Rozdział 23

6.2K 295 51
                                    


-Hej Gwen wstawaj - delikatny dotyk ramienia mnie budzi.

Prostuję się i patrzę w twarz Alexa. Niepewnie rozglądam się wokół siebie i widzę jak wszyscy podnoszą się z miejsc.

- Dolecieliśmy? - pytam mojego towarzysza.

- Tak - zerka na zegarek - dokładnie pięć minut temu.

- I żyjemy? - patrzę na niego podejrzliwie.

- Oczywiście, że tak. Muszę iść pomóc Ziemińskiemu, będziemy mogli porozmawiać pewnie dopiero w hotelu. Uważaj na siebie i trzymaj się Mikiego jasne? - patrzy ma mnie wyczekująco, oczekując zapewne potaknięcia.

- Jasne, jestem dużą, dzielną dziewczynką tatusiu. Dam sobie radę.

Posyłam mu uroczy uśmiech. Alex kiwa tylko głową i jego usta dosłownie na sekundę łączą się z moim policzkiem. Potem wstaje i idzie na koniec samolotu, zaczynając uspokajać naszą grupę. Jeszcze lekko oszołomiona moim pierwszym razem w samolocie podnoszę się lekko i szukam wzrokiem przyjaciela.

- Hej Miki - podchodzę do jego siedzenia i czekam, aż wymnie nasze bagaże podręczne.

- I jak tam pierwszy lot? Obecność pana Williamsa pomogła przetrwać ciężkie chwile? - szczerzy się do mnie przy okazji oplatając ramieniem i wyprowadzając z samolotu.

- Jesteś głupszy niż ustawa przewiduje, a jak ktoś usłyszy? - rozglądam się badawczo po znajomych twarzach, wszyscy wydają się jednak zbyt podekscytowani podróżą, by nas słuchać.

- To pomyśli, że jesteś głupią nastolatką zakochaną w swoim nauczycielu.

- Ale to prawda.

- To już inna kwestia, chodź grupa nam ucieka - ciągnie mnie za ramię, posyłając głupi uśmieszek.

Muszę sobie znaleźć jakiś normalnych przyjaciół, eehhhhh. Wszystkie procedury na lotnisku wyglądają podobnie jak w Polsce, tylko tu są wykonywane z większą starannością. W kilku miejscach zauważyłam uzbrojonych policjantów, ma to zapewne związek z ostatnimi niepokojami w Europie. Odbieramy nasze bagaże i po kolejnym przeliczeniu udajemy się za nauczycielami w stronę podstawionego autokaru. Kilka razy czułam na sobie wzrok Alexa, ale nie odwracałam się. Lepiej nie kusić losu albo bezmózgich plotkar.

- Ja chcę siedzieć pod oknem - krzyczę do Mikiego, przepychając się na siedzeniu.

- A podobno, to my jesteśmy brutalnymi jaskiniowcami - mówi, rozcierając ramię, w które go 'przypadkiem' uderzyłam.

- Bo jesteście - odpowiadam, moszcząc się wygodniej na swoim miejscu.

- Wszystko w porządku panno Antiga? - słyszę głos Alexsa dobiegający z góry. Podnoszę wzrok i odpowiadam:

- Oczywiście panie profesorze, w najlepszym porządku.

- Zapnijcie pasy – poucza nas i rzuca mi szybki uśmiech.

Mimo, że z lotniska jedziemy bocznymi drogami, nie zbliżając się do błyskających w oddali świateł miasta, widok jest niesamowity. Po prostu inny, teren ma tutaj niezwykłe ukształtowanie, gdzieniegdzie znad pagórków wyglądają małe kamienne murki, oddzielające zapewne od siebie pola różnych właścicieli.

Po jakiejś godzinie dojeżdżamy do naszego hotelu, jest ukryty za niewielkim laskiem, wyglądającym na dosyć stary.

- Dobra kochana młodzieży, teraz rozdamy wam klucze do pokoi i macie czas wolny. Żadnych imprez, używek, czytaj : alkoholu, papierosów, narkotyków. Przez granicę przeszliście czyści i mam nadzieję, że tak pozostanie. Jutro pobudka o 6, śniadanie o szóstej trzydzieści, a odjazd o siódmej. Wszystko jasne? – pyta Ziemiański.

Przypadek? Nie sądzę proszę pana.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz