XII

52 7 2
                                    

Nadzedł dzień przenosin, gdy już sprawdziłem swój bagaż, ruszyłem w strone wyjścia. Po chwili dołączyła do mnie moja drużyna, przywitałem Weronike namiętnym pocałunkiem.

- To co idziemy - spytał Marek - niechce mieć najgorszych miejsc.

- już idziemy, spokojnie - wziąłem bagaż weroniki na plecy. Mimo iż wiedziałem ile jest rzeczy w tej torbie, to gdy chciałem ją założyć na plecy to oniemal się nieprzewróciłem, co wywołało śmiech u mojich przyjaciół. Po chwili już siedzieliśmy w samolocie.

- Posłuchajcie mnie teraz - Zacząłem - Gdy trafimy na te wyspe to szybko rozglądamy się za jakimś bezpiecznym miejscem, bo coś mi mówi że odrazu zacznie się wojna. Może i przezto nie wezmą nas do armi ale pozwoli nam dłużej przetrwać w tym więzieniu. Rozumiecie?

- Tak rozumiemy, jacyś upośledzeni nie jesteśmy - odpowiedzial mi Daniel - Choć nierozumiem czemu mamy się chować skoro spokojnie dali byśmy im rade!

Nim cokolwiek powiedziałem wtrąciła się Anastazja - Właśnie oto chodzi, oni będą się tłuc a my dobijemy tych co zostaną.

- Dobrze że nam zwierzaki pozwolili wziąść - powiedziała Weronika - Tylko szkoda że musieli je do klatek popakować.

- Będzie dobrze mój ty Jeżyku - Powiedziałem do Weroniki a ona zaczeła chichotać gdy dostała całusa.

- Łee czy wy wszędzie musicie być tacy słodcy - powiedział Marek - jak tak dalej pójdzie to zaczne żygać tęczą.

Wszyscy zaczeliśmy się śmiać, lecz po chwili stwierdziliśmy że powinniśmy się przespać, więc rozłożyliśmy fotele i po chwili wszyscy już spaliśmy.

Gdy otworzyłem oczy, samolot powoli podchodził do lądowania. Więc powoli budziłem reszte, wszyscy pozbieraliśmy koce z naszych łóżek. Rozejżałem się wokoło, wszyscy jeszcze spali, więc czekałem tam podenerwowany jak nigdy, po około piętnastu minutach samolot wylądował i mogliśmy już wyjść z tego pieprzonego samolotu. Nim w końcu wyszlismy mineły dobre dwie godziny, na lotnisku czekało na nas już kilkaset żołnierzy i jakiś wysoki facet który jako jedyny był ubrany kolorowe spodenki oraz różowy podkoszulek. Wszyscy ustawiliśmy się w szeregu, wszyscy rozglądaliśmy się wokół próbując objąć wyspe wzrokiem, nagle meżczyzna powiedział grubym basem.

- Witam przemienionych na wyspie Litop. Jesteście pierwszą grupą skazanych.. Huh znaczy się adeptów, oto zasady wszędzie na tej wyspie są czujniki i żołnierze. Każda próba ucieczki kończy się rozstrzelaniem. Drużyna która wytrzyma najdłużej z waszego ośrodka , zostanie wcielona do Armi do Zadań Specjalnych. Wszystkie rzeczy potrzebne do przeżycia znajdziecie na wyspie. No to powodzenia - obrócił się o 180° i wraz z żołnierzami odszedł. Wszyscy się rozbiegli, a ja wraz z moją drużyna biegliśmy w strone najwyszego budynku. Od dziś walczymy o życie...
Hejka i jak podoba się. Jeśli tak to dajcie gwiazdki lub komentarz

PrzemienieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz