Prolog

3.9K 144 41
                                    

Jakku to moja prawie, że rodzinna planeta. Nie pochodzę stąd, ale większość swojego życia spędziłam właśnie tu. Jestem zwykłą dziewczyną, a dokładniej rzecz ujmując niewolnicą u niejakiego Rakula. Obleśny tym, z którym jednak lepiej nie mieć na pieńku. Jest z rasy derbô, jest czymś w rodzaju połączenia mężczyzny i gąsienicy. Staram się nie rzucać w oczy co od niedawna całkiem dobrze mi idzie. Gdy byłam jeszcze dzieckiem nie znałam brutalnych zasad rządzących tym światem i nie raz los dawał mi o tym bolesne znaki. Nauczyłam się wykonywać swoją pracę, która polegała na sprzątaniu i zbieraniu części statków rozbitych w trakcie bitwy o Jakku w możliwe najszybszy i najcichszy sposób.
Praktycznie całe dnie spędzam na wędrówkach po gorącej pustyni. Uciekła bym już dawno i zaczęła nowe życie miliony lat świetlnych stąd gdyby nie wczepiony pod skórę implant namierzający. Owe małe urządzenie było tak zmyślnie zaprogramowane abym mogła poruszać się tylko po wyznaczonym terenie, a w razie przekroczenia go raziło delikatnie prądem natomiast gdy to nie poskutkowało alarmowało Rakula. Bez ścigacza nie miałam szans dostania się do następnej osady by zdobyć tam lot do planet położonych bliżej Coruscant.
Wiedziałam, że Rakul sprzedawał znalezione przeze mnie części do pierwszej najbliższej wioski, ale nigdy tam nie byłam z powodu obaw, że jeszcze ucieknę. Zawsze byłam ciekawa jak to jest gdzie indziej, wszystko jedno gdzie byle jak najdalej stąd. Nie mam rodziny, a przynajmniej jej nie pamiętam. Zostawili mnie gdy miałam trzy lata, nie wiem jaki był tego powód, ale musiał być ważny skoro porzucili własne dziecko, prawda? Chciałam znać odpowiedź na pytanie kim jestem, ale już dawno porzuciłam nadzieje, że kiedykolwiek się tego dowiem. Cudem będzie to jak kiedykolwiek wyrwę się z tej planety.

▪▪▪

Dzisiaj jak zawsze szukałam części, a słońce prażyło niemiłosiernie. Miałam wrażenie, że coś się dzisiaj wydarzy. Mój umysł podpowiadał, że stanie się coś strasznego, ale zbagatelizowałam to. W końcu tu się nic nigdy nie dzieje.

Czułam, że nie mogę wrócić do osady i to jeszcze mocniej niż rano. Zwykle ufam moim przeczuciom, ratują mi często skórę przed postawieniem nogi w złym miejscu w starym silniku niszczyciela czy też pokazaniem się na oczy Rakulowi gdy ten ma gorszy dzień niż zwykle. Zostałam więc na pustkowiu czekając co takiego miało się wydarzyć.

Położyłam się na plecach i zaczęłam spoglądać w gwiazdy. Często to robiłam gdy miałam wolną chwilę lub po prostu potrzebowałam wytchnienia. Zapominam wtedy o problemach dnia i o całym świecie, zatrzymując krótki moment tylko dla siebie.
Dzisiaj było tak samo. Gorący jeszcze piasek miło ogrzewał moje ciało natomiast chłód, który przyniosła noc uspokoił mój umysł. W takich chwilach zamykałam oczy i zaczynałam czuć  się odprężona i tak jakbym znajdowała miliony lat świetlnych od tej planety.
Czasami oglądałam też znalezione przeze mnie przedmioty i myślałam jak te potężne maszyny mogły się rozbić na tej planecie. Bitwa o Jakku odbyła się około dwóch lat po śmierci Imperatora i teoretycznie ta bitwa miała położyć kres Rebelii, lecz okazało się wręcz przeciwnie. Niczego tu niema, cennych złóż ani niczego podobnego więc zastanawiające było dlaczego wybrano właśnie to miejsce. Tu jest tylko piach i kilka osad oddalonych od siebie o wiele kilometrów.

Rzadko kiedy przylatują tu nawet statki handlarzy, jestem wtedy wysyłana na zakupy. To jedyny czas kiedy mogę usłyszeć niezwykłe opowieści. Tyle razy słuchałam o Jedi, Imperium, Republice i niezwykłych bitwach, które wstrząsnęły galaktyką. W tamtych chwilach czułam jeszcze bardziej, że nie chcę być na Jakku. Jak na razie jednak panował pokój. Najwyższy Porządek monitorował wszystko, więc nie było żadnych zamieszek ani buntów. Od czasu do czasu słyszałam o tak zwanym Ruchu Oporu, który wzniecał drobne walki, które zawsze kończyły się tak samo, ich porażką. Czasem również  przysyłali tu szturmowców, którzy zostawali na kilka dni i odlatywali. Nic nigdy się tu nie działo od pamiętnej bitwy i myślałam, że to się nie zmieni. Każdy dzień wyglądał tak samo. Aż do teraz.

Nade mną przeleciał statek, a zaraz po nim jeszcze dwa kolejne. Odkąd pamietam nigdy nie było tu takiego ruchu, a co dopiero o tak późnej porze. Wstałam i spojrzałam, w którą stronę lecą maszyny. Wyjęłam z małej sakiewki gogle pozwalające widzieć to co znajdowało się nawet kilka kilometrów przede mną. Ogarnęło mnie przerażenie gdy zobaczyłam gdzie lądują statki. Gdy tylko wysunęły się trapu z ich środka wylała się masa białych pancerzy.
Wylądowali zaraz przy pierwszych domach w mojej osadzie. Widziałam jak szturmowcy wychodzili i strzelali do ludzi, których znałam. Patrzyłam jak sąsiedzi padali trupem nie mając najmniejszych szans na ucieczkę. Momentalnie wstałam i rozpoczęłam bieg w stronę wioski.

Kilka razy się przewróciłam, piach miałam już wszędzie we włosach, na czole, które było mokre od potu. Nad moją głową przeleciał jeszcze jeden statek, ale ten był inny. Upadłam nie mając już siły aby biec dalej, zostało jeszcze kilka kilometrów, których nie byłam w stanie przebiec na czas. Sięgnęłam po gogle i w chwili kiedy je nałożyłam zobaczyłam jak pewien mężczyzna wychodzi ze statku. Miał na sobie czarną szatę z kapturem oraz maskę. Podszedł do jedynej osoby, na której mogło mi zależeć.

Nie, nie, nie! Nie do niego! Krzyczałam w myślach patrząc z przerażeniem na mężczyznę. Wybierz sobie kogoś innego na cel! A jednak podchodzi do starca. Starca, którego dobrze znam. Wykradałam się do niego, on mnie wszystkiego nauczył, ukrywałam się u niego, był  dla mnie jak ojciec, którego nigdy nie miałam. Chwilę rozmawiali, ale zaraz mężczyzna wyjął krwisto czerwony miecz świetlny i zabił nim Lor San Tekka. W tej samej chwili ktoś strzelił z blastera, ale on jednym ruchami ręki zatrzymuje promień i unieruchamia strzelającego. Dwaj szturmowcy chwytają go i rzucają pod nogi ich przywódcy. Teraz też jest krótka wymiana zdań, ale tym razem podwładni zabrali go na statek. Mężczyzna dał rozkaz i szturmowcy zaczęli strzelać.

Krzyczałam. To jedynie co mogłam wtedy zrobić. Mężczyzna z mieczem świetlnym patrzył prosto na mnie. Tylko, że to niemożliwe aby mnie widział z takiej odległości, przecież ja widzę go tylko przez gogle. Był za daleko aby mnie usłyszeć, a tym bardziej zobaczyć. Zjechałam jednak po wydmie w dół czując się niekomfortowo przez niego. Nosił maskę, ale miałam wrażenie jakby wiedział, że tam była.

Czekałam, aż od lecą i dopiero wtedy puściłam się biegiem w stronę osady. Tym razem nie zważałam na zmęczenie.
Gdy dobiegłam było już za późno. Wszyscy nie żyli, a wioska stała w ogniu. Chodziłam jeszcze wśród trupów mając nadzieję, że ktoś jakimś cudem ocalał. Nagle za nogę chwyciła mnie starsza kobieta.

- Uciekaj Agra, uciekaj.- po tych słowach umarła.

I jak wam się podoba prolog? Zrobiłam większe przerwy, napiszcie czy łatwiej wam się tak czyta. Okładka zostanie zmieniona ale na razie bardzo chciałam dodać już wstęp choć planowałam zrobić to kilka dni później.

Pozdrawiam,
Alex

Poprawiony 05.01.2018

Każdy zasługuje na drugą szansę.| Kylo Ren ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz