Ostatnim razem jak byłam w lesie to od razu po wejściu zrobiło się cicho. Nic oprócz szumu liści, szumu strumyka i ptaków śpiewających w koronach drzew nie było słychać. Tak było i tym razem.
Będąc już w lesie szłam prosto przed siebie, zdając się tylko i wyłącznie na intuicję. Nie miałam zielonego pojęcia jak mam dojść do koła z wydrapanym na nim trójkątem, ale myślałam sobie że warto próbować.
Po paru zakrętach i podknięciach o wystające korzenie drzew, w końcu potknęłam się na tyle żeby zlecieć ze skarpy i skaleczyć się w rękę. Pomimo to że krew mi dość mocno kapała, ta rana mnie jakoś nie bolała (te rymy :D). Poszłam jeszcze pare kroków w prawo i prosto. Ku wielkiemu zdziwieniu znalazłam się znowu na kamiennym okręgu. Byłam naprawdę mocno zszokowana, że udało mi się tam dojść. Po omcknięciu się podniosłam ołówek, który mi spadł i szybko narysowałam w notesie jak tam wygląda i jak się tam dostałam. Dopiero podczas rysowania tego miejsca zauważyłam coś, co na dobrą sprawę trudno przeoczyć. Konkretnie to po drugiej stronie okręgu stało coś na wzór zniszczonej, kamiennej mównicy. Chciałam do niej podejść, ale kiedy znowu znalazłam się na oku trójkąta zaczęła mnie boleć głowa. Postanowiłam że pójdę na około.
Kiedy już znalazłam się obok mównicy byłam lekko przerażona. Nie wiem czemu. Może to przez przerażającą atmosferę lasu, a może przez to że byłam tam zupełnie sama. Bałam się podejść do tej dziwnej "mównicy" i ją dokładnie obejrzeć z bliska, a ostatnio zaczynam coraz rzadziej się bać tego co kiedyś mogłoby spowodować u mnie zawał serca (w przenośni) więc było to dla mnie bardzo dziwne.
Po krótkim przemyśleniu sytuacji ciekawość wzięła górę . Podeszłam bliżej "mównicy", aby ją obejrzeć.
Na jej górze był tylko ślad po książce... taka jakby wyblakła plama. Przetarłam ją ręką i poczułam wyrzeźbiony znak nieskończoności. Od razu wzięłam pod uwagę znalezioną przeze mnie książkę. Przyjżałam się tej "mównicy" jeszcze bardziej i zauważyłam że pod spodem ma półki. Na nich była tylko pajęczyna, kurz i...~Fuj!~
cała rodzina pająków.
Wzdrygnęłam się i odskoczyłam jak poparzona. Moim zdaniem pająki są... no... obrzydliwe. Po odreagowaniu tego co zobaczyłam, postanowiłam przyjżeć się bardziej symbolom wyrytym wokół dziwnego trójkąta. Było tam m. In. :-spadająca gwiazda
-okulary
-jakieś drzewo
-lama
-lód
-serce
-dziwny symbol, który był na czapce Soos'a
...i pare innych symboli + jeden zniszczony.
Pomimo okropnego bólu głowy, jaki mnie męczył na środku kamiennego okręgu, postanowiłam go przezwyciężyć i sprawdzić dlaczego głowa boli mnie akurat tam.
Jak byłam już na środku koła, przez pewien czas nic nowego nie zauważyłam, ale głowa mnie coraz bardziej bolała. Na tyle mocno, że przymróżyłam oczy i padłam na kolana. Poza głową zaczęły mnie boleć tagże nogi po tym upadku, ale dzięki temu, że przydzwoniłam nogą o kamienne oko trójkąta, poczułam że jest ruchome.
Postarałam się jakoś oprzeć okropnemu bólu, który dokuczał mojej głowie i bardziej poluzować wyrzeźbione, w kamieniu oko. Miałam nadzieję że będę je mogła zachować jako pamiątkę z wakacji.
Po bardzo trudnych wysiłkach poruszyłam kamienne oko. W końcu kiedy delikatnie udało mi się je podnieść, włożyłam w szczelinę ołówek, aby nie zjechało spowrotem do dołu. Po męczarniach jakie przeszłam udało mi się je wyjąć.
Pod kamiennym okiem znajdowała się głęboka dziura do której wpadł mi ołówek. Włożyłam rękę, aby go wyjąć i coś poczułam. Wyjęłam odruchowo rękę, nie zastanawiając się co to mogło być. Głowa mnie zbyt bardzo bolała żeby się zastanawiać czy to pająk, czy skorpion, czy cokolwiek magicznego z tego lasu. Znowu włożyłam tam całą rękę i szybko wyciągnęłam trzy zwoje.
Mój ból się coraz bardziej nasilał, więc chwyciłam zwoje i kamienne oko, które udało mi się wyciągnąć, a potem szybko zbiegłam z kamiennnego okręgu i zrezygnowałam z wracania tam tylko po ołówek. Chwile posiedziałam, zmęczona bólem, opierając się o drzewo. Z tego bólu zapomniałam o notesie i zostawiłam go na środku okręgu. Przebiegłam przez środek jak najszybciej tylko mogłam i w biegu chwyciłam moje notatki. Później na okrągło obeszłam to dziwne miejsce. Wzięłam kamienne oko i trzy dziwne zwoje, które niewyobrażalnie mocno mnie korciły, żeby je przeczytać. Jednak dla ostrożności chciałam je rozwinąć przy Dippperze i Fordzie.
Byłam mocno zdziwiona że to ja znalazłam te zwoje, a nie ktoś inny na przykład Ford, albo Dipper, lub Stanek.
Są w Wodogrzmotach małych dłużej ode mnie i pracują nad takimi rzeczami, więc czemu oni tego nie znaleźli? Postanowiłam wyjść z lasu, bo im dłużej tam byłam, tym bardziej straszny się wydawał. Zwoje trzymałam w ręku tak, aby ich nie zniszczyć, ale też tak aby mi nie wypadły. Wróciłam do rezydencji pana Mcguketa omijając każdą osobę szerokim łukiem i robiąc wszystko, aby zakryć ranę na ręku. Schowałam zwoje pod łużko a notes położyłam obok i poszłam do łazienki, która znajduje się w mojej sypialni. Znalazłam tam apteczke i zrobiłam sobie opatrunek. Potem doprowadziłam się do porządku , bo wyglądałam podobnie jak Frideric. Ubrałam bluzę z długim rękawem, aby zakryć opatrunek a potem poszłam na kolacje. Na kolacji powiedziałam rodzicom, że spotkanie z Mabel się trochę przedłużyło. Przecież nie powiedziałabym o kamiennym kręgu od którego boli mnie głowa.... chociaż mamie to nawet o takich rzeczach mogę opowiedzieć, a wtedy moja mama stara się mi pomóc to jakoś racjonalnie wytłumaczyć, bo tata to mnie wysłucha i potem tylko mówi że zmyślam.
Gdy się już najadłam wróciłam do pokoju i przejżałam jeszcze raz książkę, którą znalazłam, oraz wokół której ostatnio jest tyle szumu. Zauważyłam że ma ona trzy wyrwane strony, a później nie mogłam zasnąć, bo mój mózg, akurat wtedy musiał zacząć rozmyślać o zwojach.... i sensie życia..... i o tym jak człowiek wpadł na pomysł pieczenia chleba.... oraz innych tego typu rzeczach.
CZYTASZ
Moje „Wodogrzmoty Małe"
FanficPoczątek wakacji. Początek wolności i poznawania nowych miejsc. Główna bohaterka -Tenebris , wraz z rodzicami co roku wyjeżdża w różne strony kraju, a tym razem padło na Wodogrzmoty Małe. Z pozoru zwyczajna wioska kryje dużo tajemnic urozmacających...