Rozdział 12

8.4K 460 61
                                    


Dobra, tylko spokojnie. Dziś środa. Wczoraj popołudniu wysłałam Williamsowi drugą stronę z ćwiczeniami. Nie odpisał mi. Zresztą w poniedziałek, jak tylko przypomniałam sobie tych zadaniach, od razu wzięłam się za robotę. I w przeciągu godziny miał to swoje zasrane zdjęcie. Od tamtego czasu się nie odzywa. Wczoraj w ogóle nie było go w szkole. Co działało na moja korzyść. No dobra bez przesady nie boję się go jakoś nie wiadomo jak. Ale nie chcę, by pomyślał sobie, że mi na nim nie zależy. Oczywiście mówiąc na nim mam na myśli konkurs.

Od dobrych dziesięciu minut maszeruję do szkoły. Zapytacie dlaczego? Odpowiedź jest prosta, przebiłam oponę w rowerze. Nie ma mi jej kto zmienić, a ja niestety nie umiem. Muszę czekać do weekendu, aż tata znajdzie trochę czasu i mi pomoże.

Po piętnastu minutach wchodzę do szkoły. Chyba mi kondycja siada. Odpowiadam na pojedyncze słowa pozdrowienia i udaję się pod klasę. Zebrał się tam już niezły tłumek. W sumie nic dziwnego, zerkam na zegarek, a tam siódma czterdzieści. Jak bym wyszła trochę później to pewnie bym nie zdążyła.

- Hej piękna! – słyszę za sobą głos przyjaciela.

- Hej idioto!

- Może trochę milej? Ja cię przywitałem ładniej – mówi i opiera się obok mnie, naprzeciwko sali historycznej.

- Jestem miła dla innych ludzi. Dla ciebie po prostu szkoda mi słów – odpowiadam zadziornie.

- Tak jasne, nawet wiem dla kogo chcesz je zostawić – zaśmiał się.

W tej chwili otworzyły się drzwi od pracowni i pojawił się pan Williams.

Ktoś tu chyba miał ciężką noc. Pomyślałam.

Włosy potargane, dwudniowy zarost, zamiast koszuli szary T-shirt z napisem teacher. Bardzo śmieszne i oryginalne, nie ma co. Miał tez na sobie dżinsy i zwykłe tenisówki. Muszę przyznać, że nie wyglądał w tym stroju na nauczyciela. Zasugerowałabym nawet, że wygląda dziś prawie jak normalny człowiek. Nie dajmy się jednak zwieść pozorom.

- Zapraszam państwa do klasy- mówi zachrypniętym głosem.

- Ale nie było jeszcze dzwonka panie profesorze – piszczy Sylwia, taka tam idiotka od pustych lalek. Jak na złość dwie sekundy później słychać dziwię dzwonka.

- Coś jeszcze panno Lampińska? – pyta pod denerwowany. Uuuuu ktoś tu nie ma humoru.

Sylwia jednak nie podejmuje dyskusji i wchodzi bez gadania do klasy. Rzucamy sobie z Mikim znaczące spojrzenia i ruszamy jej śladem. Kiedy przechodzę obok pana Williamsa zerkam na niego dyskretnie. Nagle czuję jak coś ciągnie mnie do tyłu. Twarz moją i historyka dzielą centymetry.

- Nie zapomnij o dzisiejszym okienku – mówi, a ja widzę jego przekrwione oczy.

- Oczywiście pamiętam proszę pana.

- Oby lepiej niż o poniedziałkowych ćwiczeniach i zdjęciu – puszcza moje ramię i wchodzi do klasy.

A ja go żałowałam, że do pracy musiał przyjść. Nie ma to jak komuś błędy wypominać. Raz się człowiek zapomni i proszę. Katastrofa gotowa. Szybko siadam z Mikim w ławce i skupiam swoja uwagę na nauczycielu. Siedzi przy biurku i mierzy nas niemrawym spojrzeniem.

- Patrząc na materiał, który przerobiliście z poprzednią nauczycielką, stwierdzam że czeka was sprawdzian – oczywiście typowa reakcja licealistów, czyli przeciągły jęk – Napiszecie go w przyszłą środę. A teraz szybka powtóreczka. Antiga do tablicy.

Przypadek? Nie sądzę proszę pana.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz