Rozdział VIII

61 6 2
                                    

 Poczułam zapach łazanek, więc natychmiast wyskoczyłam z łóżka, zbiegłam po schodach - o mało co się nie zabijając i kogo ujrzałam? No kuźwa, znowu on! Przylepił się jak rzep do psiego ogona! Nie da świętego spokoju człowiekowi.

 Podeszłam bliżej niego, wzięłam drewnianą łopatkę i dźgnęłam go lekko w plecy. Podskoczył zdezorientowany, a gdy się obrócił i mnie ujrzał szeroko się uśmiechnął.

- To tak się u Ciebie wita gości? Atakuje się ich? - zaśmiał się.

- Co tutaj robisz? - spytałam oburzona.

- Twoja mama widząc nasze sprzeczki chciała dać nam trochę czasu na pogodzenie bo dzisiaj wieczorem wyjeżdżacie, więc zaproponowała mi popołudnie z Tobą, a sama poszła z moją na miasto czy gdzieś tam. Cokolwiek. - serio?

- I ty się zgodziłeś? - pokręciłam głową z rozbawienia.

- Oczywiście, nie mógłbym przepuścić takiej okazji, w szczególności, że Twoja mama mi to umożliwiła - uśmiechnął się i wrócił do smażenia obiadu.

- Ehh - po chwili znów się odezwałam - dlaczego próbujesz spalić mi kuchnię? - zapytałam, a on się zaśmiał.

- Czy zrobienie rewelacyjnego obiadu oznacza to samo co spalenie kuchni?

- W Twoim wykonaniu to całkiem prawdopodobne.

- Nie wierzysz w moje zdolności kulinarne?

- Jakoś nie bardzo mi do tego spieszno - ziewnęłam przeciągle - idę się ubrać, a Ty skończ co tu zacząłeś psuć i nałóż tego czegoś na talerz. Ocenię te Twoje ,, zdolności '' kulinarne - zrobiłam ,, króliczki '' w powietrzu i udałam się do pokoju.

 Ubrałam jakieś dżinsowe spodenki, czarną bokserkę, uczesałam włosy i zrobiłam lekki make-up. Trzeba wyglądać czasem jak człowiek - nawet, gdy muszę nałożyć tonę tego świństwa.
 Zeszłam na dół, a Pan Nieproszony rozłożył się wygodnie przed telewizorem, z nogami na stole. Moje jedzenie stało w kuchni, a on swoje żarł na kanapie.

 Wzięłam swoją porcję i dosiadłam się do niego.

- I jak? - spróbowałam tego i ... OMFG, JAKIE TO DOBRE!!!

- Może i nie często Ci to mówię, ale wyszło Ci to zajebiście, lepszych łazanek nigdy w życiu nie jadłam, a mówię Ci to ja, znawczyni tego dania, która mogłaby jeść to 24/7.

- Mówiłem Ci, jestem mistrzem w gotowaniu - wyszczerzył się i zmienił kanał na jakiś horrorek czy cuś.

- Oj już nie przesadzaj. Nie przyzwyczajaj się do pochwał.

- Cokolwiek.

 Jadłam jedzenie aż nagle przyszedł mi do głowy rewelacyjny pomysł ... a może idiotyczny? Whatever.

- Co ty na to, aby iść popływać w jeziorze? Ale tak... w ubraniach? - spojrzał się na mnie dziwnie, ale potem banan wyskoczył mu na twarz - wiesz, tak na pożegnanie, czy jakoś tak.

- No to na co czekasz? Zabieraj te swoje duże cztery litery z kanapy i idziemy! - klasnął w dłonie, odłożył pusty talerz i wybiegł z domu. No normalnie jak z dzieckiem, które zobaczyło wielkiego lizaka w sklepie.

 Zrobiłam to samo, przedtem wyłączając telewizor po tym jełopie.
Słońce przygrzewało w najlepsze gdy weszłam na molo. Zdjęłam buty i podeszłam do jego końca, ale nigdzie go nie widziałam. Eee, dziwne?
 Już miałam wracać, gdy ręka złapała mnie za kostkę i wciągnęła do wody. Zabiję go kiedyś, przysięgam!
 On się wynurzył, ale ja dostrzegłam coś błyszczącego na dnie, a że było raczej nie głęboko bo około 2 metry w głąb, to zanurkowałam głębiej.
 Tym czymś okazał się... wisiorek w tym samym kształcie co znaki wyryte na pomoście. Był srebrny a w środku miał przepiękny, jarzący się głębokim niebieskim kryształ, prawdopodobnie coś w stylu lapisu lazuli. Był piękny. Kamień błyszczał jak gwiazdy - ale poetyckie - lecz prawdziwe.

Potomkini KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz