętnie wstała z kanapy i udała się z powrotem do kuchni. Z niezadowoleniem stwierdziła, że nie ma ketchupu. Z tego co pamiętała, miała jeszcze kilka słoiczków przecieru z pomidorów jej mamy w piwnicy. Przez chwilę stała w miejscu i zastanawiała się, czy słoik ketchupu wart jest tyle zachodu jak ruszenie się do piwnicy. Jedno spojrzenie na kanapki leżące na ławie utwierdziło ją w przekonaniu, że zdecydowanie tak. 

Nabrała w płuca wilgotne powietrze zatęchłej piwnicy. Chciała tu tylko szybko wejść, zabrać to po co tu przyszła i jak najszybciej wracać pod koc. Ale jak na złość, kłódka w drewnianych drzwiach małego składziku, nie chciała ustąpić. 

Do jej uszu dotarł stłumiony dźwięk sapania na końcu podziemnego, betonowego korytarza. Nagle piwnica wydała jej się dużo ciemniejszym i straszniejszym miejscem.

– Cholera...– przeklęła cicho, coraz mocniej walcząc kluczykiem. Starała się nie patrzeć w mroczną przestrzeń panującą na końcu korytarza. Ale przeraźliwe, ciche dźwięki dochodzące ją stamtąd nie dawały jej spokoju. 

Kłódka odpuściła. Mai drżącymi rękoma, jak w amoku otworzyła szybko drewnianą kratę i weszła między półki z konfiturami. Złapała szybko słoik i odwróciła się z zamiarem opuszczenia tego miejsca.  Słoik wypadł jej z ręki, tłukąc się z hukiem, gdy w ciemnej przestrzeni przed sobą zobaczyła zarys twarzy, jakby żywcem wyjętej z horroru. Przez niesamowicie długie sekundy dziewczyna stała, z niedowierzaniem patrząc się na przerażający twór, zaledwie kilka metrów przed nią. Gdy szok na chwilę opadł, a zastąpiła go adrenalina, Mai złapała pierwszy lepszy słoik dżemu i rzuciła jak najdalej w korytarz przed sobą. Dźwięk tłuczonego szkła rozbrzmiał przez chwilę w piwnicy, zagłuszając okropne charczenie wydobywające się gdzieś z ciemności. 

Chwytając kolejny słoik, rzuciła się biegiem przed siebie nie zadając sobie trudu nawet by zamknąć drzwi. Biegła po schodach, potykając się o własne nogi, wciąż czując na karku nieznośny chłód i powarkiwanie demona. Dopadła drzwi do swojego mieszkania i bez zastanowienia wbiegła do środka, zamykając po wejściu wszystkie zamki jakie miała. Coś ją goniło, była tego pewna, jak i tego, że to coś o mały włos jej nie złapało. Oparła się zdyszana o drzwi i osunęła się po nich w dół. Postawiła słoik na podłodze i schowała twarz między kolana. 

– Jezu Chryste!– krzyknęła na cały głos, gdy poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Roztrzęsiona spojrzała na rozbawione oblicze wampira. 

– Spokojnie– zaśmiał się– nie zjem cię. 

Spojrzała na niego z wściekłością. Klęczał przed nią w idealnie białej koszuli i czarnych jeansach. Jeszcze przed chwilą walczyła o życie, a on nagle się tu pojawia i się z niej nabija. Co z tego, że w jego obecności czuła się bezpiecznie, wkurzała ją jego pewność siebie. Odwróciła twarz w przeciwnym kierunku by nie musieć oglądać tej przystojnej twarzy, a także... żeby nie zobaczył łez wzbierających w jej oczach. Zaczęła szybko mrugać, żeby nie rozkleić się przy Ericu, ale niestety przyniosło to zupełnie odwrotny efekt i kilka łez spłynęło po jej policzkach.

– Ej, promyczku, nie płacz– zaskoczyło ją to, że tym razem nie wyczuła kpiny w jego głosie– chodź– wstał i wyciągnął do niej rękę.

 Mai nawet na niego nie patrząc odwróciła się obrażona chlipiąc cichutko. Bała się. W tym momencie bała się wszystkiego dookoła. 

– Nie żebym cię straszył czy coś, ale wiesz, że te drzwi, o które się opierasz, nie powstrzymałyby demona, gdyby chciał się tu dostać?– spojrzała na niego przekrwionymi oczami mokrymi od łez. 

– W takim razie dlaczego nie przychodzą tu żeby zrobić mi krzywdę, tak jak w piwnicy?– spytała ignorując pieczenie w gardle. Mężczyzna nachylił się nad nią i delikatnie, bez najmniejszego problemu wziął ją na ręce, jak gdyby nie ważyła zupełnie nic.

– Ponieważ ja im nie pozwalam– skwitował cicho, wnosząc ją do sypialni.

~*~



PrzeklętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz