Rozdział II

112 10 0
                                    

Ból przechodził co chwile w inne miejsce, a jakby tego było mało ciągle się nasilał. Najpierw zaatakował łopatki, następnie przeszedł na miednice. Myślałem, że oszaleje, gdy ból uderzył w głowę. Był nie do zniesienia. Sądziłem, że nie wytrzymam, lecz nagle wszystko ustało.

- Może ktoś by mi pomógł wstać? - Zdrowym okiem ujrzałem przerażone twarze przyjaciół i dyrektora. Powoli podniosłem się i spojrzałem w lustro. - O cholera, co mi jest?!

Nie mogłem uwierzyć w to co widze. Na chore oko zalewał się jakiś płyn o kolorze nocy, z pleców wyrastały i rozrastały się skrzydła. Czułem, że to nie koniec zmian. Moje rzęsy się wydłuzyły i zmieniły w kolce, z tyłu wyrusł mi ogon, a na jego końcu też były skrzydełka, tylko mniejsze. Ostatecznie na głowie wyrosły mi proste, długie rogi.
To są jakieś jaja pomyślałem.
Po chwili podszedł do mnie dyrektor.

- Adrian, przepraszam. Ostrzegali nas. To przez te kometę. Niektórzy ludzie zmienili się. Ostrzegali by nastolatków niewprowadzać w gniew, bo są szczegulnie narażeni na promieniowanie.- Wrócił do stolika, zabrał telefon. Przez chwilę wystukiwał numer i nim zadzwonił, powiedział.- Przepraszam za to co teraz zrobię, ale muszę. Zostaniesz przewieziony wraz z innymi przemienionymi do miejsca, gdzie będziecie uczyć się żyć normalnie.

Nie mogłem w to uwierzyć, ja przemienionym. Dokąd oni chcą mnie zabrać, co teraz będzie? Mój wzrok utkwił w Kamilu i Zosi, którzy odsunęli się ode mnie, bojąc się, że zrobię im krzywdę. 
- Nie. Tak łatwo wam się nie dam zamknąć złamasy - Kopnąłem w drzwi, które wyleciały z zawiasów i zacząłem uciekać. Gdy tylko wybiegłem ze szkoły spróbowałem polecieć, ale nic z tego nie wyszło. Gorączkowo rozmyślałem jak i gdzie uciec, biegnąc jak najdalej. Nagle zobaczyłem, że autobus przedemną hamuje. Szybko do niego wsiadłem i zająłem ostatnie miejsce. Na szczęście autobus był pusty, ale czułem, że coś jest nie tak. Zobaczyłem, że pojazd ma metalowe kraty w oknach i drzwiach. To nie był autobus. Nacisnołem przycisk stop, ale kierowca na żadnym z przystanków się niezatrzymał. Podeszłem bliżej kierowcy i zauważyłem, że dzielą nas kraty.
- Gdzie pan mnie wiezie do cholery?!
- Do miejsca, gdzie trafiają tacy jak ty. Do Czernichowa. - Powiedział, patrząc na mnie z żalem. - Tam jest twoje miejsce. Niemartw się, nie będziesz tam długo. Teraz łaskawie usiądź, bo długa droga przed nami. Wciąż zły usiadłem na jednym z krzeseł, a po chwili zasnołem.

Gdy znów otwarłem oczy autobus wjeżdzał do jakiegoś budynku. Czekałem cierpliwie aż zaparkuje i otworzy drzwi. Przemienionym okiem widziałem, że tuż przy drzwiach czeka dwóch osiłków by mnie pojmać i wsadzić do jakiejś klatki, ale nie mogłem nic zrobić więc gdy drzwi się otwarły wyszłem i pozwoliłem osiłką się prowadzić. Po kilku minutach chodzenia korytarzem zostałem wprowadzony do pokoju, ale niewyglądał jak jakaś cela. Pokój był dostosowany do wszelkich zachcianek jakie tylko nastolatek może mieć. Było tam wielkie łóżko, telewizor, sprzęt do ćwiczeń, szafa pełna najróżniejszych ubrań, lodówka, mikrofala, pomieszczenie z najróżniejszymi grami i żywnością . Jedynym minusem tego pokoju był brak okien, i kolor pokoju. Kto ściany maluje na żółto ale cuż i tak niema co narzekać pomyślałem.

******************************
Nagle drzwi się otworzyły i weszła czwórka nastolatków...
I tu akcja się zaczyna czytajcie dalej im więcej gwiazdek tym lepiej. Jeśli wam się podoba udostępniajcie komentujcie.
Ps:sorka za błędy

PrzemienieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz