Rozdział VII

79 6 0
                                        

Opiekunka weszła do klasy, a tuż za nią Daniel i Marek, którzy nieśli jakieś drewno - zdziwiłem się pacząc na to, no bo o co może chodzić. Niemusiałem dlugo czekać bo po chwili topielec wykrzyczał - Dziś nauczymy się rozpalać ognisko. Nikt nie wyjdzie dopóki każdy z was nie rozpali ogniska. No to zaczynajmy.
- Przecież nie wyjaśniła jak mamy to zrobić- powiedziałem do dziewczyn.
- W tym rzecz masz sam to zrozumieć.
Wszyscy ruszyli po drewno, ruszyłem za nimi, cały czas rozmyślałem jakby tu rozpalić to zasrane ognisko. Postanowiłem wziąść sporych rozmiarów kłode, zaniosłem w kąt sali gdzie rozczasklem na mniejsze kawałki urzywając skrzydeł, które jak się okazało są bardzo twarde i ostre, mimo to niewiedziałem jak rozpalić ognisko. Wielu osobą się to już udało, nagle przypomniałem sobie o mojim naszyjniku z krzemienia. Szybko ułožyłem ładny stosik, ale i tak rozpaliłem je jako przedostatni.
- Tak jak powiedziałam nie wyjdziecie puki wszyscy nie rozpalą ogniska, więc teraz poczekamy aż nasz Jeżyk wkońcu je rozpali. Spojrzałem w strone weroniki, która męczyła się trąc patykiem o patyk. Niemogłem już słuchać jak topielec szydzi z weroniki, więc podbiegłem do niej i dałem jej mój naszyjnik. Popatrzyła na mnie z wdzięcznością i szybko zapaliła swoje ognisko.
- Czy ja się niejasno wyraziłam że macie SAMI!!! Rozpalać ognisko -krzyczał topielec.
- Przecież zapaliła je sama. Ja tylko dałem coś czym mogła sobie odpalić, a o tym mowy nie było - powiedziałem bardzo spokojnie.
Nie pyskuj - wykrzyczała opiekunka - Co ty sobie myślisz, jak ona ma sobie poradzić gdy będzie sama.
- Nie będzie sama, jesteśmy drużyną, a drużyna sobie pomaga bez względu na wszystko!! - ostatnie słowa wrecz wykrzyczałem.
Widać było że opiekunka nieco spłoszona powiedziała już ciszej - uważaj sobię adrian, jeszcze tego porzałujesz- gdy skończyła powiedziała do wszyatkich- możecie już iść koniec zajęć - obruciła się i wyszła.
- O kuźwa, ale ją wkurzyłeś. Dzięki temu mamy godzine wolnego - powiedział jeden z nastolatków. Weronika wstała i wręcz żuciła mi się na szyje. Chłopaki i anastazja podbiegli do nas.
- Chłopie, ale sobie u topielca przesrałeś. Ona żyć ci nieda - wykrzyczał, zafascynowany marek - ale z tego co widze to zaskarbiłeś sobie wdzieczność Weroniki. Dziewczyna dopiero teraz uwolniła mnie z swojego uścisku.
- Ale czemu opiekunka tak zaregowała? - spytałem - przecież nic wielkiego niezrobiłem.
Jak to nic wielkiego, gdyby nie ty to by szydziła ze mnie do końca zajęć - powiedziała Weronika.
- Zrobiłem to co domnie należało - odparłem czując ciepło w środku - to co teraz robimy?
- mamy wolne więc może zjemy coś - odparł Daniel.
- Jestem za - powiedziała pajęczyca.
Więc ruszyliśmy do stołówki, gdy weszliśmy do niej było tam mnóstwo dzieciaków, którzy albo jedli, albo rozmawiali. Wzieliśmy sobie owoce, i usiedliśmy w kącie.
- Jak myślicie mamy sądze że może troche się podniesiemy w rankingu - powiedziała Weronika i popatrzyła z maślanymi oczyma na mnie. Czułem że się czerwienie. Nawet niespostrzegliśmy jak mineła godzina i trzeba było iść na walki.
Przyszliśmy troche spóźnieni i było już po pierwszej potyczce.
Wygrał chłopak na oko siedemnasto letni. Który był cały przemieniony wszędzie miał kolce.
- O Zimna Krew, wybierajcie walczącego, teraz wasza kolej- powiedział krecik.
Na trybunach było mnóstwo nastolatków, a mnie w głowie kołatala jedna myśl - jak ja mam z nim walczyć. Wyszłem przed drużyne i powiedziałem - ja walcze jako pierwszy - czułem strach ale wiedziałem że chce wygrać...
Przepraszam że dziś taki krótki. Następny będzie dużo dłuszy

PrzemienieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz