Rozdział 30

9 0 0
                                    

-Dlaczego pierwszy raz o Tobie słyszę? Znam ich od dziecka i znam ich rodzinę. Chyba powinienem o Tobie słyszeć?- Josh chodził w kółko próbując poukładać sobie to wszystko w głowie.
-Zacznijmy od tego, że oni powinni o mnie słyszeć.- Mruknęła Scarlett siedząc na ławce. Ręce miała założone na piersi. Josh spojrzał na nią spod przymrużonych oczu.- Cholera, Josh, nasza rodzina jest popieprzona. Oni w rzeczywistości nie znają nikogo z rodziny ich matki. Przyznaj, że to popieprzone.
-Nie wiem gdzie są, zniknęli wszyscy, jeden po drugim. I ja nie mam pojęcia jak ich znaleźć, ale coś mi mówi, że Ty masz.
-Może jeden lub dwa.- Uśmiechnęła się z satysfakcją.- Tylko musisz współpracować.
-Okej, co mam zrobić?
-Potrzebuję czegoś osobistego. Szczotki do włosów, albo ulubionej maskotki.
-A w czym to ma pomóc?- Blondyn był całkiem zdezorientowany
-Wyjaśnię później, najpierw mi to przynieś.
-Da się załatwić.- Odetchnął z ulgą.
-Świetnie, tylko nie przynoś mi bielizny, to aż nadto osobiste.- Wzdrygnęła się, a Josh zaczął się śmiać z jej miny.

                         ***
-Siemka!- Powiedziała głośno Rose kiedy wchodziła do kuchni będąc jeszcze w piżamie.
-Jak się spało?- Spytał Chris.
-Świetnie, co jemy?
-Robię naleśniki, na blacie stoi kawa jeśli chcesz. Lepiej szybko jedz, bo zaraz zabieramy się do pracy.
-Masz już coś, od czego zaczniemy?- Blondynka mówiła z pełną buzią.
-Wczoraj rozmawiałem z Adrianą i chcemy spróbować użyć mojej krwi do znalezienia jej śladu. Jesteśmy rodzeństwem, więc powinno zadziałać.
-Dobrze, że mamy punkt wyjścia. Tylko nie rób sobie wielkich nadziei.- Posmutniała nagle.
-Wiem.
-Boże, dobre są te naleśniki.- Sięgnęła po kawę z blatu. Chris śmiał się z niej pod nosem.- To nie jest śmieszne, po prostu jestem głodna.- Posłała mu mordercze spojrzenie.
-Nic nie mówię.- Uśmiechnął się.
-Idę się przebrać.
-Rose?- Zawołał brunet.
-Tak?- Wahał się przez moment, w końcu uśmiechnął się.
-Cieszę się, że Ci smakowały.- Blondynka uśmiechnęła się i wyszła.

                     ***

-Wstawaj!! Zbieramy się do roboty!!- Vanessa usłyszała krzyk dochodzący z kuchni. Przyłożyła poduszkę do ucha i zamknęła oczy, aby spać dalej.- Vanessa! Wstawaj!
-Zamknij się, jest środek nocy!- Odkrzyknęła brunetka.
-Jest prawie południe! Vanessa, przysięgam, że jeśli zaraz nie wyjdziesz z łóżka, to będziesz żałować.- Usłyszała kroki zbliżające się do pokoju.
-Umieram, daj mi spokój.- Wymamrotała. Chwilę później poczuła na sobie sporą ilość zimnej wody. Momentalnie wstała.- Zgłupiałeś???
-Ostrzegałem.- Powiedział Xavier z uśmiechem satysfakcji.- Zapraszam na śniadanie. Tylko najpierw się wysusz.
-Oo no co ty nie powiesz?- Posłała mu wściekłe spojrzenie i skierowała się do łazienki.
Vanessa przebrała się w suche rzeczy, uczesała włosy i zrobiła delikatny makijaż. Na dworze świeciło słońce, więc postanowiła nie ubierać długiego rękawa. Wyszła z toalety i zaczęła szperać na półce z książkami.
-To jest twoja zemsta?- Zapytał Xavier wychylając się zza drzwi kuchni z uniesioną brwią.
-Moje zemsty nie są tak prymitywne.- Wymruczała.- Gdzie ty posiałeś tą książkę??
-Którą?
-Wielką, grubą i niemożliwie starą?- Dziewczyna nie zaprzestawała szukaniu książki.- Jest!!- Krzyknęła po chwili.
-Po co ci to?- Blondyn podszedł do niej z rękami skrzyżowanymi na piersi.
-Ostatnio znalazłam tu całkiem fajne zaklęcie i chcę je przećwiczyć.
-Okej, zaczynamy po śniadaniu.

***

Kolejny rozdział za nami. Komentujcie❤~H

W Innym WymiarzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz