Rozdział 21

8.3K 418 114
                                    


Od kiedy to pięć godzin tak szybko mija. Od jakiś dwudziestu minut stoję przed szafą i nie mogę się zdecydować w co się ubrać. Po ostatnim dzwonku w szkole kiwnęłam tylko przyjaciołom na cześć i pobiegłam do domu. Byle dalej od Alexa. Cholera boję się tego spotkania. Kompletnie nie rozumiem co się ze mną dzieje. Miałam już nie jednego chłopaka, ale na żadnym tak mi nie zależało jak na nim. Interesuje mnie co o mnie myśli, czy mu się podobam. Alex to... po prostu Alex. Znajomy, dobry i bezpieczny.
W końcu decyduję się na czarne dżinsy i fioletową koszulkę. W łazience maluję oczy tuszem do rzęs i usta malinową szminką. Włosy zostawiam rozpuszczone. Z pokoju zabieram jeszcze bluzę i uszykowaną wcześniej torebkę. Powoli jakby chcąc oddalić to co nieuniknione schodzę na dół. Rodziców nie, tata jak zwykle pracuje, a mama jest jeszcze w szkole. Zamykam drzwi na klucz i pilotem zasuwam bramę. Zerkam na zegarek. Piętnasta dwadzieścia. Spokojnym spacerkiem ruszam chodnikiem obok mojego domu. Po kilku chwilach jestem już w lesie. Zaciągam się głęboko powietrzem. Najlepsze uczucie na świecie. Czuję słońce, spokój, wieczność i naturę. Nawet ja potrafię to docenić. Skręcam w prawo i staję przy wejściu na ścieżkę zdrowia. To jedna z mniej uczęszczanych. Jest lekko zaniedbana, mało kto o niej wie. Czasem zdarza mi się tędy biegać. Ma jakieś trzy kilometry długości i kończy się nad małym stawem ukrytym w leśnej gęstwinie. Patrzę na drogę i widzę zbliżający się samochód. Ciemnozielona astra. Przeznaczenie coraz bliżej. Wdech i wydech. Uspokój się Gwen.

Auto zatrzymuje się koło mnie i Alex wysiada. Mimo ośmiu godzin w szkole nadal wygląda jak chodząca perfekcja. No cóż koszulka trochę mu się pogniotła i włosy oklapły. Ale każdy jest tylko człowiekiem. Uśmiecham się do swoich myśli.

- Cześć – mówię niepewnie.

- Hej Gwen – podchodzi do drzwi od strony pasażera i mi je otwiera – wsiadaj.

Dziękuję mu cicho i zajmuję miejsce. Po chwili ruszamy. Atmosfera jest bardziej niż gęsta. Przez całą drogę nie podnoszę wzroku. Moje kolana okazują się być niezwykle ciekawe. Po jakiś piętnastu minutach dojeżdżamy na miejsce. Wysiadam z auta i rozglądam się nie pewnie. Znajdujemy się na tym samym osiedlu co ostatnio. Alex podchodzi do mnie i wyciąga dłoń. Kolejna granica, którą przekraczam i chwytam go za rękę. Ruszamy do budynku. Hol jak zwykle elegancki i nowoczesny. Kierujemy się do wind. Traf chciał, że są akurat przy recepcji. Za biurkiem siedzi typowa blondynka. Dmuchany tyłek i cycki, tona tapety na twarzy i za mały uniform. Zestaw startowy szmaty.

- Cześć Alex – skrzeczy śliniąc się na jego widok.

- Cześć Monika – odpowiada, rzucając jej przelotne spojrzenie.

-Mam zamówić to co zawsze? – blondi stara się ratować jeszcze jakoś tą chwilę, przy okazji rzucając mi nienawistne spojrzenie.

- Nie. Jestem dziś trochę zajęty – mówiąc to unosi do góry nasze złączone dłonie. Nie powiem, schlebia mi to.

- Jak tam chcesz, tylko żebyś potem nie żałował – zezuje na mnie.

- Nie martw się nie będę – rzuca i wsiada do windy, która na moje szczęście zdążyła nad jechać.

Kiedy drzwi się za nami zamykają, ciemnowłosy odzywa się.

- Idiotka, odkąd tu pracuje, stara się mnie uwieść.

- Nie musisz mi się tłumaczyć – nie interesują mnie jego podbije miłosne.

- Jeszcze nie maleńka – posyła mi bezczelny uśmiech.

Od razu z windy kieruję się do jego mieszkania i całuję klamkę nie pomyślałam, że może być zamknięte.

- Aż tak ci się spieszy? – słyszę za plecami jego śmiech.

Przypadek? Nie sądzę proszę pana.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz