Rozdział 7

92 12 0
                                    

Rano budzę się pełna energii. Po moim wczorajszym krótkotrwałym dołku nie ma śladu. Przygotowuję się na rozpoczęcie roku szkolnego i pomimo faktu, że właśnie skończyły się wakacje – nie narzekam. Cieszę się tym, że będę mogła poznać nowe osoby i mam nadzieję, że w końcu trafię na fajnych ludzi. Chociaż za każdym razem nienawidziłam ostatniego tygodnia sierpnia, tym razem jest inaczej. Wręcz nie mogłam się doczekać. Pragnę jedynie tego, żeby się nie przeliczyć i nie spotkać się z podobną grupą, z jaką miałam kontakt przez ostatnie lata.

Przeglądam swoją szafę i zakładam na siebie wcześniej wybraną i wyprasowaną białą koszulę z rękawem o średniej długości oraz czarną spódniczkę, a do tego – szpilki. Taa, szaleję.

Dodaję do tego delikatny makijaż i prostuję moje długie kasztanowe włosy, żeby nadać im lepszego wyglądu.

Kiedy jestem już gotowa, sięgam po telefon i wysyłam krótkiego sms'a do Agaty.

Przeżyj te rozpoczęcie beze mnie, bejb. Niedługo się zobaczymy! C:

Uśmiecham się do siebie i razem z Jul oraz Aleksą wychodzę z mieszkania. Na dziedzińcu żegnamy się z Aleksą, która idzie na rozpoczęcie do innej szkoły. Kiedy uściskałyśmy już ją po raz ostatni, zmierzamy razem w kierunku naszego liceum.

- Ciekawe czy ten debil w końcu zjawi się na czas – prycha lekko zirytowana Jul – to znaczy Kyle. Czasami zachowuje się gorzej niż dziecko.

- Ach tak? - mówię, jednocześnie przypominając sobie wczorajszą rozmowę z nim – a wy tak w ogóle od jak dawna jesteście ze sobą? - pytam zaciekawiona i odrobinę zazdrosna. O sam związek i ich relację, oczywiście.

- Pół roku, ale błagam... nie wspominajmy już o nim. Wczoraj kiedy chciałam z nim rozmawiać, to cham sobie spierdolił.

Marszczę brwi i wzdycham.

- Spoko.

Kiedy jesteśmy już blisko, w oddali z głośników przy głównym budynku szkoły słychać My Love Route 94. Zaczynam iść tanecznym krokiem i przypominam sobie czasy z przedszkola i podstawówki, gdy jeszcze nikt nie wstydził się i mógł zatańczyć – nawet żałośnie przed wszystkimi. Tak, to były czasy.

Razem z Jul docieramy na miejsce, a po chwili dopada ją chmara dziewczyn. Dosłownie chmara. Dziwne, że jej nie staranowały. Jul całuje każdą przyjacielsko po policzku i ciągnie mnie za rękę w ich kierunku, a po chwili przyciąga mnie w ich kierunku.

- To Kajka, nowa o której ostatnio wam opowiadałam. Przywitajcie ją!

I oto właśnie nastał moment, w którym czuję się jak kurczak na wystawie, jak jakiś debil przebrany za klauna. Staram się uśmiechać, co wygląda zapewne żałośnie i wyciągam rękę do każdej po kolei.

- Hej, mam nadzieję że się dogada..

Przerywa mi pisk jednej z nich:

- Boże, jaką masz zajebistą torebkę! Gdzie żeś ją kupiła?

Zanim mam szansę odpowiedzieć, odzywa się kolejna:

- Mam taką samą, no ale kobieto, skąd ty wytrzasnęłaś te buty?

Spoglądam na nie i nie mogąc wytrzymać, wybucham śmiechem.

- Dzięki dziewczyny! Jeśli chcecie, możemy sobie później pożyczać ciuchy.

Już czuję, że mogę się z nimi zaprzyjaźnić. Wpasuję się tu.

Jeszcze przez kilka minut moje nowe znajome komplementują mój ubiór oraz nadają na temat najnowszych trendów przez co nie zauważam zniknięcia Jul. Jedna z dziewczyn, która - jeżeli dobrze zapamiętałam miała na imię Ada - zauważa moje zmieszanie i wskazuje mi miejsce, w którym znajduję Jul wraz z... Kyle'm. I to nie w byle jakiej pozie. Nie podczas kłótni czy wrzeszczenia na siebie ile sił wlezie wskutek wczorajszego incydentu, ale... w namiętnym uścisku. Okej, wpychajcie sobie jęzory tak długo jak chcecie, ale może bez publiki.

Gapię się na nich lekko zażenowana po czym odwracam się z powrotem w stronę dziewczyn i nie przejmując się niczym ruszam na rozpoczęcie roku.

Po żmudnej i nudnej ceremonii szkolnej idę do klasy i odbieram plan lekcji. Zajmuję sobie miejsce na tyłach i siadam z brunetką, z którą załapałam najlepszy kontakt, czyli Zuzą. Rozglądam się po klasie, żeby ogarnąć twarze nowych ludzi i wzdycham ze spokojem. Wszyscy są w miarę normalni i nie sprawiają wrażenia uważajacych się za lepszych od innych.

Do klasy wchodzi nasz wychowawca (tak, facet! Zawsze marzyłam, żeby mój wychowawca był młodym nauczycielem a nie jakąś starszą pinduleją niepotrafiącą zrozumieć młodzieży) i uważnie mu się przyglądam. Nigdy nie potrafię oszacować wieku starszych... daję mu ma moje oko 35 lat, ale i tak pewnie nie trafiłam. Do tego brązowe włosy średniej długości i krótka broda.

Uśmiecha się do wszystkich i zaczyna gadkę o obowiązkach a ja modlę się w duchu, żeby nie wyciągnął mnie na środek klasy i nie kazał opowiadać historii swojego życia.

Na szczęście wspomina tylko o ,,nowej uczennicy naszej klasy'' i każe mi wstać, nic więcej.

Boże, dziękuję!

Całe spotkanie przeciąga się jeszcze przez kolejne pół godziny i po tym wszyscy zaczynają się zbierać. Żegnam się z dziewczynami i idę wolnym krokiem w stronę Kyle'a. Kiedy jestem już blisko, praktycznie dębieję.

Tak, dębieję.

Chce mi się płakać.

Mam ochotę skoczyć z okna.

Chcę zacząć wrzeszczeć na całe gardło i powtarzać jak mantrę jedynie słowo nie.

Nie, nie, nie!

Bo przede mną stoi nikt inny, jak...

Adam.

Nigdy mnie nie straciłeśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz