XI

815 126 11
                                    

Nie wiedziała ile wypiła tego wieczoru, ale miała pewność, że o kilka kieliszków za dużo. Od już jakiegoś czasu muzyka wydawała jej się za głośna, a znajomi irytujący. Było jej piekielnie niedobrze, ale nie miała siły żeby iść do toalety. 

-Karolina... Wracamy do domu?- wybełkotała powoli i zaczęła niezdarnie wstawać z kanapy. 

-Ja jeszcze nie chcę, ale ty powinnaś- odpowiedziała przyjaciółka, która swoją drogą też była nieźle wstawiona. Nie chciała opuszczać dyskoteki, ponieważ właśnie nawiązała wyjątkowo ciekawą dyskusję polityczną z jakimś obcym mężczyzną. Mieli zupełnie różne poglądy i widać było, że niewiele dzieliło ich już od awantury.

-To ja idę. Cześć wszystkim- pomachała towarzystwu, z którym bawiła się od kilku godzin i chwiejnym krokiem ruszyła w stronę wyjścia. 

Skutecznie omijała tańczących ludzi i w końcu wyszła na zewnątrz. Z ulgą odetchnęła świeżym powietrzem.  Oparła się o ścianę budynku i przymknęła oczy w bezowocnej próbie opanowania mdłości. Sięgnęła do torebki w celu wyjęcia telefonu i zadzwonienia po taksówkę, ale nigdzie nie mogła wymacać komórki. Przeszukała całą torebkę i zaczynała się już irytować, w końcu do domu nie miała wcale tak blisko, a na telefonie naprawdę jej zależało. 

-Cholera...- wymruczała ściskając puste kieszenie płaszczyka. 

-Jakiś problem?- usłyszała przy uchu głos Erica i po chwili zobaczyła o wychodzącego z klubu. 

-Co tu robisz? Zostaw... Mnie...- coraz trudniej jej się mówiło. 

Podszedł do niej luźnym krokiem i zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów. 

-Jesteś pijana- stwierdził patrząc na nią z politowaniem.

-No jestem! Po prostu... Gorzej się... Czuję.

-Chodź, zabiorę cię do domu- nie protestowała gdy wziął ją pod ramię i zaczął prowadzić na parking przed klubem.

-Masz samochód?- wybełkotała. Stała w pionie tylko dzięki ramieniu Erica obejmującego ją w pasie.

-Mam, ale nie odwiozę cię samochodem, bo też jestem po alkoholu. 

-To jak wrócimy?- mrużyła oczy w irytacji. 

-Zaraz zobaczysz- zaprowadził ją za budynek, w miejsce gdzie w zasięgu wzroku nie było żadnych ludzi- zamknij oczy bo zwymiotujesz- wyszeptał jej do ucha, na co Mai bez oporu wykonała polecenie. 

Eric wziął ją na ręce, a następnie poczuła lekkie szarpnięcie, jakby wstrząs. Momentalnie przestał wiać wiatr i zrobiło się cieplej. 

-Możesz otworzyć oczy- powiedział, ale nie doczekał się reakcji.

 Poprawił ją sobie w ramionach tak, żeby mógł spojrzeć na jej twarz. Oczy miała wciąż zamknięte i oddychała równo. Uśmiechnął się pod nosem. Byli w jej mieszkaniu, zaniósł ją do sypialni i położył na łóżku. Spała, co oznaczało, że zaraz przeniesie się do jego świata, o ile już tam nie trafiła.  Mentalnie posłał rozkaz blokujący jej dar, by mogła się w spokoju wyspać. 

 Delikatnie pozbawił ją  kurtki i butów. Zastanawiał się przez chwilę czy nie zostawić jej w sukience, ale postanowił rozebrać ją do bielizny. Usprawiedliwił swoje motywy popatrzenia na jej ciało tym, że może jej być niewygodnie. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, który wpłynął mu na usta gdy zdejmował jej rajstopy.  Gdy zabrał się za sukienkę, spodziewał się, że się obudzi, ale upita dziewczyna spała wyjątkowo mocno. Zdjął jej też kolczyki i inną biżuterię, przykrył ją kołdrą, po czym sam się rozebrał. Łóżko ugięło się pod nim gdy wsunął się pod kołdrę obok Mai, która poruszyła się przez sen. Szatynka przewróciła się na bok i nieświadomie wtuliła się w mężczyznę. Z początku był zaskoczony, ale po chwili objął szczupłe ciało dziewczyny i przyciągnął do siebie. Jej bliskość była dla niego nie lada pokusą zwłaszcza, że miała na sobie tylko czarne figi i biustonosz w tym samym kolorze. 

Spróbował skierować swoje myśli na inny tor niż jej piersi ocierające się kusząco o jego nagi tors.

~*~



PrzeklętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz