Rozdział 1 (wprowadzenie)

2.5K 112 48
                                    


Nazywam się Tenebris. Nie jestem nikim nadzwyczajnym, ale za to jestem jedną z tych rzadko spotykanych w naszych czasach: pozytywnych osób. Od reszty ludzi różni mnie właściwie tylko mój wygląd, mianowicie to brązowe oczy, blond włosy i grzywka na lewe oko, która potrafi doprowadzić do nerwicy, z powodów oczywistych dla posiadaczy grzywek...
poza tym jestem typowym człowiekiem, który tylko czeka, aż przyleci po niego z nikąd smok.
Swoją drogą to od dziecka interesują mnie najrużniejsze tajemnice i rzeczy z pozoru nieistniejące, więc nie powinno to nikogo zdziwić, że po prostu lubię rozwiązywać zagadki. Czasem bywa, że nawet te najprostsze w stylu rebusów, ale to już kiedy naprawdę zdycham z nudów, co całkiem rzadko się zdarza.

Co roku wyjeżdżam z rodzicami w przeróżne, ciekawe miejsca. Tym razem postanowiliśmy wyjechać do Wodogrzmotów Małych. Niektórzy narzekają na tą wieś że jest kompletnie zapomniana, jednak moim zdaniem  nie powinno być tam aż tak źle (ponoć mają dużo atrakcji turystycznych).
Bardzo przekonywujący wydaje się być obszerny las, jednak jeszcze bardziej korci mnie przetestowanie tamtejsze kompielisko i basen.

Dziś około 12:00 zaczęłam się pakować. Wziełam całą walizkę ciuchów, mojego pluszaka pod głowę, szczoteczkę do zębów i masę innych rupieci, które na pewno się przydadzą i o których podczas podróży na pewno zapomnę, że w ogóle je wzięłam.

Na śniadanie były naleśniki z dżemem od babci. Jestem jedynaczką, więc prawie wszystko "wciągnełam" sama, zostawiając może cztery... nie, pięć dla taty, bo ja taki żarłoczek jestem °v° .

Z obojgiem rodziców zawsze się dogaduje, rzadko bywa u nas kłutnia, czy jak to moi rodzice wolą nazywać: „ ostra wymiana zdań".
Nic w wyglądzie nie mam do nich podobne. Za to charakter mam typowo po tacie i zainteresowania po mamie.
Przykładowo po tacie mam charakter „do bójek niż do cichej wojny" , a po mamie zainteresowania m.in. przyrodą.

Mieszkam w dwu piętrowym domu. Na gurze mamy łazienkę i sypialnie. Na dole kuchnie, kantorek, jadalnie, i drugą łazienke.
Szkołę mam 10 min. drogi od domu, więc nie muszę zbyt wcześnie wstawać, aby do niej zdąrzyć (na całe szczęście!). Po drodze do szkoły stoi mały, czerwony sklep, więc jak ma się dość dużo czasu można do niego skoczyć.
Jednym z domowników u mnie jest jeszcze owczarek niemiecki, o nazwie Falafel.  Niegdyś go tresowałam, ale od dłuższego czasu do tresury mnie nie ciągnie, więc jak to pies, Falafel większość pozapominał.
Po fascynacji tresurą przerzuciłam się na rysowanie, oraz wymyślanie różnych opowieści. Niektóre z nich są "trochę" przesadzone, ale i tak niektórzy uznają je za ciekawe. Głównie Kate (moja koleżanka ze szkoły).
Nie ukrywając to do chłopaków nigdy nie miałam szczęścia . W szkole jeszcze idzie się dogadać z Jacki'em, ale reszta z płci męskiej (tak mądrze to nazwę xd) w naszej klasie to jednym słowem bałwany.
Kate się udało i ma chłopaka, czego momentami jej zazdroszczę. Świetnie się ze sobą dogadują, i jedno uzupełnia drugie.
Potem czasami myślę jakby by to było mieć tą swoją „drugą część/ połówkę" , ale wtedy zaczynam współczuć temu komu się kiedyś, być może spodobam.
Chłopak Kate nie jest z bardzo bliskich okolic, a przynajmniej nie mieszka w okolicach, które ja znam. Tak czy owak  nie wiem skąd Kate go wytrzasnęła, ale też muszę tam zacząć szukać.

Bym prawdopodobnie zaczęła brać pod uwagę  osoby z mojej klasy, ale tam nawet nie warto zaczynać się rozglądać za tymi bardziej normalnymi. Chłopacy u nas to dekle, a nawet jeżeli są inteligentni (co oczywiście nie jest najważniejsze) , to uzupełniają to kompletnym brakiem wychowania czy zerowym poziomem ogarnięcia się, co potrafi być mocno irytujące.
Wiem, że dziewczyny też mają minusy wliczając w to mnie.
Nie ukrywając, gdyby nie to, że każdy ma jakieś minusy i że uczniowie rzadko bywają mądrzy, szkolny dzień byłby całkiem nudny.

Na całe szczęście istnieje coś takiego jak dzień wolny, w którym można odpocząć od pustych królowych piękna ze szkoły i idiotów. Jedyny idiota z jakim będę musiała wytrzymać to ja sama, ale to jeszcze znosze xd.
Ogólnie staram się być dla wszystkich miła, lecz z czasem robi się to na prawdę trudne, na przykład kiedy zaczynają ciebie obgadywać tak głośno że cała szkoła to słyszy.

Wracając do dzisiejszego dnia.
Rozbrzmiał po korytarzu, z dolnego piętra, dźwięk dzwonka do drzwi.
To na pewno ciocia przyjechała żeby się zająć Falafelem pod naszą niobecność.

-Tenebris! Schodź na dół! Jedziemy! - krzyknęła do mnie mama

-Już idę! - odkrzyknęłam z pokoju i czym prędzej chwyciłam za moje bagaże

Już jedziemy ! nawet nie macie pojęcia jak się cieszę!
Zawsze wyjazdy z rodzicami są ciekawe i takie, które trudno zapomnieć, więc i tym razem nie mogłam się doczekać, aż ruszymy.

Teraz trochę czasu przed lustrem, żeby ogarnąć swoje włosy, potem ubrać buty i wcisnąć bagaże do bagażnika.
Wróciłam do domu, aby pożegnałać się z ciocią, i  ponaglić odrobinę rodziców.
Mama w odpowiedzi tylko cicho zachichotała, dała kilka wskazówek cioci i poszła razem ze mną wsiąść do samochodu.
Gdy obie zapięłyśmy pasy, wsiadł mój tata, też zapiął pasy, rozsiadł się wygodnie, bo w końcu będzie tak samo siedzieć przez kilka kolejnych godzin, po czym włączył silnik i ruszył.

Przez całą podróż śpiewałam z rodzicami to co leciało w radiu, a kiedy w końcu zaczęły nam wysiadywać struny głosowe, ucihliśmy. Ja wymieniałam sms'y z Kate i powysyłałam jej zdjęcia wszystkiego co mijaliśmy, a w szczególności przystanków autobusowych i pól, tak aby ją trochę pomęczyć.

Przez całą drogę mijaliśmi wioski, miasteczka, pola, farmy ze zwierzyńcem itp. w czym najwięcej pól, do momentu kiedy nadeszła noc i przejeżdżaliśmy miasteczkiem. Zatrzymaliśmy się wtedy w motelu. Było znośnie. Głównie dla tego, że można tam spać, a ja akurat byłam- chociaż to dziwnie zabrzmi- zmęczona jazdą cały dzień w samochodzie. 
Spałam jak zabita nie mogąc się doczekać aż będziemy na miejscu. Z rana ok. 8:00 obudzili się rodzice, a tego oczywiście nigdy po cichu nie zrobią.  Oznaczało to, że muszę swoje truchło zrzucić na podłogę i przygotować się do dalszej podróży. Umyłam się, ubrałam i ruszyliśmy dalej w trasę. Po drodze w samochodzie jadłam kanapkę (jedną z wielu) którą przygotowała mama.
Gdy minęły ok. 2-3 godziny mieliśmy jeszcze jeden postój przy lesie, na łące, gdzie moi rodzice spokojnie się najedli i napili.
Sam postój trwał godzinę, żeby mój tata mógł porządnie odpocząć przed dalszym wyruszeniem.
Las był naprawdę długi, oraz gęsty, a droga którą akurat jechaliśmy, ciągnęła się właśnie przez niego .
Oparłam się rękoma o drzwi samochodu, tak że wyglądałam przez okno i widziałam wszystko co się za nim działo. Zza niektórych drzew można było dostrzec dziką zwierzynę, a w tym nawet jelenie, które uwielbiam, a rzadko zdarza mi się je podziwiać na własne oczy.
Przyglądając się gęstwinie drzew i pięknemu, tajemniczemu wizerunkowi lasu nie uniknęły mej uwadze dwa tłukące się krasnale.
Z kamienną, zdziwioną twarzą przetarłam oczy, a
po tym nie minęło dziesięć minut, gdy nagle minęliśmy znak drogowy :

Witamy w Wodogrzmotach
Małych

Moje „Wodogrzmoty Małe"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz