Szkoła.

957 69 1
                                    

Jedyne co widziałam to była ciemność. Czułam się lekko, jakbym była z puchu, który nic nie waży. Było mi dobrze kiedy płynęłam we własnej rzeczywistości.
Czułam, że coś mnie szarpie za ramiona, słyszałam drobne szmery. Stawały się coraz wyraźniejsze. Miałam wrażenie, że idę korytarzem w stronę wyjścia. Kiedy głosy były wystarczająco głośne wiedziałam, że mówią o mnie, parę razy przewinęło się moje imię. Nie rozumiałam wszystkich słów, tylko poszczególne.
Korytarz się kończył, wyjście było coraz bliżej, wiedziała już do kogo należą te głosy, do Ani, Alana i wf-isty.
Zastanawiałam się czemu nie ma ich obok mnie i nie idą ze mną tą drogą. Doszłam do celu i oślepiła mnie jasność jakiej jeszcze nie widziałam. Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą trzy niewyraźne osoby. Zamrugałam pare razy i wszystko widziałam lepiej. Patrzyłam na nich przypominając sobie co się stało.
  -Kamila wszystko dobrze? -Powiedział nauczyciel nazywany przez nas Agentem 007. Dlaczego? Bo odkąd rozstał się z żoną, często siedział w barze nad kieliszkiem wódki.
  -Tak. -Cała trójka bacznie mi się przyglądała. Usiadłam.
  -Nie kręci Ci się w głowie? Nie jest Ci nie dobrze? -Spytał Alan z Anią w jednym chórku. Uśmiechnełam się, śmiesznie to zabrzmiało.
  -W porządku. Tak łatwo nie pozbędziecie się mnie. -Puściłam im oczko i wstałam. Spojrzałam na reszte klasy, na ich zmieszane miny. -No uśmiechnijcie się smutasy, żyje, stypy nie będzię.
  -Zaczełam się śmiać, oni również.
  -Widać, że nic jej nie jest. -Powiedział rozpromieniony Alan, a nauczyciel odetchnął z ulgą.
  -Dobra dziciaki za chwile koniec lekcji, więc idzcie już do szatni, ale nie wychodzcie przed dzwonkiem. Kamila uważaj na siebie. -Wpatrywał się w zegar na ścianie. Pewnie odliczał godziny do kolejnej wizyty w barze.
Bez słowa rozeszliśmy się. Żadna z dziewczyn nie zadawała pytań, ale przyglądała się moim ruchom.
Zadzwonił dzwonek i jako pierwsza wyszłam.
Oparty o ściane czekał na mnie Alan, usłyszał, że idę, bo odwrócił głowę.
  -I jak? -Jego wzrok przeszywał mnie na wylot, nie lubiłam tego.
  -Mówiłam, że okey. -Odpowiedziałam bez większych emocji.
  -Martwie się o Ciebie, straciłaś przytomność. -Patrzyliśmy na siebie wymownie. -No dobra, jak chcesz.
  -Mamy temat do dokończenia, pamiętasz? -Szliśmy na pierwsze piętro do szafki. Spojrzałam na jego policzek, lecz on nie odwrócił głowy.
  -Pamiętam.
  -A więc powiesz mi o co chodzi? -Zatrzymaliśmy się i spojrzeliśmy sobie w oczy.
  -Ta bransoletka -Zrobił krótką przerwe. -Jest dla mojego Smerfa. Wiesz ma już chłopaka i zamiast pustych słów chciałem jej dać taki drobiazg. -Chodzi o Julie, jedyną siostrę Alana. Są bliźniakami, mimo to nie wiadać między nimi podobieństwa. Jest od nas znacznie niższa, dlatego tak na nią mówimy. Przez to, że często przychodze do nich już jakiś czas temu się zaprzyjaźniłyśmy, dzisiaj jesteśmy jak rodzina, mimo, że nie łączy nas najmniejsze pokrewieństwo.
  -Ey to bardzo miłe, ale nie rozumiem czemu jesteś smutny.
  -No bo jesteśmy w tym samym wieku. Ona jest zakochana w swoim Romeo, a ja nadal sam. Dobija mnie to. -Błądził oczami po ścianach i ludziach przechodzących obok.
  -Alan nie przejmuj się takimi rzeczami. Ciesz się życiem, a na miłość przyjdzie jeszcze czas. -Uśmiechnełam się ciepło. Doskonale wiedziałam co czuje mimo, że jestem jedynaczką to ten problem dotyka też mnie.
  -Pewnie masz racje. -Odwzajemnił uśmiech. -Chodźmy już.

  -Kim on jest? -Spytałam szukając kluczyka w torebce.
  -Niewiele o nim wiem. Powiedziała tylko, że ma na imię Mirek i jest dwa lata starszy. Chce go dzisiaj przyprowadzić, żebyśmy się poznali, bo rodziców nie ma w domu. Wiesz jaki jest mój ojciec.
  -Taki jak mój "najpierw nauka, potem chłopacy", znam to aż za dobrze. -Uśmiechnełam się pakując ciuchy do szafki.
  -Dokładnie. -Cicho się zaśmiał.
Zapadła cisza. Ja szukałam telefonu w mojej torbie bez dna, a Alan stał obok.
  -Może ty też dzisiaj do nas wpadniesz? -Spojrzałam na niego z nad torby bez słowa. -Smerf się ucieszy. -Oboje się uśmiechneliśmy.
  -No jasne. O której mam być? -Zatopiłam się w dalszych poszukiwaniach.
  -Jakoś koło 16 przyjdę po Ciebie, okey?
  -Mam Cię! -Wykrzyknełam prostując się z telefonem w ręce. Alan się roześmiał, a ludzie spojrzeli jak na wariatkę. -Będę czekać. -Uśmiechnełam się.
  -Ciekawe jak on wygląda. -Stał zamyślony patrząc do przodu.
  -Pewnie jest tak przystojny jak Romeo Szekspira. Uważaj bo zacznie przesiadywać pod waszym balkonem i śpiewać serenady czy inne copy. -Spojrzeliśmy na siebie i wybuchliśmy śmiechem.
  -Dobra chodźmy, za minute jest dzwonek. -Powiedział sprawdzając godzine na telefonie.

Reszta lekcji mineła wyjątkowo szybko. Po kończącej dzisiajszy dzień plastyce pakowałam zeszyt do torebki. Podeszła do mnie Ania.
  -Wiesz coś o tej bransoletce? -Spojrzałam na nią.
  -Tak, jest dla Alana siostry. Możesz powiedzieć plotkarom, że nie mają co marzyć. -Puściłam jej oczko.
  -Też bym chciała takiego brata. Mój nie pamięta kiedy mam urodziny. -Zmieszała się trochę.
  -Ey gdzie Twój uśmiech laska? -Szturchnełam ją biodrem. Uśmiech pojawił się na jej twarzy.
  -Dobra uciekam, śpiesze się. Do jutra. -
Wyszłam nie czekając na odpowiedź, nie miałam na to czasu.

Kiedy szłam już w stronę domu podbiegł do mnie Alan.
  -Kamila poczekaj. Mogę iść z Tobą?
  -Dziwnie pytasz, no jasne, chodź. -Odwróciłam do niego twarz i zobaczyłam smutek na jego twarzy. -Ey co się stało? -Zatrzymałam się, a on spuścił głowe w dół.

______________________________________________
Jak się podoba? ;)
Wierze, że wspólnymi siłami damy rade osiągnąć 200 odsłon. Będzie to najpiękniejszy prezent na święta.!^^

Dziewczyna z ostatniej ławki ✒Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz