Cała trójka wpatrywała się w siebie bez słowa. Vanessa nie rozumiała jak to wszystko się wydarzyło oraz co oznaczają słowa kobiety „to wy żyjecie?" wyraźnie odbijało się w jej głowie z przerażającym echem. Dlaczego mieli by nie żyć?- pomyślała.
-M-myślę, że nas pani z kimś pomyliła.- Wydukała w końcu.
-Och nie, myślę, że to niemożliwe.- Odparła spokojnie kobieta.- Doskonale pamiętam te niebieskie oczy. Nie mogłam się pomylić.
-Ja...- Zaczęła Vanessa z roztargnieniem, ale natychmiast przerwał jej Chris.
-Kim według pani jesteśmy?- Zmrużył oczy.
-Christopher i Vanessa Jones nieprawdaż?- Uśmiechnęła się ciepło i spojrzała na bruneta.- Twoja matka miała dokładnie takie same oczy. Sądząc po spokoju jaki zachowujesz w tej sytuacji charakter również masz po niej.
-Skąd tyle wiesz o naszej matce?!?- Krzyknęła zirytowana brunetka patrząc wściekle na jasnowłosą kobietę.
-Spokojnie, nie krzycz.- Uspokajała ją.
-Spokojnie?!? Jaja sobie robisz?!? Wyjaśnij mi o co w tym chodzi!- Podeszła bliżej unosząc dumnie głowę i spoglądając z wyższością. -No tak.- Roześmiała się blondynka.- Temperament po ojcu, jeszcze tego brakowało.
-Gad....- Chris szybko zatkał jej usta dłonią i przytrzymał przyciągając do siebie.
-Może nam pani wytłumaczyć co się dzieje?- Zapytał uprzejmie.
-Oczywiście.- Odparła szybko.- Wejdźcie do środka.- Wskazała ręką pałac i skierowała się do drzwi wejściowych. Zaraz za nią podążyła pozostała dwójka zostając lekko w tyle.
-Co ty robisz? Tak po prostu jej ufasz? Myślałam.....
-O proszę nawet myślałaś. Ostatnio chyba rzadko ci się zdarza bo właśnie twoja głupota spowodowała, że trafiliśmy tutaj.- Szepną brunet.- Nie krzycz i bądź milsza. Myślałem, że chcesz się czegoś dowiedzieć.
Minęli strażników ubranych na czarno, którzy otworzyli im drzwi i skinęli głowami na znak szacunku. Vanessa uniosła dumnie głowę i uśmiechnęła się delikatnie. Gdy przekroczyli próg pałacu od razu zauważyli dwa trony będące naprzeciw nich. Pomieszczenie było ogromne i dostojnie urządzone. Ściany pomalowane na jasny kolor, świecąca podłoga, żyrandole wysadzane złotem, ogromne okna wpuszczające promienie słońca i schody prowadzące w górę.
Udali się schodami na piętro wyżej idąc za jasnowłosą kobietą. Zaprowadziła ich do jednego z wielu pokoi i kazała chwilę zaczekać. Usiedli na wygodnej ciemnej kanapie i niecierpliwie oczekiwali powrotu gospodyni. Po chwili wróciła wraz z wysokim mężczyzną, który także miał koronę na głowie.
-Witajcie.- Odezwał się siadając w fotelu naprzeciw nich i zaraz obok piwnookiej kobiety.- Nazywam się Lucas Wilson, a to moja żona Adriana.
-Christopher i Vanessa Jones.- Powiedział Chris wskazując przy tym siostrę.- Mogą nam państwo to wszystko wyjaśnić?- Dodał uprzejmie. Zwracał się do osób starszych od siebie z szacunkiem, a oni wyglądali na coś po trzydziestce.
-Od czego zacząć?- Spytała Adriana.
-Skąd znacie naszych rodziców??- Wyrwała się Vanessa.
-Kiedy twoja matka jeszcze tu mieszkała przyjaźniłyśmy się.- Odparła blondynka.- Potem się zakochała i nie chciała należeć do naszego świata.
-Waszego?
-Nasz wymiar nazywamy Wymiarem Wieczności.- Odezwał się Lucas.- Wymiar z którego tu przybyliście nazywamy Wymiarem Śmiertelnych.
-Czym się różnią? -Och to proste. Tutaj żyjemy wiecznie i mamy moc. Tam żyją zwykli ludzie.
-Jaką moc?- Odezwał się Chris.
-Żyją tutaj czarownicy i czarownice. Posiadamy własną magię.
-Gdzie kamera?- Rozejrzała się Vanessa.
-Słucham? Mówimy poważnie.
-Chcecie mi wmówić, że moja matka była wróżką?- Prychnęła.
-Wypraszam sobie.- Wyparował pan Wilson.- Czarownicą! Wróżki są w bajkach.
-Zabawne, że pan to mówi.
-A czy to ty nie podpaliłaś ostatnio czegoś?- Powiedziała blondynka.
-Co o tym wiesz?- Wstała.
-Z tobą wiąże się dłuższa historia, którą opowiem ci gdy zrozumiesz początek. Ważne jest to, że oboje macie moce.
-Świetnie.- Prychnął Christopher.- Macie jeszcze jakieś szokujące wieści czy na tym koniec?
-Cóż.... Teraz skoro się już pojawiliście..... Od kiedy wiemy, że żyjecie.- Zawahała się.- Lud musi zdecydować, kto zostanie przy władzy.
-Co pani bredzi?- Wypaliła brunetka.
-Kiedy wasza matka odeszła jej siostry zniszczyły wszystko w tym świecie. Odeszły i nikt nie wie gdzie są.
-Mamy jakąś rodzinę?- Dopytywał niebieskooki.
-Owszem, ale ta rodzina już nie ma prawa wstępu do tego wymiaru. Kiedy nie było następcy, a lud domagał się króla, zrobiono wybory. Wybrano nas od tego czasu my tutaj rządzimy, ale wasza rodzina była przy władzy od stuleci. Muszą zadecydować kto będzie rządził Wymiarem Wieczności.
-Chce pani powiedzieć....?- Słowa stanęły w gardle Vanessy.
-Tak, jesteście jedynymi, prawowitymi następcami tronu.
***
Komentujemy! ;P
CZYTASZ
W Innym Wymiarze
FantasyOdnalazłam swój świat, moją miłość. Nie, wróć. To ten świat mnie odnalazł, upomniał się o mnie, o moją śmierć, a miłość? Miłość walczyła o każdy dzień, o każdy oddech. Miłość dała mi nowe życie. Szanse na wieczność. *** Opowiadanie o życiu młodej d...