Rozdział 6

109 12 0
                                    

Przechadzając się po pobliskich alejkach dalej rozmyślałam o Dawidzie oraz sensie swojego życia. Przestałam w siebie wierzyć i poddałam się. Czułam, że... praktycznie nie chce mi się żyć. Nie z powodu braku lojalności ze strony chłopaka, ale raczej... braku wszystkiego. W starym liceum wręcz nienawidziłam swoich rówieśników. Większość uważała siebie za lepszych, a pozostałych traktowali jak śmieci.

Nie jesteś fajnie ubrana? Wypad.
Nie masz markowych ciuchów? Spadaj!
Nie jesteś interesująca (według ich standardów)? Weź wyjdź!

Moje wywody przerwał jakiś dźwięk, który zwrócił moją uwagę. Szmer.

Obróciłam się w stronę, z której dobiegał odgłos i zauważyłam kilka metrów ode mnie kopiącego kamyk Kyle'a. Z tego wszystkiego nawet nie spostrzegłam, że powoli zawracałam w stronę internatu. Skierowałam swój wzrok na jego postać i zaczęłam do niego podchodzić. Już z daleka widziałam, że stał nieco zgarbiony. Wręcz smutny.
Wydaje ci się!

- Dlaczego nie siedzisz u Jul? - powiedziałam lekko zachrypniętym głosem - Tak szybko wyszedłeś?

Brunet zerknął na mnie i zmierzył mnie wzrokiem. - Nie. Nie twój zasrany interes.

- Jezu! Zapytać już nie można? - odwarknęłam - chciałam być do ciebie miła, a ty..

- To nie bądź. Idź sobie gdzie indziej - powiedział to wręcz z pogardą, a ja poczułam się taka...mała. I to nie ze względu na to, że dominował nade mną swoim wzrostem - mierzył około 185cm, więc w porównaniu z moim marnym 169 wydawałam się dosyć niska. Czułam się nic nie warta. Znowu.

- Coś się stało? - spytałam ponownie, nie dawając za wygraną - i tak pewnie nie zrozumiem, jeżeli dotyczy to jakiegoś twojego znajomego, ale zawsze możesz się wygadać...

Westchnął zirytowany. - Chodź, usiądziemy obok, skoro jesteś taka chętna, to pogadamy.

Ruszyłam za nim i wolno podeszłam w stronę najbliższej ławki. Usiadłam na niej i przesunęłam się, żeby zrobić miejsce chłopakowi oraz jednocześnie zachować pomiędzy nami pewną przestrzeń.

- Słuchaj, bo wiesz... Jul. Ona jest taka zajebista, to blondyna, ma ładne i proste włosy, jest chuda i wysoka, ćwiczy w jakimś klubie i lubi tańczyć, po prostu ideał... ale jest taka sprawa, że czasami wręcz doprowadza mnie na skraj wytrzymałości - w tym momencie machnął teatralnie ręką - i pierdoli mi, żebym udowodnił jej, że zależy mi i w ogóle. Chce jakiegoś dowodu mojej miłości, no to jej zacząłem pożyczać moje ciuchy, ponoć laski na to lecą, a ta ześwirowała i powiedziała, że bez p i e r ś c i o n k a - prawie to wykrzyczał - sobie nas nie wyobraża.

Po swoim dłuższym wywodzie wziął głęboki wdech po czym spojrzał na gwiazdy rozświetlające niebo.
Nastała cisza, która trwała zaledwie kilka sekund, po czym dodał:
- Chcę tego wszystkiego, a jednocześnie nie chcę. Zależy mi, a jednocześnie nie. Wbrew pozorom bardzo trudno znaleźć sobie dziewczynę, z którą się dogadasz i dobrze zabawisz. Większość to sztywniary albo jakieś laski, które tak naprawdę nie wiedzą czego chcą od swojego życia. Jul po prostu jest typem popularnej dziewczyny.

Słysząc to, poczułam ukłucie w sercu. On mówił o mnie! To ja byłam tą, która wije się bez celu, nie ma pomysłu na dalsze życie i szuka ukojenia wśród książek. Taa, byłam sztywniarą.

Kyle chyba zauważył moje zmieszanie, ponieważ po chwili szturchnął mnie w bok i uśmiechnął się pokrzepiająco - Nie mam ciebie na myśli, Kajka.

Kajka. Tak samo nazywał mnie Dawid. I jeszcze ta cała Pralinka, pożal się Boże.

Wzruszyłam ramionami i odpowiedziałam mu podobnym uśmiechem. - Ale po części masz rację, Kyle.
Wymawiając jego imię poczułam, że nawiązałam z nim jakąś więź. Mogłabym gadać z nim jeszcze jakąś godzinę, ale bez wzajemnego nazwania siebie po imieniu, nie odczułabym takiej satysfakcji, jaką czuję teraz.

- Taa - odparł i rozsiadł się wygodniej jednocześnie muskając moje ramię - prawda jest, jaka jest.

- Na twoim miejscu pogadałabym z nią szczerze, tak, jak rozmawiasz teraz ze mną. Oczywiście nie mam na myśli tego, żebyś jej powiedział, że jest fajną dupą, z którą można się zabawić, ale żebyś powiedział jej, że nie chcesz, aby tak na ciebie naciskała.

Kyle pokiwał głową z uznaniem i dodał: - Zobaczymy, jak się okaże w praktyce. A ja - nie wiadomo czemu, poczułam się tak, jakbym właśnie sprzedała jakiś sekret diabłowi.

- Dlaczego przeprowadziłeś się do Polski? - spytałam zmieniając temat, będąc jednocześnie zaciekawiona tą sprawą.

- Decyzja starych. Miałem wtedy z 9 czy 10 lat, więc jeszcze dałem radę nauczyć się języka. Za to przynajmniej teraz świetnie idzie mi na angielskim - pochwalił się po czym po chwili przeczesał swoją fryzurę i rozejrzał się po zaciemnionej alei - Będziemy się już zbierać, odprowadzę cię.

Zaśmiałam się w duchu i zaczęłam powoli wstawać.

- Dupa mi ścierpła - wypaliłam i po chwili się zarumieniłam - To znaczy, no, zasiedzieliśmy się, więc ten, no..

Kyle wybuchnął śmiechem i przeciągnął się, przy czym jego koszulka lekko się podciągnęła a ja ujrzałam... jego umięśnione ciałko. Cholera, ogarnij się! - zganiłam siebie w myślach.

Szybko odwróciłam swój wzrok i powoli zaczęłam iść w kierunku wejścia do budynku. Chłopak szedł obok mnie i w komfortowej ciszy skierowaliśmy się do mieszkania. Kiedy byliśmy już na miejscu, Kyle postanowił mnie przytulić, tak, jak zrobił to na powitanie z Aleksą i Jul. Szczerze mnie to zaskoczyło i odruchowo chciałam się mu wyrwać, ale przetrwałam tę torturę (tak, wmawiam sobie, że to tortura) i po chwili odsunęłam się od niego. Wyszczerzył się i klepnął mnie przyjacielsko po ramieniu.

- Do jutra, zobaczymy się na rozpoczęciu.

Odszedł. A ja dalej stałam. I cieszyłam się jak dziecko.

Bo właśnie znalazłam przyjaciela.

____________________________________________________________________
Witam ponownie! Rozdział mam już napisany od jakiś 2 godzin i nie mogłam go dodać, więc końcowo wstawiam go na telefonie:):)

Nigdy mnie nie straciłeśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz