Prolog

132 13 0
                                    

PROLOG
Los Angeles rok 1995
Młoda dziewczyna idąca ulicą kilka razy obejrzała się za siebie, aż w końcu weszła w ślepy zaułek. Był to środek nocy. Księżyc był w pełni, a gwiazdy świeciły cudownym blaskiem. Na ulicach Los Angeles nie było już nikogo oprócz paru bezdomnych i kilku osób wracających z pracy.
Dziewczyna była ubrana w czarny płaszcz sięgający do ziemi, na głowie miała kaptur, przez który nie można było dostrzec wyraźnie jej twarzy. Obcasy jej butów rytmicznie stukały o drogę z każdym jej krokiem.
Kiedy doszła do muru kończącego drogę, którą szła obejrzała się dokładnie za siebie upewniając się, że nikt jej nie widzi. Gdy była pewna że na tej ulicy nie ma żywej duszy zaczęła szeptem wymawiać zaklęcie, które powoli zaczęło otwierać przejście. Dziura w murze robiła się co raz większa a z jej wnętrza wiał porywisty wiatr, który zrzucił kaptur dziewczyny i rozwiał jej jasne włosy . Kiedy przejście osiągnęło rozmiary ludzkie kobieta przestała wypowiadać zaklęcie. Jeszcze raz obejrzała się za siebie i weszła do ciemno-zielonej otchłani. Przejście zamknęło się od razu po tym jak tylko do niego weszła.
   Po przejściu przez portal znalazła się w tak samo pięknie oświetlonym gwiazdami i księżycem miejscu. Stała na środku dziedzińca pałacu. Z daleka było widać cudowny ogród kwitnący cały rok. Uśmiechnęła się delikatnie i weszła do ogromnego pałacu. W progu przywitali ją strażnicy.
Nie byli ubrani w mundury tylko w czarne ubrania. Nie posiadali także żadnej broni. Można byłoby pomyśleć że są zupełnie nie przystosowani do obrony pałacu, ale oni mieli coś więcej niż zwykłą broń. Coś o wiele skuteczniejszego.
Obaj mężczyźni ukłonili się, a dziewczyna obdarzyła ich pięknym uśmiechem. Weszła do sali tronowej. Z niej schody prowadziły na górę. Weszła nimi i poszła korytarzem w prawo. Otworzyła drzwi do jednej z komnat i weszła do pomieszczenia.
Kiedy zobaczyły ją dwie dziewczyny siedzące na kanapie podbiegły do niej i uściskały.
-Spokojnie. Pozwólcie mi chociaż zdjąć płaszcz.- Powiedziała i zaczęła się śmiać razem z pozostałymi. Obie dziewczyny puściły ją, a ona zdjęła płaszcz i usiadła razem z nimi na kanapie.
-Gdzie ty się podziewałaś przez ten czas? Nie było cię prawie tydzień.- Spytała najstarsza z sióstr Eris. Była to piękna młoda dziewczyna o kruczo czarnych włosach i niezwykle zielonych oczach. Uśmiechała się ciepło do młodszej siostry.
-Byłam w innym wymiarze.- Powiedziała i nieśmiało spuściła wzrok.
-Co? Jak mogłaś Alice? Tyle razy ci mówiłam że masz się trzymać naszego wymiaru.- Eris patrzyła na siostrę troskliwym wzrokiem.
Alice z nerwów zaczęła poprawiać blond loki. Eris zawsze zabraniała jej wychodzenia z tego wymiaru ale ona od dawna łamała ten zakaz. Spojrzała na Agnes z prośbą o pomoc w niebieskich tęczówkach.
Agnes była starsza od Alice ale młodsza od Eris. Zawsze była najroztropniejszą z nich trzech. Miała tak samo jasne włosy jak młodsza siostra i zielone oczy jak starsza.
-Na pewno miała jakiś ważny powód żeby tam pójść. Prawda Alice?- Jak zawsze wstawiła się za siostrą.
-Tak.- Odpowiedziała.- Chodzę tam od kilku lat, ponieważ jest tam ktoś ważny dla mnie.
-Alice o czym ty mówisz?- tym razem to Agnes była zszokowana słowami siostry.
-Dlaczego nic nam nie powiedziałaś?- Dopytywała Eris ale bez skutków. Nie usłyszały żadnej odpowiedzi.
Alice zaczęła się rozglądać po pokoju. Przyglądała się obrazom, ścianom wszystkiemu co było w pomieszczeniu. Każdy szczegół chciała zapamiętać. Nie chciała się z tym żegnać, ale miłość była silniejsza od chęci pozostania w tym miejscu. Nie chciała się także żegnać z siostrami, ale w końcu musiała im o tym powiedzieć.
-Odchodzę. Nie będę już żyła w tym wymiarze.- Te słowa wywołały zamieszanie i szok. Nikt nie mógł uwierzyć w słowa które wypowiedziała Alice.
-Jak to? Dla zwykłego śmiertelnika?- Eris była oburzona zachowaniem młodszej siostry. Wybuchła i zaczęła krzyczeć.- Jak śmiesz wypowiadać takie słowa w tym domu?
-Eris spokojnie.- Odezwała się Agnes, która w tej sytuacji zachowała ogromny spokój.
-Weźmiemy ślub.- Kontynuowała Alice.- Spodziewamy się dziecka. Jestem szczęśliwa. Dlaczego tak cię to dziwi?
-Jak to dlaczego? Porzucasz nas wszystkich to co tutaj masz dla jakiegoś śmiertelnika? Oddajesz wieczne życie dla krótkiego ludzkiego czasu w ich wymiarze? Nie mogę zrozumieć dlaczego.
-Czymże jest wieczność w obliczu miłości?- Zapytała spokojnie Alice.- Kiedyś to zrozumiesz.
Wstała z kanapy i skierowała się do wyjścia, ale zatrzymała się w pół kroku, kiedy usłyszała za sobą głos Eris.
-Jesteś w ciąży. Wiesz co to oznacza?
-Wiem doskonale siostrzyczko nie musisz mi tłumaczyć poradzę sobie.
-A co z naszym planem?- Nie dawała za wygraną. Za wszelką cenę chciała zatrzymać siostrę przy sobie.-Obiecałaś mi to. Należy do mnie.
-Eris w tym wypadku nie ma mowy o kontynuowaniu naszego planu. Nie chcę tego. Nic mi to nie da.
-To należy do mnie pamiętaj! Przyjdę po to i wezmę moją własność!
Alice wyszła z komnaty a za nią siostra nadal krzyczała. Zeszła po schodach i skierowała się do wyjścia. Nagle ujrzała przez sobą Agnes.
-Ty też chcesz mnie powstrzymać?- Zapytała zatrzymując się.
-Skąd ten pomysł? Będę za tobą tęsknić siostrzyczko.- Powiedziała i uściskała Alice.- Bądź szczęśliwa.
-Ty także będziesz.- Odparła z uśmiechem.- Żegnaj Agnes.
-Żegnaj Alice.
Wyszła na zewnątrz otworzyła przejście i wróciła do wymiaru, z którego przyszła. Postanowiła już nigdy nie wracać do tego świata. Zacząć nowe życie. Szczęśliwe życie.
****
No to tak zaczynam. Mam nadzieję, że każdy kto przeczyta pozostawi po sobie komentarz z opinią. :D

W Innym WymiarzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz