Rozdział 8

92 13 4
                                    

Pewnie każdy z Was zna taką osobę, której wręcz nienawidzi. Taki jego wróg. Pieprzony koszmar. Diabeł wcielony. Ktoś, kto okazuje się traumą z dzieciństwa i okresu dorastania. Historią, która się wydarzyła i nie powinna się wydarzyć. Przypadkiem szczególnym. Dodatkowo chłopcem z okolicy.

Tak, tym kimś jest właśnie Adam.

Kiedy byłam w pierwszej klasy podstawówki postanowiłam być miła dla każdego. Wieść spokojne i beztroskie życie, bawić się z każdym i nikogo nie traktować gorzej. Ale na mojej drodze stanął mój największy wróg, który zaczął mnie gnębić na początku drugiej klasy do końca szóstej.

- Fisher! A ty gdzie się z dupą wpierdalasz?

Jaki mały i młody, a jaki chamski i agresywny.

- Kajaaaaaaaa, ogarnij dupę.

Co ja mu zrobiłam?

- Tam jest ołtarz, debilko.

Tylko spojrzałam w bok...

- Rachunki popłaciłaś? Nie? To nie kradnij mi kurwa tlenu!

Oddychać do cholery nie mogę?

Na same wspomnienia tych wszystkich lat chce mi się wymiotować. Robi mi się niedobrze i teraz, gdy go widzę mam ochotę zarzygać mu tę jego cudowną twarzyczkę. Sam problem z Dawidem automatycznie staje się moim najmniejszym zmartwieniem w porównaniu z tym, z którym będę musiała się teraz zmagać.

Spoglądam na niego i posyłam mu dyskretnego fuckera, delikatnie ocierając pojedynczym ruchem okolice oczu środkowym palcem.

Nasze spojrzenia się spotykają, a on zauważa mój ruch. I wbrew moim ,,oczekiwaniom'' nie rzuca mi jakiegoś szyderczego uśmiechu. Jest obojętny. Całkowicie.

Tak? Tak się będziemy bawić? Okej, udawajmy obojętnych.

Opanowuję się i podchodzę do Kyle'a stojącego obok tego debila oraz kilku innych chłopaków.

- Kajka! Oto gostkowie, o których ci ostatnio opowiadałem!

Zamaszystym ruchem wskazuje chłopaków i szczerzy się w moją stronę zadowolony z nie wiadomo czego.

Jeżeli wspominał mi ich imienia, to całkowicie tego nie pamiętam.

Chwila...

Tak, to ten moment w którym w moim mózgu zapala się żarówka. Adam, Adam i Monia...

Ten niedorozwinięty debil gra w zespole? Kim on był, gitarzystą, perkusistą czy solistą? Cholera...

Jedyne na czym potrafi grać to na nerwach, więc już wyobrażam sobie ten jego talent muzyczny. Ha, ha.

Dalej obserwuję nowych chłopaków i z pewnością siebie, której całkowicie się nie spodziewałam podchodzę do każdego i ściskam ich na powitanie. A do Adama nawet nie podchodzę jednocześnie grając niewiniątko, które po prostu z powodu natłoku wrażeń, a w tym przypadku – nowych ludzi, pomija jedną, nic nie wartą osobę.

I udaje mi się. Nikt nie wypycha mi go prosto w twarz i nie każe go uściskać. Nie zauważyli albo nie robią problemu.

Poznaję Damiana, Daniela i Dominika.

- To jakiś klub DDD? - pytam zafrasowana i zdziwiona tym, jak się dobrali. Pamiętam przypadek z gimnazjum, kiedy to mamy kilku najlepszych przyjaciółek miało to samo imię: Małgorzata. Ale teraz? Niezłe zrządzenie losu!

- Póki co klub największych błaznów klasowych – odpowiada Kyle i klepie swoich kumpli po plecach – zresztą sama się o tym przekonasz.

- Szkoda, że ty też nie masz imienia na D – dodaję, a ich reakcją jest śmiech, po czym jeden z nich dodaje: - W zasadzie, to Kyle na drugie na Dylan, więc...

Teraz i ja się śmieję, a temat Adama schodzi na drugi bok. Spoglądam w jego stronę i spotykam się z ...pustką.

____________________________________________________________

Dzisiaj dodaję dwa rozdziały i staram się wprowadzić ciekawą akcję, póki co wszystko dopiero się rozwija :D Co sądzicie? Wiem, że przy napisaniu kilku rozdziałów nie zdobywa się chętnych czytelników, większość z Was zapewne woli czytać całości albo chociaż te napisane w połowie, ale jeżeli czytacie to - zostawicie po sobie jakiś ślad, to daje mi nadzieję, że komuś się podoba :D Nie oczekuję ochów i achów, niech krytyka też wleci ;)

Nigdy mnie nie straciłeśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz