Rozdział 11

110 13 1
                                    

Zmuszona do zajęcia jedynego wolnego miejsca, siadam obok osoby, którą gardzę ponad wszystko. Nawet nie spoglądam w jego kierunku. Jestem w pełni wyprostowana, choć raczej wyglądam tak, jakbym połknęła kij.

- Nazwiska? - pyta nauczycielka od biologii, trzymając pod ręką notatnik i długopis, aby zapisać nas i wpisać nam spóźnienia. Spogląda na nas spod swoich babcinych okularów i mierzy nas wzrokiem oraz uznaje za spóźnialskich, czyli największe zło – taa, tak zapewne wyglądamy w jej oczach.

- Fisher.

- Scott.

Pomimo kolejnego przypału nie czuję się źle. Kyle'owi najwyraźniej też to wisi. Muszę przypilnować, aby na następnej lekcji zająć czyjeś inne miejsce, albo chociaż wymienić się z kimś innym. Mogę siedzieć wszędzie, byleby tylko nie tu.

Babka zaczyna po chwili omawiać to samo, co na poprzednich godzinach było już opowiadane i lekcja znowu zaczyna się dłużyć. Wyciągam zeszyt i rysuję po bokach jakieś abstrakcje przy czym całkowicie się wyłączam i w myślach przypominam sobie piosenkę, która ostatnio bardzo mi się spodobała. Love Me Like You.

Wybijam jej rytm uderzając długopisem o zeszyt i jednocześnie delikatnie stukam jednym butem o drugi.

Nawet nie kilka sekund później czuję jak mój ,,sąsiad'' szturcha mnie w bok. Odwracam się do niego i odwarkuję sfrustrowana: - Czego chcesz?

- Możesz siedzieć cicho? Chcę się skupić, a ty mnie rozpraszasz, debilko.

Wywracam oczami i wracam do dalszego malowania serduszek i kwiatków w rogu zeszytu.

- Fisher, czyżbyś się zakochała? Kto jest tym pechowcem?

Znowu zaczyna! Sześć lat gnębienia mnie w podstawówce to za mało? Co on by zrobił, gdybym to ja była prześladowcą, a on bezbronnym dzieciakiem? Tak, jeśli doświadczyłby tego z drugiej strony, na pewno by przystopował.

- Nie twój interes – mówię to i po chwili zakładam nogę na nogę jednocześnie PRZYPADKOWO mocno kopiąc go pod stołem. Ach, no cóż... peszek.

Uśmiecham się pod nosem i spoglądam na niego - ukrywającego ból po moim kopnięciu.

- Coś się stało? Dlaczego masz taką kwaśną minę? Najadłeś się cytryny czy co? - kpię.

- Spojrzałem na ciebie i wystarczyło, że zebrało mi się na wymioty – odpowiada brnąc ze mną dalej w tę chorą grę słowną.

Poddaję się i na zakończenie naszej pseudo-rozmowy posyłam mu fuckera.

- Co to za gadulstwo?

Nauczycielka idzie na środek klasy i groźnie spogląda na uczniów, o dziwo nie tylko na mnie i Adama. Pozostali tak samo zaczęli ze sobą prowadzić rozmowy, co wywołało lekki harmider.

- Co powiecie na króciutką kartkóweczką na rozgrzanie?

Większość odpowiedziała zgodne 'nie' i każdy zaczął protestować, ale nauczycielka najwyraźniej się zdenerwowała i była nieugięta. Cholera, z czego ona chce to zrobić?

Rozejrzałam się załamana i zauważyłam, że każdy zaczął wyjmować kartki a babka z pogardliwym uśmieszkiem zaczęła dyktować jakieś pojęcia do wytłumaczenia. Zreflektowałam się i zabrałam się do pisania, ale w głowie miałam kompletną pustkę. Nic mi nie świtało. Z dziesięciu zagadnień, które podała ledwo co potrafiłam wytłumaczyć dwa. O ściąganiu nie było mowy. Po mojej lewej stronie siedział, ykhm... największy debil całego wszechświata, poza tym miał inną grupę, a dalej wszyscy skrywali swoje kartki. Cholera. Podwójna cholera.

Ostatecznie spojrzałam w stronę Adama. Wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. Jego kartka była w pełni zapełniona, a on sam jeszcze coś gryzmolił w szaleńczym tempie. Zrezygnowana postanowiłam nie pisać żadnych bzdur i odsunęłam od siebie prawie pustą kartkę.

Nauczycielka przechadzała się po klasie i ogłosiwszy, że czas minął, kazała nam wymienić się kartkami ze swoim partnerem z ławki.

Partnerem. Jak to brzmi...

Przesunęłam swoje wypociny w lewą stronę i zabrałam jego skrawek papieru.

Nauczycielka podała odpowiedzi, a ja zdumiona wpisałam Adamowi zasłużoną piątkę.

Wyciągnęłam rękę aby wziąć swoją kartkówkę. Z kilometra zauważyłabym jedynkę, którą Adam perfidnie napisał nie na górze, nie na boku, nie na dole, ale na samym środku w wielkości całej kartki rozmiaru A5. Co za cham!

Westchnęłam zrozpaczona i bez żadnych emocji usadowiłam się niechlujnie na swoim krześle.

- Brawo – powiedziałam spoglądając w jeden wybrany punkt w oddali.

Kobieta zaczęła zbierać prace i kiedy zbliżała się do naszego rzędu zauważyłam ruch po drugiej stronie. Zerknęłam tam i zauważyłam, jak Adam zaczął zmieniać nasze nazwiska i moją kartkówkę podpisał jako jego, a swoją – jako moją.

Sapnęłam zdziwiona i wydałam z siebie niekontrolowany dźwięk, który miał zapewne oznaczać ''co? dlaczego? po co? czemu?'', jednak nie przypomniał on żadnego z wymienionych słów.

Spojrzałam mu w oczy, w których nie zobaczyłam pogardy, wściekłości ani nawet litości.

Zobaczyłam skruchę.
Nieme 'przepraszam'.

Nigdy mnie nie straciłeśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz