Chapter 20

1.8K 95 7
                                    

Siedząc na werandzie czekałam na swojego ojca, z którym byłam umówiona na dzisiejsze popołudnie. Spóźniał się.  To dziwne, zawsze był punktualny. Nie lubił przychodzić po czasie i sam zawsze oczekiwał tego od innych. Wiecie, typ zapracowanego biznesmena. W dłoni trzymałam białą teczkę, w której miałam przedrukowane zdjęcia z telefonu,  te wykonane dzisiaj w jego gabinecie. Dzięki Bogu okazało się, że treść się nie zamazała.

Wzięłam łyk kawy zniecierpliwiona, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że w filiżance została już tylko połowa.  Zmartwiona spojrzałam na zegarek. 20 minut. W głowie zaczęły tworzyć mi się te wszystkie "kobiece" czarne scenariusze. Jednak w tym samym momencie w którym chciałam wstać na posesję wjechało duże czarne auto mojego ojca, który wychodząc z samochodu uśmiechnął się do mnie rozkładając ręce, w które jak mieliśmy w zwyczaju zawsze się wtulałam.

Czasem brakowało mi jego zwyczajnej ojcowskiej bliskości. Zdarzało mi się zapominać o tym, że jest moim tatą. Z drugiej strony... Musiałam go zrozumieć. Miał na swoich barkach dużą firmę. To chyba normalne, że nie miał czasu na takie pierdoły, prawda? 

- Hej słoneczko – pocałował mnie w czoło, a ja uśmiechnęłam się do niego
- Cześć tato – powiedziałam klepiąc go jeszcze po plecach i odsuwając się od niego usiadłam z powrotem na ławeczce. – Zrobiłam Ci kawę. Prawie ostygła, spóźniłeś się – uniosłam wymownie brwi, a on kiwnął głową wzdychając.
- Wiesz, że nienawidzę tego robić
- Tak wiem – Mruknęłam, a on od razu przeszedł do tematu. Trochę mnie to zabolało. Nawet nie zapytał o to, jak się czuję. Po prostu wziął filiżankę i uśmiechając się podstępnie mruknął bez żadnego zakłopotania, czy dyskrecji. Miał jasny cel, który chciał osiągnąć. Chyba już wiem po kim to odziedziczyłam. Cena nie grała dla niego żadnej roli. 
- Czyżbyś zdobyła to na czym nam zależy?- zapytał wymownie, wcale nie ukrywając, że patrzy na teczkę, a ja skinęłam głową i po prostu mu ją podałam. 
- Nie było łatwo ich oszukać. - Dodałam widząc jak jego palce niecierpliwie dobierają się do dokumentów. 


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


- Zupełnie nie wiem, po kim odziedziczyłaś taki talent do intryg - rzucił, chcąc mnie pochwalić, a ja tylko cicho się zaśmiałam i pokręciłam głową. 
- Ja również - dodałam kąśliwie, jednak to jak patrzył na kartki papieru, jak przejeżdżał po nich opuszkami palców zaczęło mnie przerażać. Wydawało mi się, jakby sam nie dowierzał w to, że je trzyma. Jakby bał się, że to tylko iluzja,  sen z którego za chwilę się obudzi. Wydawało mi się, że gdyby mógł zaraz by je pożarł. - Spal to. – Powiedziałam nagle przerywając ciszę pomiędzy nami, a on nagle jak poparzony oderwał się od pochyłej czcionki.
- Jak to? O czym ty mówisz? - był zirytowany, przez co zbił mnie z pantałyku. Zaczęłam się mieszać w swoich myślach. Przerażał mnie.
- Mówię o tym, że gdy je przeczytasz, chcę abyś je spalił. Nie chcę żadnych dowodów. – patrzyłam na niego poważnie.

- Przecież, nic Ci nie grozi. – Żachnął się  – nawet nie zorientują się, że to ty.Znam Cię, dopilnowałaś pewnie wszystkiego.

- Tato, proszę Cię... – westchnęłam już trochę bardziej zdesperowana niż chciałam, a on kiwnął głową.

- No dobrze, skoro tak bardzo Ci na tym zależy, to dobrze zrobię to jeszcze dzisiaj. – Wziął kawę szybko ją dopijając. – W takim razie rozumiem, że wracasz już do firmy? – uniósł brwi uważnie mi się przyglądając, a ja uśmiechnęłam się tajemniczo patrząc na swoje palce.
- Tak.. Myślę, że do tygodnia powinnam być już w powrotem.
- Mia... - uniosłam na niego wzrok. Zauważyłam, że w milczeniu mi się przygląda – Co ty kombinujesz?
Pokręciłam głową śmiejąc się cicho.
- Wielkie pożegnanie.

ResentmentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz