Rozdział 15

8.9K 460 74
                                    


Powoli otwieram oczy, oślepia mnie blask słońca. Podnoszę się do pozycji siedzącej i rozglądam po pokoju. Próbuję namierzyć źródło irytującego dźwięku, który mnie obudził. Po prawej. Spoglądam na okno i już wiem. Małe, niepozorne, a jakże wkurwiające. Mucha. Wręcz muchodzilla, wygląda jakby pożarła dwie muchy. Po cichu, jak łowca wstaję z łóżka i biorę pierwszy lepszy podręcznik, który leży na podłodze. Skradam się. Czekam, aż znieruchomieje. Biorę zamach i jeb. Przywalam z całej siły w okno, zostaje z niej tylko mokra plama. Jak ja nienawidzę tych małych stworzonek. Latają, bzyczą, wszędzie siadają i nie dają człowiekowi żyć. Patrzę na książkę w ręce. Podręcznik do historii auć. Gdyby pan Williams to widział. Odrzucam podręcznik na biurko i biorę do ręki telefon z szafki nocnej. Szósta pięćdziesiąt pięć. Już nie warto mi się kłaść, za pięć minut i tak by zadzwonił budzik. Dziś poniedziałek, trzeba iść do szkoły. Cały wczorajszy dzień robiłam lekcje i prace na sztukę. Nauczyciele nie mają serca, żeby zadawać pracę domową uczniom, którzy w sobotę idą na bal do SZKOŁY zaznaczam. 

Cała impreza skończyła się o drugiej w nocy, ale zanim wszyscy się rozeszli była trzecia. Oczywiście my zostaliśmy do samego końca. Michał przyjechał po nas o wpół do czwartej, na szczęście nie skomentował naszego stanu. Tak dobrze się do myślicie. Był alkohol. Nielegalna dilerka szła w łazience w przy szatniach od wychowania fizycznego. Oczywiście nauczyciele nic nie zauważyli, zresztą większość po jedenastej poszła już do domu. Zostali tylko wyznaczeni opiekunowie, którzy i tak w większości siedzieli w pokoju nauczycielskim. Jakbym określiła całą imprezę? Rób ta co chce ta. Było nieźle to na pewno.

Ubrana w czarne dżinsy i białą koszulkę schodzę po schodach do kuchni. Biorę uszykowaną dla mnie kanapkę i już mam zamiar wychodzić kiedy widzę, że kurtka taty wisi na wieszaku. Wracam się do jadalni, gdzie widzę go pijącego kawę i czytającego gazetę.

- Ty jeszcze nie w pracy? – zadaje pytanie, zdziwiona jego obecnością w domu.

- Jak widać nie. A ty jeszcze nie w szkole?- odpowiada pytaniem i uśmiecha się do mnie w ten tatusiowy sposób.

- Jak widać nie. Gdzie mama?- rozsiadam się wygodniej w fotelu.

-Dziś ma ten dziwny dyżur o siódmej rano.

Dwa razy w miesiącu każdy nauczyciel ma rano dyżur od siódmej do siódmej trzydzieści przed rozpoczęciem zajęć. Wprowadzono te dyżury od kiedy jacyś trzecioklasiści urwali grzejnik na korytarzu.

- Trudny poranek? – pyta znów tata.

- Nawet nie wiesz jak. Nie widziałam cię wczoraj.

- Miałem pilną operację – mój tata jest kardiochirurgiem. Kiedyś miałam mu za złe, że tak mało czasu spędza w domu. Teraz jestem z niego dumna, ponieważ uratował życie nie jednego człowieka.

-To zrozumiałe - znowu cisza.

- Podrzucić cię do szkoły?- na to pytanie czekałam.

- Jasne tato – odpowiadam i idę do korytarza, zanim zmieni zdanie.

Powietrze na zewnątrz jest chłodne i rześkie. Podchodzę do samochodu i otwieram drzwi wsiadając do środka. Nie ma to jak BMW jedynka. Mój ulubiony model. Tata wsiada zaraz po mnie i po chwili ruszamy. Nie rozmawiamy, nie musimy. W końcu nie sprawiam kłopotów, uczę się w miarę dobrze i wracam na noc do domu. On ufa mi, a ja wiem że w razie potrzeby mogę zaufać jemu i zwierzyć się ze wszystkiego.

- Do zobaczenia. Kocham cię – mówi tata jak podjeżdżamy pod szkołę.

- Ja ciebie też, nie przemęczaj się – odpowiadam i całuję go w policzek.

Przypadek? Nie sądzę proszę pana.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz