Rozdział 13

126 12 8
                                    

Adam? Znowu on?

Ledwo słysząc jego imię z ust Aleksy mam ochotę komuś szczerze przywalić. Nawet samemu Adamowi (szkoda, że go tu nie ma). A co dodatkowo sprawia, że jeszcze bardziej chcę zapomnieć o dzisiejszym incydencie na biologii z nim w roli głównej? W zasadzie nazwijmy to... aktem dobroci dla zwierząt – to zapewne miał na myśli, postanawiając zamienić się naszymi kartkówkami i jednocześnie ukazując chwilowo swoje łagodne oblicze, które było zapewne maską mającą za zadanie sprawić, że pomyślę, że on rzeczywiście chce dla mnie czegoś dobrego, a tak naprawdę po prostu chciał się ponabijać ze mnie kiedy zacznę mu dziękować. Twoje niedoczekanie, drogi Adamie. Nie zamierzam dziękować.

Czym okazał się dodatkowy cios, który każe mi zapomnieć o tym dniu?

To, że już do końca roku będę tam z nim siedzieć. Na każdej lekcji biologii, ponadto: rozszerzonej biologii, cztery razy w tygodniu.

Wracając do samego incydentu...

- Co ty odpierdalasz?! - syczę wręcz zdziwiona tym, co robi. Oszalał? Na jego twarzy nadal widzę tę dziwną emocję. Jakiś żal, smutek – sama nie potrafię tego określić. Czyżby chciał wymazać lata znęcania się nade mną jednorazową pomocą i uratowaniem mi tyłka przed pierwszą pałą zarobioną zaraz pierwszego dnia?!

- Zamknij się i współpracuj, chyba że zależy ci na sosence – na jego twarzy znów pojawia się ten pogardliwy uśmieszek mówiący 'jesteś gównem, to ja tu rządzę'. Pośpiesznie stara się jeszcze raz podpisać nasze kartkówki tak, abym to ja dostała lepszą ocenę.

Nie powiem, że mi to nie schlebia bo to nieprawda. Czuję, że może chce mi pomóc, ale za jego zachowaniem na pewno stoi jakiś ukryty podstęp. Powie potem nauczycielce że to ja zamieniłam się kartkówkami? Zmyśli, że ściągałam zapewne od kogoś z ławki lub wkopie mnie w inny sposób. Po prostu dalej będzie gnębiącym mnie, poniżającym na każdym kroku i śmiejącym się ze mnie chłopakiem.

Będę obojętna. Nie podziękuję mu. Zapomnę o tym. Będę go traktować jak powietrze. Bez jego inicjatywy nigdy się do niego nie odezwę.

Podaje kartkówki do poprzedniej ławki razem z tymi zebranymi z tyłu i odwraca się do mnie, jednocześnie kładąc rękę na moim ramieniu, na co ja odruchowo reaguję i odsuwam się dalej w moją stronę. Adam uśmiecha się. Zły ruch, Kajka. Sprawiasz mu tym przyjemność, karmisz jego chorą świadomość tym, że boisz się jego, jego dotyku, jego bliskości.

A on przysuwa się do mojej głowy i na sam koniec szepcze mi do ucha:

- Odwdzięczysz mi się za to, Fisher – po czym efektownie wychodzi z klasy równocześnie z dzwonkiem.

***

Po odrobieniu zadań z matematyki wychodzę na chwilę do miasta, żeby kupić jakiś mały drobiazg dla Jul. Przez te kilka dni mojego pobytu w nowym mieście przyzwyczaiłam się już to otoczenia i dobrze znam okolicę internatu. Samodzielne wyjście jest dosyć ryzykowne, ale póki co nie mam w planach zapuszczenia się w dalsze zagłębie Warszawy.

Wchodzę do najbliższego sklepu z różnym asortymentem i przechadzam się po dziale z biżuterią. Oglądam bransoletki na łańcuszkach i wybieram te, które najbardziej mi się podobają. Mój początkowy plan zakupienia byle czego legnie w gruzach, ponieważ przeglądane przeze mnie rzeczy są naprawdę ładne.

- Pomóc w czymś?

Podskakuję wystraszona i spoglądam na stosunkowo młodego faceta ubranego w strój ochroniarza. Patrzy na mnie jak na jakąś złodziejkę i wskazuje biżuterię, którą trzymam w ręce.

Nigdy mnie nie straciłeśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz