-Kurwa, zostało nam niecałe pięć dni do twojej osiemnastki, chica! – Powiedział Dylan, łapiąc się za głowę. - Zostajemy tu jeszcze trzy, a to oznacza, że będziemy mieli tylko dwa na przygotowanie twojego przyjęcia! – niemal pisnął, a ja rzuciłam w niego poduszką.
-Wow, nie wiedziałam, że z ciebie taki matematyk. – powiedziałam, przeciągając się na jego łóżku. Sam siedział na jego rogu z telefonem w ręku.
-To nie czas na żarty! To musi być impreza twojego życia! – wrzasnął, wybiegając z pokoju. Po chwili usłyszałam jak krzyczy coś i do pokoju wpadają trzy osoby.
-Plan jest taki. Kiedy wrócimy, wszyscy zostajemy u Ian'a. – powiedziała zaplątana Nicole. – Ty Cas, razem ze mną jedziemy na zakupy, po ciuchy dla nas i chłopaków. Dylan i Ian robią porządki w domu, a Mike...
-Sza! – uciszył ją Dylan. Patrzyłam na nich zdezorientowana. – Zaraz powiesz o wiele za dużo.
-Znacie moje zdanie, co do niespodzianek, prawda? – powiedziałam, a w tym momencie do pokoju wszedł Mike.
Był bez koszulki.
-Znamy kochanie, ale osiemnaste urodziny ma się raz w życiu. – powiedział z uśmiechem.
-Tak samo jak każde inne. – burknęłam. Nie lubiłam robić wokół siebie zamieszania. Wszyscy przewrócili oczami i wyszli z pokoju mówiąc, że idą na plażę. Został tylko Mike, który powoli podszedł do łóżka, na którym leżałam.
-Czemu ty jesteś taka uparta, co? – zapytał, zniżając ton głosu. Jego słowa odbiły się echem po moim podbrzuszu.
-Lubisz to. – żachnęłam, kiedy znalazł się nade mną. Naparł na mnie całym ciałem i pocałował.
-Całą ciebie lubię. – mruknął w moje usta.
-Lubisz? – oderwałam się od niego i uniosłam brwi.
-Tak lubię lubię. – poruszył zabawnie brwiami.
-Czyli? – spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek.
-No kurwa, kocham cię. – powiedział ze śmiechem i wpił się w moje usta, poruszając swoimi biodrami, w efekcie ocierając się o moją kobiecość, okrytą obcisłą, czarną spódnicą, którą kupiłam przed wyjazdem razem z nim. Cicho westchnęłam.
-Lepiej się nie nakręcaj, nie będzie żadnego seksu! – powiedziałam śmiejąc się i odpychając go od siebie, a on opadł zrezygnowany na łóżko i popatrzył na mnie, wydymając dolną wargę, jak naburmuszone dziecko.
-A ty chyba mnie nie kochasz. – powiedział, przecierając niewidzialną łzę. Zaśmiałam się jeszcze głośniej, łapiąc za brzuch. Mike ponownie znalazł się nade mną, z groźną miną na twarzy. Momentalnie spoważniałam. – Bawi cię to? – uniósł zagadkowo brew.
-Ależ skąd! – powiedziałam, powstrzymując kąciki ust przed powędrowaniem w górę.
-Od naszego cudownego poranka wciąż chodzę twardy, a to tylko i wyłącznie twoja wina. – na moją twarz wpełzł rumieniec, a Mike uśmiechnął się szelmowsko, całując mnie mocno i znów napierając na mnie biodrami, i nabrzmiałą męskością. Z moich ust uciekł stłumiony jęk. Całujemy się jeszcze chwilę, aż nie słyszymy wymownego chrząknięcia. Odrywamy się od siebie gwałtownie.
-Przeszkadzam, dzieciaki? – mówi roześmiana Ashley, a ja strzelam ogromnego buraka.
-No troszeczkę. – Mówi zaczepnie Michael, za co dostaje ode mnie mocno w brzuch.