Chapter 2

6.2K 238 14
                                    

Weszłam do wysokiego czarnego budynku przez szklane drzwi wchodząc bezpośrednio do recepcji i niedbale oparłam się o metalową ladę z wygrawerowanym napisem „Styles" stukając w nią niecierpliwie palcami. Ściany były pomalowane na czarno, a wszystkie meble były bardzo eleganckie i skórzane. W powietrzu unosił się zapach świeżo otworzonych ryz papieru, a kobieta siedząca w recepcji miała rozpuszczone włosy i lekko rozpiętą białą koszulę. Jej usta były wymalowane na czerwono, a długie paznokcie idealnie pomalowane w odcieniu podobnym tym do ust.

- Byłam na dzisiaj umówiona.

- Pani..? - szatynka uniosła okulary, a ja przechyliłam głowę.

- Mia Dobrev. - młoda kobieta wystukała coś szybo na klawiaturze swojego laptopa i kiwnęła nieznacznie głową.

- Proszę do windy i na ostatnie piętro. Złoty guzik na pewno Pani nie przegapi. - Nie odezwałam się. Po prostu odeszłam od jej stanowiska i weszłam do windy, która jak się okazało w środku była pokryta lustrami, a w tle cicho grała jakaś orientalna uspakajająca muzyczka. Ciekawe czyj to pomysł. Wcisnęłam złoty okrągły guzik tak jak mi poleciła z małą liczbą „19" i westchnęłam marszcząc brwi opierając się o jedno z luster.
Miałam szczerą nadzieję na to, że mnie przyjmie, bo jeśli nie to będę w wielkiej kropce. To jedyny sposób na to, aby jakoś się go pozbyć. Po chwili drzwi się rozsunęły, a ja weszłam do dużego prostokątnego pomieszczenia. Przed wysokimi ciemnymi drzwiami siedziały dwie sekretarki - klony tej z dołu tylko te już nie za ladą, a przy osobnych czarnych biurkach. Jedna po lewej stronie drzwi - a druga po prawej.

- Tak, tak koleżanka z dołu już dzwoniła – powiedział klon po lewej, gdy tylko mnie zobaczył i kontynuował - Pan Styles już na Panią czeka, proszę zapukać i wejść - Zmierzyłam je wzrokiem i unosząc brwi powiedziałam krótko

- Dzień dobry - i bez większych ogródek podeszłam do drzwi mocno w nie stukając i naciskając złotą żmudnie zdobioną klamkę.
Gabinet okazał się niesamowicie wielki i przestronny. Jego centrum stanowiło wielkie mahoniowe biurko za którym znajdowała się szklana ściana z widokiem na panoramę miasta. Stał przy niej wysoki mężczyzna w garniturze i patrzył w dół na ulicę Nowego Jorku widocznie nad czymś rozmyślając.

 Stał przy niej wysoki mężczyzna w garniturze i patrzył w dół na ulicę Nowego Jorku widocznie nad czymś rozmyślając

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


- Dzień Dobry - powiedziałam idąc w stronę twardo wyglądającego krzesła przed biurkiem, a po pomieszczeniu rozniósł się głuchy stukot moich obcasów uderzających o ciemne drewniane panele. Mężczyzna odwrócił się w moim kierunku, a ja poczułam mocny ścisk w brzuchu zupełnie tak, jakby ktoś skręcił moje jelita. To był ten sam Harry, którego pamiętałam ze szkoły. Może trochę starszy, wyższy i bardziej umięśniony, z mocniejszymi rysami twarzy, ale wciąż ten sam.

- Dzień dobry - odpowiedział i podchodząc do biurka uścisnął mi dość mocno dłoń. Tak wiem, że to zabrzmi pewnie zupełnie dziecinnie, ale... Głupio było od razu wytrzeć ją w spódnicę, dlatego uśmiechnęłam się sztucznie. Patrzyłam w jego oczy widząc ten sam błysk co kiedyś. Widocznie mi się przyglądał.
- Proszę usiąść - wskazał na to twarde krzesło, a ja zrobiłam posłusznie to co mi polecił.

- Poinformowano mnie, że przyszła Pani w sprawie pracy.

- Dokładnie - poprawiłam włosy i uśmiechnęłam się najładniej jak wtedy potrafiłam choć kącik moich ust lekko zadrżał.

- Spytam więc wprost. Dlaczego akurat moja firma? – uniósł brew, a ja bez wahania odpowiedziałam.

- Och, to w sumie dość prosta odpowiedź. Od dziecka mój ojciec marzył o pracy w Pana firmie. Zachwalał ją, mówił o niej. Wypracowałam sobie przez to pewien obraz pracy marzeń. Celu, do którego pragnęłam dążyć, aby był ze mnie dumny. W sumie to od zawsze marzyłam o pracy tutaj, więc tylko kiedy nadarzyła się okazja zrezygnowałam z poprzedniej i zadzwoniłam prosząc o spotkanie. Bardzo się ucieszyłam, kiedy podali termin. Zależy mi na tej pracy jak na niczym innym. Jestem gotowa w pełni się poświęcić. Nie mam rodzinnych zobowiązań, dlatego mogę być zdolna do pracy o każdej porze dnia i nocy.

- Doprawdy? - spytał rozsiadając się wygodniej w skórzanym fotelu.

- Mówię poważnie. – patrzyłam w jego oczy pewna siebie. Chciałam, aby wypracował sobie przez to taki pryzmat mojej osoby. Wiedziałam, że udając słodką, nieśmiałą dziewczynkę na pewno nie wyróżnię się z tłumu i nie dostanę tej roboty.

- Nie śmie w to wątpić. A jak z Pani doświadczeniem?

- Byłam managerem wielu klubów i ważnych biznesowych spotkań. Tutaj są opinie. Wszystkie pozytywne. - podałam mu grubą białą teczkę i nie powiem. Kłamanie szło mi zaskakująco dobrze.

- Sam nie wiem. Niech Pani spojrzy ile mam kandydatek na to miejsce - wskazał na wysoką kupkę papierów po prawej stronie jego biurka, a ja podążyłam wzrokiem za jego dłonią marszcząc brwi. Musiałam wyszukać w głowie jakąś szybką zaskakującą odpowiedź, której na pewno by się nie spodziewał. Po moich ustach przemknął nieznaczny uśmiech i opierając się wygodnie na krześle odpowiedziałam zdawkowo.
- Myślę, że żadna z nich nie jest tak dobra jak ja.

Mężczyzna słysząc moją odpowiedź długo na mnie patrzył, jednak po chwili zaśmiał się, a ja zrobiłam to zaraz po nim spuszczając wzrok na swoje dłonie.

- Panie Styles. Proszę dać mi szansę. Obiecuję, że się Pan na mnie nie zawiedzie.

- A jeśli się zawiodę? Wszystkie tak mówią.

- To się Pan nie przekona.
Przez dłuższą chwilę milczał. Patrzył na kupkę CV, a gdy znów na mnie spojrzał skinął nieznacznie głową.
- No dobrze, mogę zaproponować Pani okres próbny.

ResentmentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz