Rozdział XXIV

24 1 2
                                    

,, Śnieg zdawał się tworzyć zimową krainę. Śnieżny całun pokrywał zarówno zaparkowane samochody jak i liczne igły tutejszych świerków. Światło oślepiająco odbijało się od białego puchu. Wyszłam za bramę po skrzeczącej posadzce i usiadłam na ławeczce po drugiej stronie ulicy. Cała okolica była taka spokojna, jakby czas stanął w miejscu, a rzeczywistość ominęła tę endemiczną scenerię. Nagle na środku ośnieżonej drogi usiadł kruk, czarny jak noc. Przypatrywał mi się z niezwykłą intrygą. Poczułam małe iskierki gdy zakrakał, które zdawały się ostrzegać mnie przed niebezpieczeństwem. Chwilę później nadjechało auto tym samym zakańczając życie tej drobnej istotki. Ciemnoczerwona, a wręcz smolista krew rozbryzgała się na kontrastującej bieli. Samochód zatrzymał się parę metrów dalej. Okno się otworzyło, a zakapturzona postać wyrzuciła zgiętą kartkę na pół. Po chwili odjechała z piskiem opon. W pierwszej kolejności podeszłam do ptaka i kucnęłam. Zrobiło mi się go naprawdę szkoda. Dotknęłam krwi, gdy nagle czerń zalała moją rękę torując drogę do serca. Czułam, jakby wdzierała się w moją duszę i zabierała ją kawałek po kawałku. Zaczęłam się dusić, a jedyne co słyszałam to przytłumiony męski głos próbujący przedrzeć się do mojej podświadomości. "

- Eveelin, proszę, zbudź się!

 Gwałtownie usiadłam wyrywając się ze snu. Mój ciężki oddech wypełnił pomieszczenie i czułam się, jakbym odepchnęła nienaturalną istotę z klatki piersiowej, zrzuciła jej ciężar. Mogłam nareszcie odetchnąć.
  Ku mojemu zdziwieniu zamiast bieli zimy był mięciutki koc, a martwy kruk okazał się tylko okrutnym koszmarem. Obok mnie siedziała jakaś postać pełna troski w dużych, brązowych oczach. Dopiero po chwili dostrzegłam w nim mojego najukochańszego, na całym bożym świecie chłopaka. Przetarł dłonią mój mokry policzek. Nie miałam nawet pojęcia, kiedy łzy zalały moje policzki.

- Nie mogłem Cię obudzić, wiesz? - założył niesforny kosmyk włosów za moje ucho i pogładził policzek kciukiem. Jeszcze mocniej się rozpłakałam - No już chodź tutaj. - zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku gładzą plecy i dodając otuchy.

- To było straszne - wyszeptałam w zmoczoną za moją sprawą koszulkę. Odsunęłam się, aby spojrzeć mu jeszcze raz w oczy - Tam był kruk, potem krew, jakiś facet w kapturze i... i... coś mrocznego... To coś zagarniało moją duszę... - zaczęłam sama się plątać tym co mówiłam.

- Spokojnie, nic już Ci nie grozi - pocałował mnie w czubek  głowy. Położył się z powrotem i gestem ręki zachęcił do tego samego. - Chodź, nie ma co się teraz tym zadręczać.

 Więc i tak zrobiłam. Przytuliłam się i zasnęłam w jego ramionach, czując się znacznie bezpieczniej niż parę minut temu.

POV. Nieznane

 Z niezwykle przyjemnego snu wyrwał mnie dźwięk natarczywie dzwoniącego telefonu. Przysięgam, jeżeli to nie jest pizzeria mówiąca o rocznym zapasie Margherity i darmowej dostawie coli przez miesiąc to się wścieknę i nie ręczę za siebie. 

- Halo? - powiedziałem chyba zbyt ostrym tonem.

- Nie uważasz, że powinieneś mieć do mnie nieco więcej szacunku? - odparł ochrypłym i zirytowanym głosem.

- Wybacz, nie wiedziałem kto do mnie dzwoni o 3 w nocy...

- Mam dla Ciebie kolejne zadanie - przerwał mi. Przełknąłem ślinę.

Potomkini KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz