Hejo hej moje miśki!!! Rozdział pojawił się wyjątkowo wcześnie ale to dlatego że moja sister strasznie nalegała. Rozdział jest krótszy niż poprzednie ale to z braku weny (nagły zanik).
DEDYKUJĘ TEN ROZDZIAŁ WSZYSTKIM KTÓRZY GO CZYTAJĄ I JESTEM WAM BARDZO WDZIĘCZNA ZA TO ŻE JESTEŚCIE I CZYTACIE TO CO PRZYJDZIE MI DO GŁOWY.
okey nie przedłużając... Zapraszam do czytania.
=====================================
Byli coraz bliżej...ból w kostce był tak silny że nie miałam siły się podnieść i uciekać dalej. Po pewnym czasie zdecydowałam się wstać i dalej uciekać, niestety ci goście byli tuż przy mnie. Jeden z nich złapał mnie mocno za nadgarstek i zaprowadził do jakiejś ciemnej uliczki, do której praktycznie nikt nie odwiedza. Byłam przerażona, nagle z oczu zaczęły lecieć mi łzy...Nie rozumiem dlaczego mnie to zawsze spotyka, za co ja sobie na to zasłużyłam.
- Witaj laluniu - powiedział lekko zachrypniętym głosem jeden z nich, matko jedyna, jak od niego waliło alkoholem...aż mnie wzięło na wymioty ( wiem pewnie co myślicie...to mogą być moje ostatnie godziny może i nawet minuty życia, a ja myślę o alkoholu)
- Spierdalaj!!! - krzyknęłam i splunęłam mu prosto w jego obleśny ryj.
- Kurwa...Jak śmiesz ty suko!!! - wrzasnął - pożałujesz tego że się w ogóle pojawiłaś na tym świecie!!! - No nie powiem że się nie przestraszyłam.
Ten oblech poszedł do mnie jeszcze bliżej i włożył swoją paskudną rękę pod materiał mojej bluzki...Mi nie pozostało nic innego jak tylko płakać i krzyczeć. Dotykali mnie w każdym możliwym miejscu mojego ciała, łzy płynęły ze mnie strumieniami...już nawet nie krzyczałam, straciłam całą energię. Gdy znudziła im się zabawa w gwałcicieli zaczęli mnie kopać, ja lekko zasnęłam się po ścianie i leżałam z nadzieją że kiedyś sobie pójdą...
...gdy się obudziłam czułam mocny ból w okolicach brzucha...leżałam na zimnej ziemi całkiem sama, nie mając pojęcia co się stało. Jedyne co pamiętam to kilku gości, którzy dobierali się do mnie...
Byłam tak wykończona że nie miałam siły się podnieść, szybko opadłam z powrotem na ziemię po nie udanej próbie wstania.
Obudził mnie dzwonek telefonu, podniosłam się na tyle szybko na ile mogłam...spojrzałam na ekran JA: 16 nieodebranych połączeń, 7 SMS ; Ren : 20 nieodebranych połączeń, 8 SMS
JA: Lee, gdzie jesteś?
JA: Martwię się o cb
JA: Odpisz coś...naprawdę się niepokoje.
JA: Dlaczego mi nie odpisujesz?
JA: Coś się stało...proszę Lee.
JA: Lee...
JA: Okey...rozumiem...odezwij się jak będziesz miała czas...mam nadzieję że nic Ci nie jest.
Ren: Lee...musimy porozmawiać.
Ren: Hallo...jesteś tam?
Ren: Proszę odpisz mi...
Ren: Martwię się
Ren: Lee, co się stało?
Ren: Czemu mi nie odpisujesz?
Ren: Jeśli to przez Arona to ja z nim pogadam.
Ren: Wróć do nas...Lee...Odpisz proszę...martwię się o ciebie...Jak nie napiszesz za 10 minut zacznę cię szukać. ( wiadomość wysłana 9 min temu)
Nie wiem co mam zrobić, odpisać mu czy nie... Z jednej strony trochę mi go żal, a z drugiej to niech jeszcze cierpi. Gdyby nie on i jego kumple to nic by się nie stało. Cały czas leżałam na ziemi i nie mogłam się podnieść, każdy ruch, nawet najmniejszy bolał jakby tysiące małych igieł wbijało się we mnie...ból nie do opisania. Wiadomości nie przestawały przychodzić, co sekundę przychodziło po 5 SMS, mi nie pozostało nic innego jak wszystkie kasować. Chcę pobyć sama, nawet jeśli mam zwijać się z bólu na ziemi. Cały czas pamiętam spojrzenie tego typa, który się do mnie przystawiał...Na samą myśl o tym robi mi się słabo. Nie wiem już komu mam zaufać, a komu nie...czuję się zagubiona.
*Ren*
Dlaczego nie odbiera ode mnie telefonów...zacząłem się martwić ale byłem też zły na siebie i na Arona, na Arona bo zrobił coś mojej Lee, o czym nie mam pojęcia, a na siebie że pozwoliłem jej odejść. Nie wiedziałem co się z nią dzieje, może miała wypadek lub ktoś ją zaatakował...naprawdę martwiłem się o nią. Wysłałem do niej z setki wiadomości i wykonałem podobną ilość telefonów i nic, zero odpowiedzi, nawet najmniejszej. Nie umiem sobie tego wybaczyć...Ale nie zwracając na to uwagi napisałem do niej jeszcze jednego SMS, po upływie 10 minut, kiedy nadal nie otrzymywałem odpowiedzi od Lee, wyszedłem szybko z domu i zacząłem jej szukać...niestety z marnym skutkiem, bo jak jej nie było tak i nie ma nadal. Byłem nawet pod jej domem i pod domem Jin, a nawet Jeny (w sumie nie wiem po co tam poszedłem). Nie tracąc nadziei postanowiłem nie kończyć poszukiwań mojej siostry.
*JA*
Po telefonie od Lee nie wiedziałem co się dzieje, po co jej mój adres ( w sumie nawet fajnie)...zacząłem wszystko ogarniać, bo u mnie w mieszkaniu był taki syf że nie widać w nim było praktycznie nic, można by się przewrócić. Dom był już posprzątany...zacząłem się martwić bo Lee długo nie przychodziła, postanowiłem do niej zadzwonić...Po 3,4,5,6 sygnałach nie odbierała naprawdę się przestraszyłem. Dzwoniłem do niej, a ona nic, zero kontaktu...W pewnej chwili pomyślałem że to tylko żart i robi sobie ze mnie jaja ale później do mnie dotarło że Lee by tak nie zrobiła, nie jest taka (chociaż znam ją parę godzin).
Usłyszałem dzwonek...W szybkim tempie podbiegłem do nich i czekając chwilę pomału je otworzyłem...stanąłem jak wryty...
=====================================
KOMENTUJCIE I GWIAZDKUJCIE TO MOTYWUJE... NAPRAWDĘ
KOCHAM WAS MIŚKI ❤❤❤
수잔

CZYTASZ
Hope-NU'EST
FanfictionW życiu nic nie jest kolorowe... *** Zapraszam do siebie... Mam nadzieję że zajrzysz i spodoba Ci się Okładkę do tego ff wykonała @_Little_ wielkie dzięki za pomoc