ROZDZIAŁ 4

211 21 0
                                    

Rozdział 4

Staliśmy na środku drogi już jakieś 2h i nic, nikt nie przyjechał. No ja nie wiem jak można być takim idiotą...licznik pokazuje brak paliwa ale nie ja sobie pojeżdżę na pustym baku bo mój samochód umie jeździć miejąc do dyspozycji tylko powietrze.
- No ja nie wiem jak mogłeś nie zatankować samochodu... - Krzyknęłam totalnie oburzona i wkurzona.
- Oj sorry...zapomniałem...chłopaki mówili że jest wszystko okey.
- A nie pomyślałeś że mieli na myśli coś innego!!!
- Lee, nie przesadzaj...mogło być gorzej...
I nagle zaczął padać deszcz i usłyszałam grzmoty, a na niebie pojawiły się błyskawice które rozjaśniły całe zachmurzone niebo. Gdy usłyszałam kolejny grzmot, aż podskoczyłam ze strachu...nawet nie wiecie jak ja się strasznie boję burzy, a do tego jeszcze pada deszcz i jest zimno. Pewnie rodzice się o mnie martwią, nawet nie mają ze mną kontaktu ponieważ mój telefon dziś rano się rozładował.
- Ren? Masz telefon aby zadzwonić do kogoś i poprosić o pomoc?
- Yyy...jest taki mały problem...
- Dokładniej proszę...
- Tak się składa że mój telefon został w moim pokoju pod łóżkiem...to co utkneliśmy tu chyba do rana.
- Oj tak...a do rana jest bardzo dużo czasu...mam pomysł...
- Okey, jaki?
- ...mam nadzieję że szybko biegasz...
- Nie rozumiem co chcesz robić w deszcz po za samochodem?
- ...zaraz zrozumiesz...lepiej uciekaj bo jak Cię złapię to będziesz błagał mnie na kolanach o litość i lepiej mnie nie lekceważ bo wtedy jestem jeszcze gorsza.
- yyy...okey zaczynam się Ciebie bać.
- I bardzo słusznie Ren...i bardzo słusznie...
Ren szybko wyszedł z samochodu i zaczą uciekać, ja zrobiłam to samo i pobiegłam za nim, po mimo że nie lubię wf to jest jeden z przedmiotów w szkole z których jestem naprawdę dobra, nawet i świetna...Tak wiem moja skromność nie zna granic, nie martwcie się przyzwyczaicie się do mojej zakręconej osobowości. A wracając z powrotem do Rena, który nadal uciekał ode mnie...już go prawie miałam ale było już dość ciemno i nie zauważyłam że na drodze była mała przeszkoda przez którą w przeciagu sekundy znalazłam się w parterze, a moja kontuzja po lekkim 'wypadku' dała o sobie znać...nawet nie wyobrażacie sobie jaki to ból...ale zdziwiła mnie jedna rzecz...dziwne że podczas gdy goniłam Rena to nic nie czułam, żadnego bólu...dziwne a nawet bardzo...ale nie to jest teraz mój problem. Przez ten upadek strasznie boli mnie kostka i chyba nie mogę na nią stanąć, a co dopiero chodzić.
- Lee!!! Nic Ci nie jest...czy sobie coś zrobiłaś, jeżeli tak to co i czy bardzo Cię boli?
- Ren spokojnie to tylko skręcenie i tak boli jak cholera ale będzie dobrze chyba, a jak narazie to nie mogę chodzić i strasznie mi jest zimno.
Przez ten deszcz zrobiło mi się zimno. Blondyn w pośpiechu zdją swoją czarną kurtkę i narzucił ją na mnie...następnie wzią mnie na ręce i zaczą iść w stronę samochodu który oddalony był od nas o jakieś 800m. Niby tak mało ale dla chlopaka który niesie mnie na rękach to może wydawać się długo...w między czasie Ren zapytał jak to się wszystko stało, w skrócie opowiedziałam mu moją historię gdy tylko skończyłam chłopak zaczą się śmiać, nie wiem czy ze mnie, czy nie ale byłam tak zmęczona że nawet nie miałam zielonego pojęcia o co chodzi...w końcu zasnęłam na jego torsie...chyba w tedy nawet już nie kontaktowałam normalnie.
Nie stety nie wiem co było dalej bo już spałam...

...dlaczego ja się wogule zadaję z tymi ludźmi, przez nich mam tyle problemów? To pytanie mnie męczy chyba od dnia w którym miałam z nimi doczynienia po raz pierwszy...dlaczego nie umniem powiedzieć dość, a nawet jeśli to oni zawsze wracają, nie poddają się...mogę z nich brać przykład. Tylko nie rozumiem czemu im tak zależy, co ja takiego mam w sobie że nie chcą odpuścić. W tym wielkim mieście jest dużo ładnych dziewczyn, które polecą na wszystko co oni powiedzą...bo nie powiem że nie są w moim stylu...bo są...to takie idealne ale ideałów niestety nie ma. Z moich rozmyślań wyrwał mnie męski głos...to był chyba Ren no bo kto inny mógłby być w samochodzie, poprzedniej nocy byłam tylko ja i Ren, nikt inny. Wytężyłam swój słuch jak tylko mogłam oczywiście wciąż miałam zamknięte oczy, a to po to żeby ten blondyn nie wiedział że już nie śpię...przynajmniej nie będzie się krępował ze swoją rozmową.
- Nie....ale mówię że nie....to co ja mam zrobić....jeszcze śpi, a co....nie będę nic jej mówił, jak chcesz to sam jej to powiesz ale napewno nie ja....będę miał tyle tajemnic ile będzie mi się podobać...a teraz kończę bo w każdej chwili może się obudzić, a i żeby mi to było ostatni raz...jasne.
Nie wiem o co chodziło ale jedna rzecz była jasna...będę musiała się dowiedzieć o jaką tajemnice chodzi i czemu nie może mi zaufać...nie pozwolę żeby ktoś miał przede mną tajemnice a w szczególności jeśli one dotyczą mnie. Po mału zaczęłam otwierać oczy i poczułam się dziwnie bo zauważyłam że Ren się na mnie parzy...jestem ciekawa jak długo już się przygląda jak 'spałam'.
- Hej, jak leci?
- Część Ren- powiedziałam lekko zadbanym głosem.
- Ciekawie śpisz...jesteś świadoma że gadasz przez sen?
Co ja gadam przez sen...ciekawe jest to ile słyszał z tego co mi się śniło czy z tego jak myślałam o tej jego tajemnicy.
- A co słyszałeś? - spytałam z lekkim niepokojem w głosie
- A nic takiego tylko moje imię i to jak bardzo Ci się podobam.
- Co? To nie możliwe przecież Ty mi się nawet nie śniłeś.
- Haha przecież żartuje ale Ty jesteś łatwo wierna i naiwana.
- Dlaczego uważasz że jestem naiwna?
- Kiedy indziej odpowiem ci na to pytanie.
Nie no ja nie wierzę jak on tak może...ciągle odsuwa moje pytania, to jest chyba 4 pytania na które nie odpowiedział. Teraz to ja muszę się dowiedzieć o co chodziło z tą rozmową przez telefon.
- A teraz wstawaj bo musimy już jechać. Chyba nie chcesz się spóźnić na twoje zajęcia? Co?
- A Ty skąd wiesz o tych zajęciach?! - spytałam oburzona
- A nie myśl sobie że grzebałem ci wrzeczach czy czytałem pamiętnik...Co to, to nie...twoja mama mi powiedziała kiedy z nią rozmawiałem i o tym pamnietniku też...więc nie myśl sobie że naruszyłem twoją przestrzeń osobistą, nigy bym tego nie zrobił.
- Skąd mam taką pewność?
- Szanuję Cię i twoją prywatność więc nie zrobię tego...masz moje słowo.
- Okey niby że Ci wierzę...to gdzie jedziemy, przecież nie ma paliwa.
- Zapomniałem że trochę paliwa mam w bagażniku, akurat wystarczy aby wrócić do domu tylko że do naszego bo jest bliżej.
- Miałeś to cały czas i nic nie mówiłeś!!!
- Mówię Ci że nie wiedziałem...no wiedziałem ale chwilowo zapomniałem i teraz sobie przypomniałem.
- Zaraz Cię uduszę i to dosłownie...rodzice się o mnie martwią a my sobie siedzimy w samochodzie w którym jednak jest paliwo!!!
- Lee spokojnie...zadzwoniłem do twoich rodziców i wszystko im wytłumaczyłem.
- Zaraz...zaraz przecież nie masz telefonu a mój jest rozładowany.
- Mam ładowarkę bezprzewodawą, naładowałem twój telefon.
- I kolejny powód aby Cię udusić!!!
- Ale popatrz na to z drugiej strony...miałaś czas aby spędzić czas ze mną.
- Nie pogrążaj się Ren.
- Przepraszam
Chłopak odpalił samochód i w końcu ruszyliśmy się z miejsca...jechaliśmy inną drogą niż ostatnio...ale ta droga wydawała mi się jakaś dłuższa. Jednak nie chciałam wnikać w to ponieważ tu były jeszcze ładniejsze widoki. Z zachwytem ogladałam wszystko to co mijaliśmy...nawet zrobiłam kilka zdjęć na pamiątkę Na wypadek gdybym już tu nie wróciła.
Jechaliśmy jeszcze około 30 minut...aż w końcu wjechalismy do miasta, wiecie aż zatęskniłam za moim miastem chociaż nie widziałam go tylko parę godzin. Przejechalismy jeszcze kilka dzielnic i wjechalismy na podjazd białego, dużego i nowoczesnego domu...aż otworzyłam buzię ze zdziwienia.
- Eeee....Ty tu mieszkasz? - spytałam zakłopotana
- Nie tylko ja, tu mieszka jeszcze mój brat i reszta moich kumpli.
- Wow...brak mi słów
- Wiem odbiera mowę...co?
- No...mogę wejść do środka?
- Naturalnie, chyba nie po to Cię tu przywiozłem abyś siedziała w aucie.
- Haha bardzo śmieszne
Wyszłam z samochodu i obkręciłam się wokół własnej osi aby bardziej rozejrzeć się po podwórku...po prostu nie mogłam uwierzyć w to co widzę...no wiedziałam że brat Rena pracuje w jakiejś firmie ale nie miałam pojęcia że tak dużo zarabia...Okey samochód to jeszcze nic bo moi rodzice też mają super auto ale dom i to jeszcze w jakich wymiarach...jestem strasznie ciekawa jak jest w środku.
- Lee?- głos Rena wyrwał mnie z moich myśli - wejdź do domu, a ja odwiozę samochód do garażu...Okey...w domu są chpoaki więc ktoś się tobą zajmuje podczas gdy mnie nie będzie.
- Ta jasne, idź
Gdy Ren znikną mi z pola widzenia, podeszłam do ogromnych czarnych drzwi...nie wiedziałam co mam zrobić, czy tak po prostu sobie wejść, czy może zapukać. Po krótkim namyśle postanowiłam zadzwonić dzwonkiem...chwilę poczekałam przed wejściem, nagle drzwi uchyliły się lekko i z za drzwi wychyliła się czarna głowa, która należała chyba do Minhyuna...nie do końca jeszcze ich rozróżniam, jedyne osoby które pamiętam bez żadnego chyba to Ren, Baekho i Hyun Ki, ...oczywiście znam ich imiona tylko jeszcze nie do końca wiem do kogo należą.
- Lee? A co Ty tu robisz sama?
- Nie jestem sama, jest jeszcze Ren ale poszedł odstawić samochód...powiedział żebym weszła i zaczekała na niego.
- A takim razie zapraszam do środka.
- Dziękuję Minhyun, tak?
- Tak królewno.
- Jeszcze raz tak do mnie powiesz to obiecuję że nie dożyjesz jutra.
- uuu....ostra - usłyszałam czyjś głos z drugiego końca pokoju.
- A co masz jakiś problem?
- Nie, skąd - i podniósł ręce do góry w geście obronnym.
- A tak na marginesie to Ty jesteś JR. Tak?
- Zgadza się. A teraz chodź oprowadzimy Cię po domu.
- A co to jakieś muzeum?
- Nie ale jak będziesz do nas przyjeżdżać to żebyś wiedziała co gdzie jest.
- Wow, Wow, Wow, a kto powiedział że będę was odwiedzać?
- Oj będziesz, Ren tak łatwo nie odpuści- powiedział Minhyun
- Co masz na myśli, mówiąc nie odpuści i do tego tak łatwo?
- Ooo nie powiedział Ci...to już nic - Minhyun odpowiedział szybko i przy tym był jakiś taki zdenerwowany...dziwne...
Po jakimś czasie do naszego zwiedzania dołączył też Ren...Gdy nasze zwiedzanie dobiegło już końca wszyscy wróciliśmy wszyscy na dół i udaliśmy się do kuchni. Chłopcy zaproponowali mi obiad, oczywiście nie odmowiłam ponieważ byłam strasznie głodna...minęło około 20 minut, a wszyscy siedzieli przy dużym, czarnym stole i jedli swoją porcję obiadu. Podczas naszego objadu dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy o tych chłopakach, później wam opowiem bo za dużo do mówienia...nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, wszyscy zamilkli i siedzieli w ciszy. Zastanawiali się kto pójdzie otworzyć drzwi...nie mogli się zdecydować to ja żeby im ułatwić zadanie, wstałam i udałam się w kierunku drzwi...przekręciłam zamek w dzwiach i uchyliłam je lekko ale odrazu po tym otworzyłam je szerzej i aż mnie zatkało...

============================================

OKEY TAK SIĘ PREZENTUJE ROZDZIAŁ 4, MAM NADZIEJĘ ŻE WAM SIĘ PODOBAŁ. BYŁABYM BARDZO WDZIĘCZNA ZA KOMENTARZE.

I JAK SIĘ POJAWIŁY JAKIEŚ BŁĘDY TO SERDECZNIE ZA NIE PRZEPRASZAM.

DO ZOBACZENIA Z TYDZIEŃ.

Hope-NU'EST Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz