Rozdział 14

116 13 7
                                    

Kolejne dni w szkole mijają podobnie. Zapoznałam się z kilkoma innymi dziewczynami i przy okazji starałam się kompletnie ignorować mojego wroga numer jeden. Z kolei Kyle tak jakby o mnie zapomniał. Podobnie jak Dawid.

Historia najwyraźniej lubi się powtarzać.

Przez trzy dni nie odezwałam się do Adama ani słowem. Mijałam go na korytarzu nie mówiąc mu żadnego cześć, poza tym tak w ogóle... nigdy mu nie mówiłam cześć. I do tej pory się to nie zmieniło. Nie fatygowałam się nawet, aby zwrócić mu pieniądze. Spokojnie obędzie się bez nich.

Sytuacja zmieniła się w piątek, kiedy to po trzech dniach sielanki mój dotychczasowy spokój został zaburzony.

Podczas dłuższej przerwy śniadaniowej jak zwykle udałam się do szkolnej stołówki i zajęłam miejsce przy oknie razem z kilkoma dziewczynami z mojej nowej klasy. Ledwo co zdążyłam wyjąć kanapkę, kiedy podeszła do mnie znajomo wyglądająca osoba. Skądś ją kojarzyłam, ale za cholerę nie mogło mi się to przypomnieć.

- Kaja? To jesteś ty? - powiedziała dosyć pretensjonalnie i zaczęła przesuwać po mnie wzrokiem. Kiwnęłam lekko głową i zmarszczyłam brwi.

- A ty..

- Monika – rzuciła jednocześnie nie pozwalając mi dokończyć mojego dosyć... powiedzmy, że krótkiego i prawie że niezadanego pytania.

Aha! Monika, czyli Monia, dziewczyna, której głosem się zachwycałam. Dziewczyna z zespołu. Wielki talent. Osoba, której zazdrościłam faktu przynależności do kapeli wraz z dwoma facetami.

Kilka lasek z sąsiednich stolików zaciekawione obserwowały całą sytuację. Zdenerwowały mnie tym. Czemu nie mogą patrzeć sobie w swój talerz?

- Możesz się łaskawie odwalić od Adama?! - warknęła zaraz na wstępie, co zwróciło jeszcze większą uwagę pozostałych. Górowała nade mną nie tylko wzrostem, ale i miała też o wiele więcej gracji oraz pewności siebie niż ja.

Otwarłam ze zdziwienia usta jednocześnie zwilżając wargi i pokręciłam głową.

- Nie mam z nim nic wspólnego, a wręcz nie chcę mieć z nim nic wspólnego – odpowiadam i zakasuję długie rękawy bluzki. - Poza tym... przecież jesteś z Danielem, tak? O co niby jesteś zazdrosna?

Chyba, że Adam jest wplątany w jakiś trójkąt. Taa, dla niego to bardzo prawdopodobne.

Monika nie odpowiada nawet na moją zaczepkę o Daniela i kontynuuje swój wywód.

- Zostaw go w spokoju,on moim kumplem a ostatnio zaczął wariować... Przez ciebie! Rozumiesz?! Przez ciebie! - mówi wkurzona jak jakaś nadąsana pięciolatka, która właśnie żałuje ścięcia długich włosów swojej ulubionej lalki. - Nie przyszedł na próbę, tłumacząc się jakimś spotkaniem z tobą. Przystopuj i pozwól mu kontynuować swoją pasję, jasne?

Wygładza swoje ubranie (mogę się założyć, że jest od jakiegoś znanego projektanta) i rozgląda się po otoczeniu, zdając sobie sprawę z tego, że właśnie wywołała sensację.

Wzrok najbliższych osób w pierwszej kolejności kieruje się prosto na nią, aż w końcu reszta dosyć kąśliwie spogląda na mnie.

Spotkania ze mną? Adam sobie chyba kpi. Nigdzie z nim nie wychodziłam, ledwo co z nim rozmawiałam! Nie licząc naszego przypadkowego zejścia na mieście, nie kontaktowałam się z nim w żaden sposób.

Przewracam oczami, natomiast Monika idzie o krok w tył i zaczyna się pomału cofać. Z jej twarzy nie znika pretensjonalny uśmieszek, a ona sama zachowuje się dosyć nadzwyczajnie. Robi bezsensowną aferę o to, że tamten debil nie przyszedł na jedną próbę.

Osoby z sąsiednich stolików po chwili odwracają swój wzrok i kontynuują to, co robili przedtem. Siedząca obok mnie Zuza klepie mnie po plecach.

- Nie zwracaj na nią uwagi, a poza tym... mówiła na poważnie o tym z Adamem? Spotykasz się z nim?

Posyłam jej spojrzenie mówiące ''no chyba pojebało'' i wstaję z krzesła, kierując się w stronę wyjścia ze stołówki. Zabieram torbę i pod obstrzałem kilku wścibskich osób idę przed siebie. Po drodze mijam naburmuszoną Monikę i przechodzę obok niej obojętnie, po czym... cholera! Zderzam się z kimś, tak jak inne bohaterki z typowych tanich romasideł. Z moich rąk wypada śniadanie, które ze sobą niosłam a ja sama ląduję na tyłku. Jestem kompletnie zażenowana i natychmiastowo staram się ponieść. Robię to, co każda osoba robi w takiej sytuacji – próbuję ogarnąć wszystko naraz i zachowywać się tak, jakby się nic nie stało, jednocześnie chcąc zatuszować swoje zaskoczenie i poddenerwowanie. Zbieram zagubione przeze mnie rzeczy i prostuję się. Napotykam wzrok równie lekko skonsternowanego Adama.

Napotykam wzrok równie lekko skonsternowanego Adama?!

ADAMA?!

Los musi sobie ze mnie kpić.

Chcę go wyminąć, co oczywiście mi się nie udaje, ponieważ ten szybko chwyta mnie za rękę, tak jak ostatnio. Wyraz jego twarzy momentalnie się zmienia, on sam cmoka niezadowolony z Bóg wie czego i przyciąga mnie z powrotem w miejsce, gdzie przed chwilą stałam.

- Co cię tak do mnie ciągnie, Fisher? Podobam ci się czy co? - mruczy na pozór uwodzicielsko przez co robi mi się niedobrze.

Złośliwie uśmiechając się chwyta mnie pod ramię niczym szmacianą lalkę i specjalnie na rzecz upokorzenia mnie dodaje jeszcze głośniej: - Jeżeli chcesz jeszcze raz na mnie wpaść, to zapraszam, pokój 220.

Aluzja w jego słowach jest aż zbyt dobrze widoczna, a on po prostu znów robi sobie ze mnie jaja, tak jak w podstawówce. Wyśmiewa mnie przed innym, tylko że tym razem zniża się do jeszcze niższego poziomu. 

Pociąga za mój kucyk i w ten sposób unosi moją głowę ku górze.

- Na pewno ci się spodoba..

Nie wytrzymuję i strzelam mu w twarz z całej siły. I tak nie wychodzi mi to tak dobrze, jak zwykle sobie wyobrażałam. Oczywiście nie mam na myśli tego, że moim marzeniem było spoliczkowanie jakiegoś faceta. O nie, w moim przypadku marzeniem było obicie krzywej, tak, krzywej twarzy Adama.

Tak naprawdę samo spoliczkowanie faceta boli. Nieźle boli. Ręka mi od tego puchnie i mam wrażenie, jakbym przywaliła nią w kawałek muru.

Chłopak spogląda na mnie zszokowany i nieruchomieje na chwilę. Na przemian otwiera i zamyka usta, nie dowierzając w to, na co się właśnie zdobyłam. (brawo dla mnie! zszokowałam chama, o tak) Kilka sekund później otrząsa się z amoku i spogląda pociemniałymi oczami na moją twarz. Szarpie mnie do siebie i powoli nachyla się do mojej szyi. Tracę oddech, chcę go odepchnąć, znowu go uderzyć, uciec stąd, zaszyć się w kącie i poużalać się nad sobą. Ale nie robię nic z tego. Nadal stoję tam jak debilka i na oczach wszystkich zebranych w stołówce pozwalam zrobić z siebie jeszcze większą debilkę.

- Zadziwiasz mnie, Kaja.

Słysząc prawdopodobnie po raz pierwszy, jak nazwał mnie moim prawdziwym imieniem, nie wiem co zrobić. Odchylam się od niego i nie patrząc ani sekundy dłużej w jego kierunku, odchodzę.

Tym razem to ja zmywam się pierwsza.

____________________________________________________

Info dla osób wtajemniczonych: akcja, o której wspominałam w następnym rozdziale.

Nigdy mnie nie straciłeśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz