Chapter 12

3.9K 175 6
                                    

Tego ranka przechodziłam właśnie obok gabinetu Harry'ego, gdy usłyszałam z niego damski śmiech. Spojrzałam niepewnie na puste miejsca klonów za biurkiem i zmarszczyłam brwi. Czy to możliwe żeby.. Nie na pewno nie. Odruchowo przystanęłam za drzwiami przysłuchując się rozmowie. Byłam ciekawa kto tam może być. Przecież Harry nie wpuściłby nikogo do swojego gabinetu. On był dla niego miejscem świętym, Poza tym.. Trzymal tam za wiele ważnych dokumentów.

- Wygląda to w takim razie tak, jakby zaczęła robić sobie nadzieję. Nawet Grace coś w niej zauważyła.. - Powiedziała jedna, której głosu nie mogłam rozpoznać, jednak miałam dziwne wrażenie, że skądś go znam.

- Najwyraźniej. Nie zdaje sobie jednak widocznie sprawy o czymś takim, jak klasa społeczna. Stan który reprezentuje ja, a który reprezentuje ona. – tu przerwała robiąc chwilę przerwy jednak po chwili zaczęła kontynuować - Zapewniam Cię, że Harry nawet by na nią nie spojrzał. Nie zniży się do tego stopnia. Już raz to udowodnił. Pamiętasz ten zakład w liceum.. – Caroline... Marszcząc brwi podeszłam bliżej drzwi chcąc przysłuchać się temu, co ma jeszcze do powiedzenia. Hm.. Bardzo ciekawe. Zabawne, ile można dowiedzieć się od innej osoby na swój temat. Ta druga w momencie się zaśmiała.

- Tak właściwie to skąd ona jest. Co to za przybłęda? – spytała druga. Dźwięk kluczyków, przekręcanie zamka, zamykanie szafki. Chwila ciszy.

- Z Londynu, skończyła zarządzanie na jakiejś mało znanej uczelni na obrzeżach Londynu. Nie przyjezdna, miejscowa. Lat 24. Nic specjalnego.

- Ładna?

- Nie ładniejsza ode mnie. - Przechyliłam głowę marszcząc brwi. No popatrz.. Masz rację, z takim chirurgiem równać się nie można.

- Jednak, powinnaś na nią uważać. Może nawet się jej stąd pozbyć. Ostrożności nigdy za wiele. Rozdzielności majątkowej jeszcze nie podpisał. - Chichot. Te żarty bogatych ludzi. Obrzydliwe.

- Nie rozśmieszaj mnie Medrith - ach Madrith, przynajmniej już znam jej imię - Harry nigdy nie zniży się do jej poziomu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Nie rozśmieszaj mnie Medrith - ach Madrith, przynajmniej już znam jej imię - Harry nigdy nie zniży się do jej poziomu.. Inaczej już całkiem stracę do niego szacunek. Wystarczy moje jedno kiwnięcie palcem, a wyleci stąd na zbity pysk. Muszę porozmawiać z Harry'm na temat obniżenia wypłaty dla pracowników za nic nie robienie. Panoszy się po firmie, uważa się za kogoś, a tak na prawdę jest nikim. Nie pasuje tu. W dodatku myśli, a może raczej wyobraża sobie, że między nią a Harry'm może być coś więcej. Widziałam jej pewność siebie na balu. Gdyby nie ja.. Pewnie zaraz włożyłaby mu rękę do spodni. Myslisz, że ja nie wiem o co jej chodzi? O pieniądze, których nigdy nie miała. - tutaj się zaśmiała - jest pyskata. Wydaje jej się, że wszyscy tutaj będą się liczyć z jej słowem, które jest święte.. Mam ją na oku już od dawna i coraz mniej jej obecność tutaj mi odpowiada. Gdyby mogła od razu rozłożyłaby przed nim nogi. Ta szmata nadaje się tylko do podłogi, jej miejsce jest przy tacce z naczyniami i pieluchach.. Nie wśród takich ludzi jak my. Nie w firmie o takim prestiżu. Już ja się nią zajmę tak, że sama odejdzie stąd szybciej niż jej się wydaje - Na początku miałam zamiar przejść obok tej sprawy obojętnie, ale nie dam się znów poniżyć, a zwłaszcza jej. Już nie jestem "starą" ja. O nie. Wzięłam głębszy wdech i otworzyłam drzwi pewnie podchodząc do biurka za którym stała Caroline. Medrith, która siedziała wygodnie rozłożona w fotelu patrzyła na całą sytuację zaciekawiona i widocznie zaskoczona.

- Wydaje mi się, że Ciebie też nie powinno tutaj być - wskazałam dłonią na gabinet.

- Nie przypominam sobie kiedy przeszłyśmy na "T" - uśmiechnęła się złośliwie

- Ja też - uniosła jedną brew zaskoczona moją odpowiedzią. Szach mat.
- Rozumiem, że w domu nie nauczyli Cię kultury. Nie wiesz, że nie wypada podsłuchiwać i zwracać się w ten sposób, do lepszych od siebie? - patrzyła na mnie tym swoim jadowitym spojrzeniem.

- Ciebie chyba też nie nauczyli. Nie wiesz, że nie grzebie się po cudzych szafkach i nie wypowiada na tematy o których nie ma się żadnego pojęcia? - uniosłam brew.

- Co, prawda w oczy kole prawda Mia? Chciałabyś być choć odrobinę taka jak ja - zaśmiała się patrząc na mnie zwycięsko. Medrith żuła gumę patrząc to na mnie, to na nią widocznie zafascynowana tą rozmową.

- Wiesz Caroline, twoja głupota nigdy przestanie mnie zadziwiać. Do teraz zastanawia mnie, czy ty udajesz, czy po prostu taka jesteś. Radzę czasem użyć mózgu, chociaż wątpię, że cokolwiek Ci z niego zostało, ponieważ codziennie zżera go zazdrość, chciwość i egoizm. Tworzysz wokół siebie bajkę, w której jesteś główną postacią, jednak poza nią w życiu realnym jesteś nikim. Uważasz się, za kogoś lepszego prawda? Jednak wciąż popełniasz ten sam błąd. Nie doceniasz tych, którzy na prawdę mogą Ci zaszkodzić. Od tego momentu możesz traktować mnie jako swojego wroga. - Rozejrzałam się po biurku i pod wpływem emocji chwyciłam za kubek z kawą i wylałam go wprost na nią.

- Ty bezczelna dziewucho! Jeśli Harry się o tym dowie wyleje Cię na zbity pysk!

- Być może, ale jeśli Harry dowie się o tym, że pod jego nieobecność panoszysz się po jego gabinecie i przeglądasz mu szafki wylecisz na zbity pysk szybciej niż ja. - Dogryzłam jej niepodważalnym argumentem, a ona zacisnęła usta w cienką linię wyciągając ze swojej torebki paczkę chusteczek.
- A teraz radzę Ci wyjść z tego gabinetu, bo będę zmuszona wezwać ochronę - Uśmiechnęłam się do niej bezczelnie i uniosłam zwycięsko brwi wychodząc z gabinetu i idąc wprost na parking. Przesadziłam. Jeśli coś mu wygada mogę być tutaj skończona. Nie potrzebnie dałam się sprowokować tej zołzie. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i pokręciłam głową ruszając.


ResentmentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz